Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Coś więcej niż zespół

Treść

O naszych piłkarzach ręcznych opowiada ks. Edward Pleń SDB, duszpasterz polskich sportowców
Nie ma chyba dziś w Polsce drużyny budzącej takie emocje i sympatię jak reprezentacja piłkarzy ręcznych. Sukcesy, medale największych imprez nie są chyba pełną odpowiedzią na pytanie "dlaczego"?
- Oczywiście, że nie są. Znam dobrze naszą drużynę, mam z nią częsty kontakt. Gdy patrzę na Bogdana Wentę i jego zawodników, wydaje mi się, że tworzą coś więcej niż zespół - niemalże rodzinę. Przeżywają wszystkie ludzkie sprawy, dobre i złe, mają lepsze i gorsze dni, ale potrafią o nich rozmawiać we własnym gronie. Cały czas pozostają autentyczni, prawdziwi, i to mnie w nich urzeka. Wenta dla swoich podopiecznych jest przyjacielem i wzorem, niemal jak ojciec. Osobą, do której można przyjść z każdą sprawą, także pozasportową.
To jest tajemnica sukcesów?
- Sztabowi szkoleniowemu udało się wpoić zawodnikom zasadę, którą uważam w sporcie za niezwykle istotną: by każdy mecz traktowali jako pierwszy, jedyny i ostatni, by dawali w nim z siebie wszystko, co mogą. To droga prowadząca do sukcesów, kształtująca charakter, ubogacająca. Teraz przeżywamy wspaniałe występy Polaków na mistrzostwach Europy, dopingujemy ich w rywalizacji o medale. Rywalizacji - nie walce. Pamiętajmy, że sport, piłka ręczna, to nie jest pojedynek na śmierć i życie, to radość i możliwość doskonalenia samego siebie. Zespół, który stoi po drugiej stronie boiska czy parkietu, ma pomóc nie tylko w osiągnięciu celu, zrealizowaniu ambicji, lecz także - a raczej przede wszystkim - w podnoszeniu umiejętności i pokonywaniu słabości.
Z rozgrywanych w Austrii mistrzostw w pamięci pozostanie wiele wspomnień i obrazów, choćby widok trenera Wenty, który w decydujących momentach arcyważnego meczu z Czechami czyni znak krzyża. To było wymowne i prawdziwe.
- A ja powiem więcej: nasi piłkarze dobrze rozumieją, że w życiu nie powinni się kierować zasadą: "Jak trwoga to do Boga". Bóg jest w ich życiu rzeczywistością; rzeczywistością jest modlitwa. Pamiętam, jak podczas igrzysk w Pekinie odprawiałem Mszę Świętą dla polskich sportowców i zauważyłem, że obok naszych piłkarzy ręcznych przyszli ich koledzy z Chorwacji. To było piękne świadectwo. Po zakończeniu Eucharystii podziękowałem im za wspólną modlitwę i po chwili zwróciłem się do Chorwatów, życząc im zwycięstwa w wieczornym meczu. A tu natychmiast odezwali się nasi, mówiąc: "Proszę księdza, przecież my z nimi dziś gramy". Zapomniałem o tym (śmiech). Cóż było robić? Odpowiedziałem: "Zatem niech będzie remis; a zresztą, pozostawmy wszystko w rękach Pana Boga". Było wtedy dużo radości, pięknej, szczerej. Podczas tej właśnie olimpiady podszedł do mnie trener Wenta, prosząc o specjalną Mszę św., tylko dla naszej drużyny. To jest wspaniałe, że ten zespół jest tak poukładany. Jest w nim czas na trening, rozmowy, relaks, a także na modlitwę.
To niesamowita sztuka tak budować i zbudować zespół. Zespół, który nie tylko wygrywa, ale może być również przykładem.
- Jestem pełen uznania dla sportowca, który na boisku czy bieżni czyni znak krzyża. Musi jednak pamiętać, że w ten sposób nakłada na siebie ogromne zobowiązanie. Wiara, modlitwa, nie może być czymś pustym, muszą iść za nią czyny. Życie według jej zasad. Najpiękniejszą i najskuteczniejszą modlitwą jest dawanie siebie Panu Bogu. Nasi piłkarze wierzą nie dla poklasku, szczerze.
Urzekła mnie ostatnio wypowiedź Marcina Lijewskiego, gwiazdy reprezentacji, jednego z najważniejszych jej ogniw. Na mistrzostwach, z różnych przyczyn, pełni mniej eksponowaną rolę, gra rzadziej niż zazwyczaj. Przyznał, że ani przez chwilę nie miał do nikogo o to pretensji, cieszy się jedynie, kiedy jego brat zaczyna odgrywać pierwsze skrzypce. Ci chłopcy są ze sobą solidarni, jeden za drugiego, nigdy jeden przeciw drugiemu. Nigdy nie słyszałem, nawet w osobistej rozmowie, by ktoś na kolegę powiedział złe słowo. W zespole, w rodzinie tak być powinno.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-01-29

Autor: jc