Co dalej z narodowym dziedzictwem?
Treść
Z Waldemarem Rekściem, działaczem Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
Dzisiaj w Działdowie rozpoczyna się ogólnopolska konferencja zatytułowana "Ochrona zabytków architektury obronnej - teoria a praktyka", która potrwa do 20 października. Jak w kontekście tej konferencji ocenia Pan obecny stan naszego narodowego dziedzictwa?
- Na wstępie pozwolę sobie zacytować wypowiedź pana Tomasza Markiewicza, historyka sztuki, podsumowującego spotkanie Grupy Roboczej Polskich i Niemieckich Historyków Sztuki i Konserwatorów w roku 2002 w Berlinie: "Klimat szacunku dla historii i tradycji (...) towarzyszy decyzjom (...) przy odbudowie zniszczonego przez wschodni komunizm i zachodnią nowoczesność centrum stolicy zjednoczonych Niemiec. Przy takiej świadomości architektów, samorządowców i konserwatorów współczesne Niemcy uchodzą za wzór dbałości o zabytki i krajobraz kulturowy. Tymczasem w Polsce w środowisku zarówno architektów, jak i wielu konserwatorów 'na urzędzie', a co gorsza decydentów, zwłaszcza w samorządach, dominuje tęsknota za ową skompromitowaną na zachodzie nowoczesnością (...). Cała ta sytuacja rozwija się wbrew współczesnym przemianom, zachodzącym zarówno u naszego zachodniego sąsiada, jak i w wielu społecznościach lokalnych, w których odradza się lokalny patriotyzm, przejawiający się w szacunku dla własnych korzeni i tradycji...".
Demokratyzacja życia publicznego i wyjątkowo długi jak na polskie dzieje okres życia w pokoju dał nam wielką szansę choćby częściowego odtworzenia polskiego historycznego krajobrazu kulturowego. Niestety, nie ma dziś czegoś takiego jak słynna ongiś w całym świecie polska szkoła konserwatorska, której szczytowym osiągnięciem była restytucja Zamku Królewskiego w Warszawie. Jest wyraźna luka pokoleniowa, którą wypełniają coraz częściej osoby mające niewiele wspólnego z konserwacją zabytków, za to chętnie poddające się dyktatowi deweloperów usiłujących gdzie tylko się da pakować komercyjne budownictwo ze szkła i betonu. Z jednej więc strony mamy mnożące się indywidualne, społeczne lub samorządowe kapitalne inicjatywy i konkretne poczynania w kierunku ratowania i przywracania do życia pomników naszej historii i kultury, z drugiej - poczynania skrajnie odmienne, które grożą wręcz faktycznym unicestwieniem zabytków tej miary co zamek w Ciechanowie.
Przy ogromie szacunku i uznania dla osiągnięć ministra Kazimierza Michała Ujazdowskiego trzeba powiedzieć jasno, że ministerstwo ciągle jeszcze nie jest w stanie zapanować nad sytuacją w skali ogólnopolskiej i można przytoczyć całą masę błędów terenowych konserwatorów, często wręcz hamujących poczynania zmierzające do odzyskiwania narodowego dziedzictwa. Jest to skutek rażących błędów legislacyjnych, jakie popełniono w ostatnich kilkunastu latach.
Dlaczego konferencja działdowska jest tak ważna?
- Patrząc na listę uczestników tej konferencji i tematy zgłoszonych referatów, można mieć nadzieję, że w Działdowie nastąpi przełamanie obecnej, wręcz patologicznej sytuacji i wypracowanie właściwych zaleceń, które będą obligatoryjne dla wszystkich konserwatorów. A także wypracowane zostaną propozycje zmian legislacyjnych, które uporządkują sytuację w zakresie ochrony narodowego dziedzictwa. Musi być wzmocniona ranga konserwatorów terenowych, ale też rola rad konserwatorskich powinna stać się decyzyjna, a nie wyłącznie doradcza. Dzieje restytucji Zamku Królewskiego w Warszawie są znakomitym dowodem, że najlepsza jest mądrość zbiorowa i kolegialność decyzji z udziałem czynnika społecznego. Bo tylko w ten sposób można do minimum zmniejszyć możliwość popełnienia błędu, a także ograniczyć czynniki korupcjogenne.
Jakie błędy konserwatorskie popełnione w ostatnich latach zaliczyłby Pan do najważniejszych?
- Zdecydowanie zbyt często decyzje podejmowane przez indywidualnych konserwatorów są wzajemnie ze sobą sprzeczne i pozbawione elementarnej logiki. Jeżeli słusznie pozwolono odtworzyć słynny zamek w Tykocinie, odbudować rycerski Tropsztyn czy Korzkiew, to dlaczego jednocześnie stwarzano tyle trudności przy Bobolicach czy z góry odrzuca się możliwość odbudowy Ciechanowa w wersji historycznej?
Jest coś wyjątkowo skandalicznego w sytuacji, gdy wbrew dążeniom przytłaczającej większości specjalistów i decyzji wielkopolskiego sejmiku jeden tylko człowiek jest w stanie skutecznie wstrzymać restytucję Zamku Królewskiego w Poznaniu. I najwyższy już czas położyć kres takiej aroganckiej samowoli.
A przykłady pozytywnego działania?
- Władze gminy puckiej podjęły decyzję o pełnej rekonstrukcji puckiego zamku i chwała za to puckim samorządowcom. Takich gmin jest w Polsce coraz więcej, bo i Stopnica, i Siewierz, i Rabsztyn. Mamy też coraz więcej prywatnych inwestorów chcących wzorem pana Jacka Nazarki czy pana Jerzego Donimirskiego łączyć osobiste pasje i zamiłowania z komercją. Mamy wspaniałych pasjonatów jak dr Andrzej Sośnierz, którego Fundacja Zamek Chudów w ostatniej omal chwili uratowała bezcenną rycerską wieżę w Siedlęcinie. Dzięki nim wszystkim Polska odzyskuje pomniki naszej historii, nawet i takie, które jak Zamek Królewski we Wschowie były nieomal kompletnie unicestwione. Zabytki te stają się nie tylko ośrodkami turystycznymi, ale i centrami życia kulturalnego, w znaczący sposób przyczyniając się do rozwoju gospodarczego. Ale patrząc na takie imponujące poczynania, rodzi się pytanie, gdzie są nasze służby konserwatorskie? Dlaczego to z ich strony tak mało jest konkretnych wartościowych inicjatyw i poczynań, a tak dużo decyzji wzbudzających uzasadnione wątpliwości? Wszystkie te zastrzeżenia i wątpliwości powinny być w Działdowie definitywnie wyjaśnione.
A jak postrzega Pan rolę czynnika społecznego w realizacji programu ochrony i odtwarzania narodowego dziedzictwa?
- Wprost wulkaniczna eksplozja różnych bezcennych inicjatyw indywidualnych i zbiorowych pokazuje ogrom potencjału, jaki tkwi w społeczeństwie, mimo dziesięcioleci ogłupiającej indoktrynacji instynktownie czującym potrzebę powrotu do historycznych korzeni i historycznego kulturowego krajobrazu. Mamy już w Polsce dziesiątki organizacji lokalnych i ogólnopolskich stawiających sobie ambitne cele, jak odbudowa wieży zamkowej Klimek w Grudziądzu czy przywrócenie do życia słynnego zamku Krzyżtopór. Kiedyś Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości, reaktywowane przez prof. Stanisława Lorentza jako Towarzystwo Opieki nad Zabytkami (TOnZ), skupiało prawie wszystkich wybitnych specjalistów i miłośników zabytków, łącząc dynamizm i skuteczność działania jednych z profesjonalizmem drugich. Sądzę, że członkostwo wszystkich specjalistów, a więc historyków sztuki i konserwatorów, w takich organizacjach jak TOnZ powinno być postrzegane jako ich obywatelski obowiązek. Obecny TOnZ jest zdecydowanie zbyt bierny, a jego terenowe oddziały działają najbardziej skutecznie tam, gdzie profesjonaliści współpracują z miłośnikami. Tego rodzaju współpraca gwarantuje nie tylko większą skuteczność działania, ale i chroni przed nadmiernym doktrynerstwem, wprowadzając do sporów i dyskusji element zdrowego rozsądku.
Czy nadal będziemy musieli walczyć z wielbicielami szkła i betonu pakowanych na siłę w otoczenie zabytkowych murów?
- Sądzę, że narastający społeczny opór przeciwko błędnie pojmowanej i lokowanej nowoczesności zaczyna przynosić pozytywne skutki. Inna sprawa, że z określonymi środowiskami jakikolwiek dialog jest bardzo trudny, jeśli nie wręcz - niemożliwy. Ale cóż można sądzić o architektach czy samorządowcach, którzy za nic mają nawet autorytet sir Normana Fostera. Przypomnijmy, że ten wybitny, najwyższej światowej sławy twórca nowoczesnego biurowca Metropol przy placu Piłsudskiego w Warszawie był jednocześnie gorącym orędownikiem pełnej historycznej rekonstrukcji Narodowej Agory, czyli Pałacu Saskiego i Pałacu Brühla też przy placu Piłsudskiego, nawet z nieistniejącymi już w okresie międzywojennym Koszarami Gwardii Konnej.
Dobrzy architekci nie mylą pojęć i mają wyczucie miejsca. Znakomity Marcin Kozikowski z Gdańska stworzył wiele wybitnych kreacji nowoczesnej architektury, ale i potrafił opracować wprost rewelacyjny projekt historycznej rekonstrukcji teatru elżbietańskiego w Gdańsku. Mam nadzieję, że konferencja w Działdowie raz na zawsze położy kres poczynaniom, jakie próbowano zrealizować w Ciechanowie i nadal foruje się na zamku w Broku czy rynku w Bielsku-Białej, i zamiast tandetnej płaskości i bezstylowej miernoty zacznie się konsekwentnie realizować zasadę przyjętą przez europejskich architektów w Deklaracji Amsterdamskiej z roku 1975, mówiącej o ochronie otoczenia obiektów zabytkowych.
Sprawa jest pilna, gdyż chodzi nie tylko o dalszy los rozsypujących się ruin zamków jurajskich, z których już tylko kilka można jeszcze uratować, ale i otoczenie bezcennej toruńskiej Starówki czy uratowanie gdańskiej Wyspy Spichrzów. Wierzę, że działdowska konferencja stanie się epokowym wydarzeniem w dziejach polskiej kultury i przynajmniej w zakresie ochrony narodowego dziedzictwa Polska znowu stanie się wzorem dla całego świata.
Dziękuję Panu za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-10-18
Autor: wa