Co prywatyzacja, to nieprawidłowości
Treść
Czternaście zakończonych kontroli prywatyzacji państwowych firm i w każdej jakieś nieprawidłowości - taki jest efekt ponadrocznej pracy sześcioosobowego zespołu zajmującego się kontrolowaniem prywatyzacji państwowych firm. Ale najważniejszym skutkiem pracy zespołu jest odzyskanie dla budżetu państwa ponad 100 mln złotych od inwestorów, którzy nie zapłacili za przejęty majątek.
Ustępujący rząd był pierwszym od 1989 r., który powołał w Ministerstwie Skarbu Państwa organ kontrolujący procesy prywatyzacyjne państwowych przedsiębiorstw. Do tej pory bowiem, jak podkreśla Grzegorz Janas, który kieruje grupą kontrolerów w Ministerstwie Skarbu Państwa, było niepisaną zasadą, że następcy nie sprawdzali dokonań swoich poprzedników. W efekcie dopiero teraz wyszły różne nieprawidłowości przy sprzedaży np. banków, co pokazała choćby działalność bankowej komisji śledczej w Sejmie poprzednich kadencji. Komisja zajęła się co prawda głównie Bankiem Śląskim, ale z kolei kontrolerzy z MSP ujawnili szereg nieprawidłowości przy prywatyzacji Banku Zachodniego. Postępowanie w tej sprawie, o czym już pisaliśmy, prowadzi Prokuratura Okręgowa w Płocku. Opisywaliśmy też na łamach "Naszego Dziennika" nieprawidłowości związane z prywatyzacją takich firm, jak Zelmer (prokuratura postawiła już zarzuty dwóm byłym wiceministrom skarbu i wysokim urzędnikom resortu za zaniżenie wartości zakładu), Pref-Bud w Olsztynie, spółka Weldoro w Bielsku-Białej czy Zakłady Przemysłu Tytoniowego w Radomiu. W większości przypadków dochodziło do bardzo dziwnych rozstrzygnięć prywatyzacyjnych, firmy kupowały niewiarygodne finansowo osoby, dochodziło do wyprzedaży majątku i prawdopodobnie celowej upadłości zakładów. Wiele wątpliwości wzbudzała działalność doradców prywatyzacyjnych, których można podejrzewać o celowe działanie na rzecz konkretnego inwestora. Wiceminister skarbu Michał Krupiński jako przykład podaje właśnie Zelmer, gdzie doradca namawiał ministerstwo do sprzedaży zakładu funduszowi Enterprise Investors wbrew wcześniejszym, wręcz odwrotnym analizom.
- Niestety, stwierdzaliśmy też, że urzędnicy państwowi odpowiedzialni za prywatyzacje łamali procedury, nie przestrzegali nawet reguł, które sami ustalili, wypłacali doradcom skandalicznie duże pieniądze, choć efekty ich pracy były słabe - podkreśla Grzegorz Janas. W dodatku nagminne były przypadki, że ginęły ważne dokumenty, jak oferty od inwestorów czy nawet całe umowy prywatyzacyjne, które powinny być obowiązkowo przechowywane w archiwum przez wiele lat. Te sprawy także wyjaśnia prokuratura.
Janas przyznaje, że do kontroli wybierano przede wszystkim tych inwestorów, którzy są największymi dłużnikami Skarbu Państwa. I udało się podjąć działanie, aby te pieniądze od nich wyegzekwować. W efekcie, z 700 milionów zł, bo taki jest globalny dług inwestorów, odzyskano ponad 100 mln złotych. Żadna ekipa MSP nie mogła się dotąd pochwalić takimi osiągnięciami.
Grzegorz Janas jest przekonany, że nowy minister skarbu powinien kontynuować te działania. Kontrolerzy będą mieli bowiem sporo pracy przez wiele lat, skoro prywatyzacja objęła ponad pięć tysięcy przedsiębiorstw. W dodatku trzeba także kontrolować umowy prywatyzacyjne np. pod kątem realizacji pakietów inwestycyjnych. Jeszcze przed 2005 r. za te sprawy odpowiadał tylko jeden urzędnik, co powodowało, że ten nadzór był nieskuteczny. Jako przykład wiceminister Krupiński podaje hiszpańską Endesę, która kupiła elektrociepłownię w Białymstoku. Endesa chciała trzeci raz przesunąć termin zrealizowania inwestycji w EC Białystok za 30 mln euro. Dwa razy takie zgody od MSP otrzymała. Dopiero za rządów PiS zgoda nie została udzielona. - Endesa kupiła EC w Białymstoku przede wszystkim dlatego, że zaoferowała najlepszy pakiet inwestycyjny - tłumaczy Michał Krupiński. - Nie możemy się na takie rzeczy zgadzać. Będziemy szanowani przez inwestorów tylko wtedy, jeśli będziemy twardo realizowali podpisane umowy prywatyzacyjne - podkreśla.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2007-11-16
Autor: wa