Co się stało z Laskowikiem?
Treść
Wychowałem się na Zenonie Laskowiku. Jego żarty dodawały mi otuchy w czasach komunizmu, podnosiły na duchu, pozwalały przeżyć tamten czas z uśmiechem. Jego teksty krążące w drugim obiegu na kasetach przywozili mi koledzy z Poznania. Słuchaliśmy ich, podziwialiśmy Laskowika, kochaliśmy go. A potem odszedł, zamilkł. Został listonoszem - szeptano - bo pewno miał tego wszystkiego dość. I legenda Laskowika rosła. Stał się postacią, jak to mówią niektórzy, kultową.
Kilka lat temu rozpoczął się zapowiadany szumnie powrót Laskowika. W jednej z gazet udzielił "ostrego" wywiadu, w którym negował sensowność wejścia Polski do Unii Europejskiej i wskazywał, że wszędzie obecni są ci sami komuniści, z których wyśmiewał się przed laty. Potem przypomniano w telewizji jego stare programy, a on ogłosił wielki nabór do swojego nowego, znowu "rewelacyjnego" kabaretu. Miałem możliwość poznać próbkę tych "rewelacji" w warszawskim kinie "Bajka". Było to żenujące przedstawienie przesycone płytkim i prymitywnym humorem, obrzydliwie poprawne politycznie, w trakcie którego Laskowik robił sobie "śmichy-chichy" z PiS, LPR, Samoobrony i oczywiście Radia Maryja, a przede wszystkim z Ojca Dyrektora. W tym ostatnim wypadku Laskowik nie tylko przekroczył granicę dobrego smaku, ale dopuścił się także bluźnierstwa, mówiąc o portrecie religijnym podpisanym: "Tadek, ufam tobie". Przy tym, oczywiście, starannie pomijał tych, z których dziś wielcy tego świata nie pozwalają żartować, nawet tych, z których odważył się żartować niegdyś. Jeden z głównych wątków przedstawienia wyznaczała obecność na widowni przedstawicielki zespołu przebranej za... zakonnicę.
Co się stało z Laskowikiem, z jego odwagą, dowcipem, klasą? Czy Laskowik sprzedał swoje ideały? A może był tylko legendą? Może nigdy ideałów nie miał?
Stanisław Krajski
"Nasz Dziennik" 2006-07-06
Autor: ab