Coraz bliżej programowych rozmów
Treść
Ze stworzenia alternatywnej koalicji nie rezygnuje LPR, która zwróciła się do Samoobrony i PSL, by razem zaproponować PiS poparcie rządu bez PO.
- Z satysfakcją odnotowuję fakt, że wiele ugrupowań uznaje program PiS za bliski sobie - skomentował tę propozycję Kazimierz Marcinkiewicz. Dodał, że jest jednak człowiekiem "bardzo optymistycznym" i jest przekonany o powołaniu rządu PiS - PO do końca października. Rozmowy na temat programu ewentualnej koalicji mają się rozpocząć najdalej w poniedziałek.
W tle kampanii prezydenckiej rozpoczynają się trudne rozmowy o kształcie przyszłego rządu. Zgodnie z zapowiedzią Kazimierz Marcinkiewicz pisemnie odpowiedział wczoraj na list Jana Rokity.
- Istnieje między nami bardzo duża zbieżność - powiedział przyszły premier.
Ta zbieżność nie dotyczy jednak kwestii najważniejszej, a mianowicie kształtu owego "rusztu rządu", o którym mówił Rokita. Lider PO chce, by były nim standardy rządzenia i struktura działów administracji rządowej. Marcinkiewicz odpowiada: standardy oczywiście, ale najpierw program, a potem dopiero struktura odpowiednia do stawianych zadań. Podaje przykład ministerstwa zdrowia: jeśli miałby być realizowany program PiS, to taki resort jest konieczny, a w propozycji PO nie istnieje.
Zaproponowany przez PO obszar standardów życia publicznego PiS chce powiększyć o autolustrację majątkową osób publicznych łącznie z "konfiskatą majątków pochodzących ze źródeł nielegalnych". Marcinkiewicz pytał o konkrety związane z ujawnianiem akt przez IPN.
- Czy Platforma Obywatelska jest za otwarciem i udostępnieniem całego materiału archiwum IPN, czy też wykluczamy z jakichś powodów, a jeśli tak, to z jakich, dostęp do części materiałów, np. dotyczących spraw osobistych - pytał przyszły premier.
PiS do swoich postulatów dopisuje oczywiście stworzenie Urzędu Antykorupcyjnego i przyjęcie przez przyszły rząd kodeksu prezydenckiego jako zbioru zasad dla administracji publicznej. Marcinkiewicz kwestionuje pomysł powstania Narodowego Centrum Legislacji jako "budzącego wątpliwości natury prawno-ustrojowej" oraz powierzanie Kancelarii Premiera (kosztem Rady Ministrów) kompetencji w kwestii wyznaczania celów i zadań całego rządu.
Pomruki z Brukseli
Jedne sondaże wskazują, że przewaga Donalda Tuska nad Lechem Kaczyńskim zmalała do zaledwie 4 proc., inne wciąż wykazują kilkunastoprocentową różnicę. Doświadczenia z niedawnych wyborów parlamentarnych każą jednak obu kandydatom i ich sztabom zachowywać się tak, jakby sondaże nie istniały - wówczas PiS wyprzedziło PO po raz pierwszy w czwartek, już w piątek znów było drugie, a wybory wygrało.
Od kilku dni strategia Tuska polega na wskazywaniu dwóch "fatalnych skutków" ewentualnego wyboru kontrkandydata. Pierwszy to "niepewność w polityce zagranicznej", choć po ostatniej wizycie obu polityków w Komisji Europejskiej obaj zebrali równie dobre oceny. Jedyne, co zostało poddane krytyce, to wypowiedź przyszłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza o tym, że homoseksualizm nie jest normalny. Głosy dochodzące wczoraj z Brukseli świadczyły o tym, że to niemal temat nr 1 w UE. Drugim "fatalnym skutkiem" ewentualnej wygranej Kaczyńskiego miałoby być oddanie pełni władzy w ręce jednej partii. Brakuje tutaj jednak niesłyszanej nigdy deklaracji, że gdyby to PO wygrała wybory parlamentarne, Tusk zrezygnowałby z dalszego kandydowania. Takie słowa nigdy nie padły, zagrożenie więc rodzi się tylko wówczas, gdyby władza trafiła do kogoś innego niż Platforma.
Kobiety Platformy na pierwszej linii
Platforma Obywatelska miała chyba dość odpierania ataków ze strony PiS, przystąpiła więc do ofensywy. Najpierw we wtorek Julia Pitera zaatakowała Lecha Kaczyńskiego za druk ulotki opowiadającej o strategii dla Warszawy, wczoraj dołączyła do niej Hanna Gronkiewicz-Waltz, która ujęła się za losem znajdujących się w coraz gorszym stanie warszawskich hospicjów. Zdaniem "pierwszej damy PO", to oczywiście wina prezydenta Warszawy, kandydata PiS na prezydenta.
- To bezczelne kłamstwo, hospicja warszawskie nie są w gestii miasta - odpierał zarzuty szef warszawskiego PiS Mariusz Kamiński.
Młodzi Demokraci (młodzieżówka Platformy) demonstrowali przed Sądem Rejonowym w Warszawie w obronie pielęgniarki zwolnionej z pracy w Szpitalu Bielańskim. Jej zdaniem, zwolnić kazał ją prezydent Kaczyński, bo była wobec niego nieuprzejma w lipcu 2003 r. Zdaniem zwolnionej Marii Machery, to prezydent Warszawy zachował się niestosownie, nie ona. "'Nie' dla kaczyzmu, 'tak' dla Polski" - krzyczeli działacze młodzieżówki PO. Zapewniali, że o akcji nic nie wie Donald Tusk.
Co ze Schetyną?
PiS nie zostawało w tyle. Szef sztabu wyborczego Lecha Kaczyńskiego Zbigniew Ziobro pytał, jak pogodzić hasło Tuska "człowiek z zasadami" i jego wypowiedź dla jednej z gazet - że gdyby pojawił się publiczny zarzut wobec któregoś z jego współpracowników, to niezwłocznie by go zawiesił i dopiero wyjaśniał zarzuty - z tym, co przed miesiącem napisał jeden z tygodników. W tekście postawiono poważny zarzut sekretarzowi generalnemu PO Grzegorzowi Schetynie.
- Gdyby to była prawda, to mielibyśmy do czynienia z przestępstwem płatnej protekcji - uważa Ziobro. Tusk zarzuty zbagatelizował, a Schetyna zapowiedział podanie do sądu autora artykułu. Ten zadeklarował chęć zeznawania przed sądem i obronę zawartej w artykule tezy, że jeden z wrocławskich biznesmenów uzyskał potrzebne zezwolenie dopiero wówczas, gdy zasponsorował klub koszykarski Śląsk Wrocław.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2005-10-06
Autor: ab