Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Co dalej z reprywatyzacją?

Treść

Polski rząd ma bardzo poważny problem z przyjęciem ustawy reprywatyzacyjnej. Z jednej strony - gdy zdecyduje się na zapis, że zadośćuczynienie dotyczy tylko polskich obywateli, narazi się na zarzut dyskryminacji na tle narodowościowym. Z drugiej - jeżeli nie zaznaczy, że ustawa dotyczy tylko polskich obywateli, to pomimo dalszych ograniczeń w jej zapisach i tak znajdą się grupy, głównie obywatele Niemiec, które mimo zapewnień rządu będą mogły partycypować w ustawie. Zdaniem prawników, najlepiej byłoby uzyskać od niemieckiego rządu zobowiązanie, że przejmuje wszystkie ewentualne roszczenia majątkowe swoich obywateli co do mienia pozostawionego na terenie Polski.


Rząd Donalda Tuska od samego początku ma wielki problem z przyjęciem projektu ustawy reprywatyzacyjnej. Dokument ma trafić wkrótce pod obrady Sejmu, na razie został przekazany pod obrady Stałego Komitetu Rady Ministrów. Wiceminister skarbu Krzysztof Hubert Łaszkiewicz zapewniał w październiku zeszłego roku, że ustawa w obecnym stanie jest napisana poprawnie i zyskała pozytywną opinię prof. Jana Barcza, który uznał w sposób ostateczny i określił prawne formuły oraz stanowisko Polski.
- Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że w tej sytuacji tzw. wysiedleni Niemcy "podczepią się" pod ustawę o zadośćuczynieniu, bowiem ona dotyczy tylko i wyłącznie nacjonalizacji, która nie dotyczyła środowisk niemieckich - twierdzi Łaszkiewicz.
Szkopuł w tym, że prof. Barcz w swojej opinii napisał zupełnie inaczej, niż sugeruje to rząd. Stwierdził bowiem, że nie widzi uzasadnienia dla art. 1 ust. 3 pkt 2 (dotyczy kryterium obywatelstwa w chwili nacjonalizacji). Jak stwierdza Barcz, w ustawie wystarczy pozostawić jedynie kwestie własności bez podawania kryterium obywatelstwa polskiego. "Pozostawienie w ustawie kryterium obywatelstwa polskiego - napisał Barcz - spowoduje zasadnie zarzuty naruszenia zasady zakazu dyskryminacji".
Podobne zastrzeżenia co do tego zapisu w ustawie ma mec. Stefan Hambura, który stwierdził w rozmowie z nami, że tak sformułowana ustawa (zadośćuczynienie przysługuje jedynie polskim obywatelom) "dyskryminuje" ludzi ze względu na narodowość, a to jest sprzeczne z prawem wspólnotowo-unijnym i będzie na pewno przesłanką do zaskarżenia.
Rząd, zdając sobie sprawę, że może narazić się na oskarżenia o dyskryminację ze względu na narodowość, przewiduje sytuację, że będzie zmuszony zrezygnować z zapisu o obywatelstwie polskim i dlatego stworzył obwarowania, które, jego zdaniem, całkowicie zabezpieczają nas przed ewentualnymi roszczeniami. Wymienione są grupy osób, którym z różnych powodów zadośćuczynienie nie przysługuje.
Zdaniem historyka IPN dr. hab. Bogdana Musiała, pozostaje jednak grupa Niemców, która będzie mogła nawet z tymi zapisami skorzystać z ustawy. Chodzi o Niemców, którzy nigdy nie byli obywatelami Polski, ale którzy jednocześnie nie zostali wysiedleni zaraz po zakończeniu drugiej wojny światowej.
- Jeżeli nie zaznaczymy, że zadośćuczynienie dotyczy tylko polskich obywateli, to wtedy jest grupa Niemców, która może także zgłosić się po zadośćuczynienie - powiedział Musiał. - Są to Niemcy, którzy, nigdy nie mając polskiego obywatelstwa, mieszkali na terenach przyłączonych do Polski po wojnie, nawet do lat pięćdziesiątych - precyzuje.
Musiał wymienia w tym kontekście niemieckich mieszkańców Szczecina, Wrocławia czy też Wałbrzycha.
- Znam dokumenty, według których w Szczecinie zaraz po wojnie zostali Niemcy, którzy aż do 1947 r. demontowali fabrykę w Policach. Ci zatrzymani w Polsce Niemcy mieszkali na naszym terenie, i to bardzo często w swoich własnych domach. Podobnie było we Wrocławiu i Wałbrzychu, gdzie w tym ostatnim przypadku wykorzystywano Niemców jako tanich lub nawet darmowych fachowców w pracach kopalnianych - twierdzi historyk.
- Nie wiem, ilu było takich Niemców - dodał Musiał. - Może stu, może kilka tysięcy, poza tym nie wszyscy mieli jakieś majątki, ale jeżeli stworzymy precedens nawet dla kilkuset, wtedy otworzy to furtkę dla innych grup - mówi.
W opinii berlińskiego adwokata Stefana Hambury, jest tylko jeden sposób na rozwiązanie tego problemu. Niemcy muszą przejąć roszczenia na siebie, modyfikując np. ustawę o świadczeniach wyrównawczych (Lastenausgleich) i definiując je jako odszkodowanie, a tym, którym jeszcze za mało, przekazując mieszkania na własność w pustostanach w byłej NRD, która z tego powodu na pewno doczeka wzrostu gospodarczego. Dopiero po przejęciu roszczeń przez RFN można by wrócić do prac nad projektem ustawy reprywatyzacyjnej.
Trzeba przyznać, że rząd Donalda Tuska ma bardzo trudne zadanie, ponieważ albo wypłaci zadośćuczynienia tylko tym, którzy w trakcie nacjonalizacji mieli polskie obywatelstwo, i jednocześnie narazi się na dyskryminację, albo zaspokoi roszczenia wszystkich i będzie na doskonałej drodze do bankructwa. Rację ma prof. Jerzy Żyżyński, który stwierdził, że niestety zmarnowano 20 lat i dziś o wiele trudniej jest dokonać reprywatyzacji. Nie ulega żadnych wątpliwości, iż głównym winowajcą dzisiejszych kłopotów jest Aleksander Kwaśniewski, który zawetował w marcu 2001 r. poprzednią wersję tej samej ustawy.
Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2009-02-25

Autor: wa