Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Co dalej z królewskimi karetami?

Treść

O karetach króla Jana III Sobieskiego z Waldemarem Rekściem z Towarzystwa Opieki nad Zabytkami w Gdańsku rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Do roku 1945 w Radaczu na Pomorzu znajdował się niezwykły zabytek. Była nim ambona umiejscowiona w tutejszym kościele, która w latach zaborów była nietytularnym symbolem polskości na Pomorzu. Dlaczego była ona taka ważna?
- Twórcą ambony był pruski junkier generał Henning von Kleist, który podczas wojny austriacko-pruskiej o Śląsk w roku 1741 zabrał z zamku w Oławie jako wojenny łup trzy karety królewskie rodziny Sobieskich, które na ten zamek trafiły wraz z Jakubem Sobieskim, synem króla Jana III Sobieskiego. Zabrane z Oławy karety zostały rozebrane, częściowo pocięte i nieco przemalowane, a następnie złożone w ambonę koloratorskiego kościoła w majątku von Kleistów w Radaczu. I to zapewne sam von Kleist wymyślił i polecił opisać na tabliczce informacyjnej legendę, jakoby ambona była dawnym rydwanem tryumfalnym Sobieskiego, ofiarowanym jemu przez wdzięczne miasto Wiedeń. Niemcy doskonale wiedzieli i nadal wiedzą, że zwycięska szarża polskiej husarii pod wodzą Jana III Sobieskiego ocaliła nie tylko Wiedeń, ale i całą Europę. O czym zresztą jakby zbyt mało się pisze w naszych podręcznikach historii. Ale takim trofeum von Kleist chciał zapewne dodać splendoru swojemu rodowi i rodowemu majątkowi. W rezultacie ambona w Radaczu stała się prawdziwą narodową relikwią dla Polaków na Pomorzu i w Wielkopolsce. Legendę tę powielały potem różne publikacje, wzbogacając nawet informacją, jakoby ambona miała wcześniej szczerozłote koła, zabrane przez wojska napoleońskie.

Co się stało z tym zabytkiem po wojnie?
- Gdy wyjątkowo pięknie odbudowano muzeum na Zamku Książąt Pomorskich w Słupsku, mądrzy tamtejsi konserwatorzy zabrali ambonę do Słupska, za co należą się im słowa najwyższego uznania, bo kościółek w Radaczu zamieniono na magazyn PGR i dziś zapewne bezcenne skarby polskiej i światowej kultury już by nie istniały. W początku lat 70. światowej sławy najwybitniejsza w Polsce specjalistka w dziedzinie zabytkowych pojazdów konnych, starszy kustosz największych w Polsce zbiorów tych pojazdów na zamku w Łańcucie, pani dr Teresa Fabijańska-Żurawska, specjalnie przyjechała do Słupska przyjrzeć się rzekomemu rydwanowi i stwierdziła, że są to zdemontowane trzy karety królewskie Sobieskich. Że większość elementów tych karet jest w doskonałym stanie i nic nie stoi na przeszkodzie, aby je w pełni odnowiono. Tym bardziej że znany w świecie wielkopolski specjalistyczny warsztat zabytkowych pojazdów konnych pana Bugajewicza natychmiast podjął się odtworzenia nieistniejących podwozi tych pojazdów.

Dlaczego więc po jakimś czasie kwestię odrestaurowania zabytkowych karet króla Jana III Sobieskiego odłożono na potem?
- Karety zabrano do Wilanowa, gdzie miano rozpocząć ich konserwację i odbudowę. Popularny tygodnik opublikował obszerną o tym informację wraz z rzucającymi wprost na kolana wyjątkowo pięknymi kolorowymi rysunkami zrekonstruowanych karet. Oczywiście, wszyscy specjaliści i działacze kulturalni na Pomorzu doskonale wiedzieli, że miejsce tych karet jest w Wilanowie, gdyż ich związek z Pomorzem był tylko kaprysem historii. Wydawało się już tylko kwestią czasu, że Polska i cały świat odzyskają wprost bezcenne dzieła rzemiosła artystycznego. Stało się niestety inaczej. Przyszły kolejne zaburzenia polityczne i na przeszło 30 lat wokół tej sprawy zapanowało milczenie.

Gdy w Sejmie ubiegłej kadencji pani poseł Gertruda Szumska zgłosiła w tej sprawie interpelację poselską, której Pan był współautorem, okazało się, że w roku 2003, w kolejną rocznicę Wiednia, ich elementy były w Wilanowie eksponowane. Czy jednak sprawa karet była wówczas odpowiednio nagłośniona?
- Po wielu latach cierpliwego oczekiwania uznałem, że w końcu trzeba sprawę jakoś wyjaśnić. Po wspomnianej interpelacji poselskiej okazało się, że rzeczywiście elementy karet były w Wilanowie eksponowane w 320. rocznicę wiedeńskiej wiktorii, ale poza mieszkańcami Warszawy mało kto o tym słyszał. Że jakkolwiek najwybitniejsi polscy specjaliści od zabytkowych pojazdów konnych są w zamku łańcuckim i według ich oceny wszystkie karety powinny być już dawno całkowicie przywrócone do pełnej świetności, to zespół z Wilanowa samowolnie podjął decyzję, że odbudowana będzie tylko jedna kareta, a pozostałe pozostaną jako zakonserwowane elementy. Że zamiast odbudowy wszystkich trzech wykona się replikę odtworzonej karety dla potrzeb widowisk historycznych.

Czy według Pana pracownicy Muzeum Pałacu w Wilanowie zdają sobie sprawę z faktu, jaki skarb posiadają w swoich zbiorach?
- O stosunku wilanowskich specjalistów do tych unikatowych pojazdów najlepiej świadczy fakt, że na oficjalnej stronie internetowej Muzeum Pałacu w Wilanowie nie ma nawet wzmianki o tych pojazdach, jakkolwiek stanowią one najcenniejsze eksponaty w wilanowskich zbiorach. Z czego jakby nie do końca zdawali sobie sprawę pracownicy muzeum. Możliwe, że chodzi o coś innego, bo cały ten skandal jakby wiązał się ze sprawą Nowej Izby Poselskiej na Zamku Królewskim w Warszawie, którą to salę upamiętnioną protestem Rejtana wbrew pierwotnym ustaleniom i wszelkim regułom sztuki konserwatorskiej decyzją poprzedniego dyrektora zamku samowolnie zniekształcono, rezygnując z przywrócenia wyglądu z czasów właśnie Jana III Sobieskiego. Większość gotowych już sztukaterii bardzo podobnych stylistycznie i ideowo do zdobnictwa królewskich karet skuto, nadając tej sali dziwaczny, ahistoryczny wystrój.

Co stanowi o wyjątkowej wartości tych pojazdów, jakie fragmenty karet ocalały i czy mimo braku pozostałych ich części możliwa jest dokładna rekonstrukcja pojazdów?
- Wszystkie trzy karety stanowią logiczną całość pod względem treści ideowej i wyrazu politycznego kierunku na monarchię dynastyczną, prezentując sobą bogate wartości i symbolikę baroku sarmackiego. Podobnych pojazdów zachowało się w świecie niewiele i stanowią one ozdobę najbardziej prestiżowych zbiorów, na przykład Orużiejnoj Pałaty na Kremlu czy Livrustkammaren na Zamku Królewskim w Sztokholmie. Ale polskie karety zdecydowanie górują nad pozostałymi bogactwem zdobień i poziomem artystycznym, będąc bodaj najpiękniejszymi w świecie. Od początku stały się sławne w całej Europie i odwiedzający Wilanów w roku 1696 Rosjanin Piotr Andriejewicz Tołstoj zwrócił na nie szczególną uwagę i w swoim "Dzienniku podróży" określił jako "niezwykle bogate". W polskich zbiorach stanowią w światowej skali najcenniejsze eksponaty, porównywalne tylko z wawelską kolekcją arrasów. Zaś w skali narodowych pamiątek ustępują tylko Szczerbcowi.

Co więc w świetle najnowszych badań pani dr Teresy Fabijańskiej-Żurawskiej możemy powiedzieć o poszczególnych karetach?
- Najważniejszą karetę - państwową, zwaną dziś, tryumfalną, wykonali gdańscy mistrzowie. Zdobią ją godła państwowe, herb Sobieskich "Janina" oraz panoplia, czyli liczne militaria - trofea przypominające zwycięskie wojny toczone przez króla Sobieskiego z Tatarami i Turkami, takie jak: sztandary, broń, szyszaki, tarcze strzały itp. Kareta ta najprawdopodobniej była użyta podczas uroczystych obchodów 10-lecia wiedeńskiej wiktorii. Kareta osobista króla z jego inicjałami i postaciami ze starożytnej mitologii została wymalowana w roku 1692 przez nadwornego malarza - portrecistę Sobieskich, Jerzego Siemiginowskiego-Eleutera. Bardzo podobną konstrukcyjnie i wizualnie drugą karetę osobistą należącą do królowej zdobi postać kobieca - personifikacja Polski - wskazująca na koronę. Została wykonana przez polskich artystów, którzy pozostawili swoje nazwiska, i francuskich snycerzy, po których zostały inicjały i dedykacja dla królowej w języku francuskim. Ocalała przytłaczająca większość elementów nadwozi karet z całym ich bogatym zdobnictwem, a więc to wszystko, co o ich unikatowej wartości stanowi. Najwybitniejsza polska specjalistka i światowy autorytet w tym zakresie, dr Teresa Fabijańska-Żurawska, w osobistym do mnie liście deklaruje wraz z synem Wrzesławem Żurawskim gotowość pokierowania pracami rekonstrukcyjnymi. A w licznych wcześniejszych publikacjach, petycjach i memoriałach bezspornie udowadniała, że rekonstrukcja wszystkich trzech karet jest możliwa i nie przedstawia większych trudności.

Dlaczego tak bezcenne pojazdy, które powinny stanowić narodową chlubę, w dalszym ciągu nie są w Polsce eksponowane?
- Zamiast odpowiedzi na to pytanie zacytuję fragment listu pana Macieja Michałowskiego, sędziego z Torunia, który napisał po mojej ostatniej publikacji na ten temat: "Cieszy mnie ogromnie, że powrócił temat karet króla Jana III (…). Przecież z cudem ocalałych fragmentów karet, mających niezwykłą w skali światowej historię, można odtworzyć całe królewskie pojazdy, więc na co czekać (…). Niemcy potrafili wykorzystać tylko jedną karetę, my nie umiemy wykorzystać trzech, i to królewskich. Bardzo przykre (…). Zamiast wymyślania często dziwnych imprez artystycznych (…) należy przyznać środki właśnie na rekonstrukcję skarbów kultury, które można odtworzyć, ponieważ historia dała taką szansę". Mamy do czynienia ze zdumiewającą, skandaliczną obstrukcją i trudno powiedzieć, czy kryje się za tym nieudolność lub niewiedza, czy też - jak to było z Nową Izbą Poselską - względy ideologiczne obce poglądom przytłaczającej większości Polaków, o czym z oburzeniem kilkakrotnie pisał prof. Jerzy Lileyko. Sytuacja dojrzała już do tego, aby minister kultury i dziedzictwa narodowego pan Kazimierz Michał Ujazdowski powołał specjalną komisję autentycznych ekspertów, która zadecyduje o dalszym losie tych bezcennych skarbów polskiej i światowej kultury, a zarazem bezcennych narodowych pamiątek. Możliwe, że niezbędna będzie specjalna petycja do prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego, aby wreszcie się tą sprawą energicznie zajęto. Czas ku temu najwyższy.

Dziękuję Panu za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-07-10

Autor: wa

Tagi: karety jan iii sobieski