Co z niemieckim śledztwem?
Treść
Poznański pion śledczy IPN prowadzi śledztwo w sprawie zamordowania ponad 1000 więźniów, w tym wielu Polaków, w Gardelegen (Niemcy). Tuż przed wyzwoleniem w 1945 r. zostali oni żywcem spaleni w stodole. Strona niemiecka dostała z Polski materiały na temat masakry, ale - jak się okazuje - główny podejrzany uniknął kary i zmarł w Niemczech w 1996 roku.
Jak poinformował nas prokurator Artur Orłowski z poznańskiej delegatury IPN, sprawa masakry w Gardelegen jest badana od niedawna w ramach szerszego śledztwa. - Jest to jeden z wątków śledztwa (...) w sprawie zbrodni hitlerowskich popełnionych na więźniach obozu koncentracyjnego Mittelbau-Dora - stwierdza prokurator Orłowski. Zaznacza, że śledztwo w sprawie zamordowania ponad 1000 więźniów obozów koncentracyjnych w stodole w Isenschnibbe pod Gardelegen prowadziła w latach 60. i 70. była Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce.
Zebrane materiały zostały przekazane do "procesowego wykorzystania" Centrali Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu. Czy Niemcy należycie je wykorzystali? Nie wiadomo. Poznański prokurator stwierdza, że w pozostałej dokumentacji "brak jest informacji, z jakim efektem zakończono w Niemczech prowadzone postępowania karne". Być może z miernym efektem, skoro, jak podkreśla IPN, główny podejrzany - lokalny szef NSDAP Gerhard Thiele, który "wydał rozkaz wymordowania więźniów, uniknął kary, gdyż poszukiwania jego osoby zakończyły się niepowodzeniem". Istnieją źródła wskazujące, że zmarł on w 1996 roku w Niemczech pod przybranym nazwiskiem.
Poznański pion śledczy wystąpił już do strony niemieckiej o przekazanie informacji "na temat wyników prowadzonych w sprawie masakry w Gardelegen postępowań karnych". Wiadomo, że przez amerykański trybunał skazany został tylko jeden ze sprawców SS-Hauptscharführer Erhard Brauny, który zmarł w 1950 r. w więzieniu w Landsbergu. Dziewięciu innych ustalonych drobnych sprawców skazał sowiecki sąd wojskowy w 1947 roku.
W prowadzonym śledztwie IPN wykorzystuje zgromadzone już w latach 60. i 70. materiały, "w tym protokoły zeznań świadków, także nielicznych uratowanych z masakry". Orłowski podkreśla, że "okoliczności, w których doszło do popełnienia zbrodni, są zasadniczo znane", ale historycy zwracają uwagę, że słabo są obecne w polskiej historiografii i w ogóle mało znane. - Pod tym względem praca IPN jest kolejnym przykładem przywracania pamięci o tych tragicznych wydarzeniach - mówi prof. Grzegorz Kucharczyk z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Stanowi też początek systematycznych badań w tej sprawie.
Historyk IPN Bogusław Kopka zwraca z kolei uwagę, że Niemcy pod koniec wojny prowadzili specjalną akcję zmierzającą do zacierania śladów swoich zbrodni, dlatego niejednokrotnie ciężko jest obecnie ustalić okoliczności rozmiaru wielu z nich. - Mieliśmy do czynienia z procederem zorganizowanym, metodycznie przeprowadzonym zacieraniem śladów zbrodni - podkreśla. Dlatego ważne jest prowadzenie takich postępowań.
Kilka lat temu wszczęcia śledztwa przez IPN w sprawie masakry domagał się historyk prof. Ryszard Bender.
Do zbrodni w pobliżu miasteczka Gardelegen (Saksonia) doszło 13 kwietnia 1945 roku. Prowadząca więźniów w tzw. marszu śmierci jednostka SS znalazła się między nacierającymi jednostkami sowieckimi i amerykańskimi. Podjęto decyzję o pozbyciu się blisko 1,1 tys. więźniów. Spędzono ich do stodoły, którą po polaniu benzyną podpalono. Esesmani otoczyli ten budynek i jeżeli komuś udało się z niego wydostać - zabijali. Dwa dni później na spaloną stodołę natknęli się amerykańscy żołnierze. Odnaleziono w niej spalone ciała 1016 jeńców wojennych i więźniów obozów koncentracyjnych. Jedynie w kilku przypadkach ustalono tożsamość ofiar. W przypadku 301 udało się jedynie ustalić ich numery obozowe. Reszty nie zidentyfikowano. Wśród 186 ofiar, których narodowość jest znana, największą grupę stanowili Polacy - 60 osób. Niewątpliwie w gronie ponad tysiąca zamordowanych było ich znacznie więcej.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2009-12-28
Autor: wa