Co powie Trybunał?
Treść
Z Peterem Gauweilerem (CSU), niemieckim politykiem i członkiem Bundestagu, który zaskarżył w Trybunale Konstytucyjnym w Karlsruhe ratyfikację traktatu przez niemiecki parlament i prezydenta, rozmawia Waldemar Maszewski
Czy zgadza się Pan z zarzutem, że Irlandia poprzez odrzucenie traktatu lizbońskiego doprowadziła do kryzysu w Unii Europejskiej?
- Nie. Europa po prostu na tym skorzysta. Irlandczycy całemu europejskiemu społeczeństwu zaaplikowali orzeźwiającą pigułkę: "Halo, obudźcie się!". Tak naprawdę do tej pory konsekwencje traktatu lizbońskiego i cały kompleks zmian, jakie ze sobą wnosi, były nieznane. Większego pojęcia nie mieli o nich nawet politycy dużych partii ludowych w Niemczech (CDU i CSU). Nie funkcjonowało coś takiego, jak pro lub contra dla traktatu. Teraz, po odrzuceniu dokumentu przez Irlandię, uzasadnione wydaje się dążenie do obudzenia europejskich obywateli i pokazania im, że istnieje w Unii grupa "mocnych ludzi", która sama chce decydować o przyszłości Wspólnoty. Z tego powodu odrzucenie przez Irlandię traktatu jest wielką szansą dla Europy.
Jakie dostrzega Pan drogi wyjścia z obecnej sytuacji? Czy powinno się kontynuować proces ratyfikacji w innych krajach, czy też należałoby zorganizować jeszcze jedno referendum w Irlandii, a może wypracować jeszcze jeden, całkiem nowy traktat lub też może należałoby pozostać przy traktacie z Nicei?
- Kryzys został spowodowany tym, że proces europejskiej integracji odszedł od swoich nadrzędnych celów, jakimi były idea budowy Europy ojczyzn i zachowanie narodowych odmienności. Ciągłe przyznawanie sobie coraz to większych kompetencji przez urzędników z Brukseli i stałe pozbawianie kompetencji wybranych przez poszczególne narody ich własnych przedstawicieli powoduje poważne niedobory demokracji. Obywatele i obywatelki Europy, mając na uwadze swoje wielowiekowe doświadczenie historyczne, chcą bardziej samodzielnie decydować w ważnych dla nich sprawach. Życzą sobie, aby decyzje były podejmowane regionalnie, w sposób transparentny i zdecentralizowany. Obywatele nie chcą nowego centralnego komitetu w Brukseli. Zignorowanie możliwości przeprowadzenia referendów w pozostałych krajach i wprowadzanie traktatu poprzez ratyfikację przez parlamenty zdecydowanie stanowi złamanie zasad demokratycznego sposobu podejmowania decyzji przez tych, którzy pozbawiają swoich obywateli suwerenności.
Czy odrzucenie przez Irlandczyków traktatu będzie miało poważne konsekwencje?
- Traktat lizboński był ponowną nieudaną próbą uzyskania w społeczeństwie wotum zaufania dla nieczytelnej, odrzuconej wcześniej europejskiej konstytucji. Ilekroć spoglądam na to, co się dzieje w Brukseli, to zawsze przypomina mi się powiedzenie Marka Twaina: "Jeżeli tracicie z pola widzenia swój cel, to sami przysparzacie sobie podwójnej roboty". Pewny jest także fakt, że również w innych unijnych państwach były poważne wątpliwości konstytucyjne związane z traktatem lizbońskim, jak chociażby w Czechach. Unijna klasa polityczna powinna była już dawno się zorientować, że już dłużej nie da się działać na zasadzie bicia głową w mur, dopóki się go nie rozbije.
Jak będzie teraz przebiegał proces ratyfikacji w Niemczech? Przypomnę, że przecież zaskarżył go Pan do Trybunału Konstytucyjnego.
- Niezależnie od wyroku, jaki zapadnie w Trybunale, niemiecki rząd powinien z podejmowaniem jakichkolwiek kroków w kierunku dokończenia ratyfikacji poczekać na decyzję, jaką w tej sprawie podejmie Trybunał Konstytucyjny.
Jak Pan ocenia możliwość podpisania traktatu przez prezydenta Horsta Koehlera bez wymaganego wyjaśnienia sprawy przez Trybunał Konstytucyjny? Pojawiły się informacje, że niemiecki prezydent zamierza złożyć swój podpis, nie czekając na rozstrzygnięcie sędziów z Trybunału.
- Według posiadanych przeze mnie informacji rząd niemiecki ratyfikuje traktat lizboński dopiero po decyzji Trybunału Konstytucyjnego. Nie są mi znane żadne doniesienia, aby prezydent Horst Koehler w jakiejkolwiek formie wywierał nacisk na sędziów Trybunału i miał zamiar podpisać traktat bez uprzedniego rozstrzygnięcia przez nich zgodności dokumentu z niemiecką Konstytucją. Nie wydaje mi się, aby prezydent zamierzał wpędzić swój kraj w sytuację konstytucyjnego konfliktu. Jak do tej pory wszyscy oczekują, że prezydent złoży swój podpis dopiero po rozstrzygnięciu sprawy przez Trybunału. Każda inna decyzja byłaby ignorowaniem zapisów Konstytucji.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-06-23
Autor: wa