Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Co dalej z Eriką Steinbach?

Treść

Decyzja o budowie w Berlinie "widocznego znaku" definitywnie zapadła. Ciągle jeszcze pozostaje do wyjaśnienia kwestia, kto zasiądzie w radzie nadzorczej tego projektu. Wiadomo, że jest tam miejsce nie tylko dla przedstawicieli Bundestagu, niemieckiego rządu, lecz także dla niemieckich przesiedlonych.



Zdaniem przedstawicieli Związku Wypędzonych, tylko jedna osoba jest godna zasiadać na tym stanowisku, mianowicie sama Erika Steinbach, co potwierdził dość wyraźnie w rozmowie z nami rzecznik prasowy BdV Walter Stratmann. Z kolei rzecznik prasowy rządu Thomas Steg poinformował, że do tej pory rząd Angeli Merkel nie podjął żadnych wiążących decyzji dotyczących osób bądź instytucji, które będą reprezentować środowiska przesiedlonych we władzach fundacji "widocznego znaku".
Zdecydowanie przeciwko udziałowi szefowej BdV w projekcie opowiedzieli się politycy partii Zielonych i niemieckiej lewicy. Współkoalicjanci z SPD, którzy także poparli "widoczny znak", chociaż przez wiele lat sprzeciwiali się tworzeniu jakiegokolwiek centrum wypędzeń, teraz mają nadzieję, że Niemieckie Muzeum Historyczne zadba o to, aby na wystawie nie znalazły się żadne tendencyjne materiały.
W Berlinie słychać nieoficjalne doniesienia, jakoby Niemcy obiecali polskiemu rządowi, że Steinbach nie będzie osobiście partycypowała w projekcie. Rzecznik rządu nie chciał jednak ani zdementować, ani potwierdzić tej informacji.

Polski rząd nie protestuje
Wszystkie niemieckie gazety, komentując powstanie "widocznego znaku", wyraźnie z wielką ulgą stwierdzają, że obecny polski rząd zaakceptował niemiecki projekt i nie będzie składał żadnych oficjalnych protestów. "Polska nie będzie więcej protestować" - informuje "Berliner Morgenpost". Hamburski "Abendblatt" pisze o lutowych rozmowach pomiędzy Berndtem Neumannem i Władysławem Bartoszewskim, które "zakończyły wieloletni polski protest przeciwko niemieckiej wystawie". "Tagesspiegel" uważa, że upamiętnienie przesiedleń około 12 milionów Niemców przez długi czas było "politycznie niepożądane" i dopiero "mądra dyplomacja obecnego niemieckiego rządu" znalazła rozwiązanie, które zaakceptowała strona polska.
Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2008-03-21

Autor: wa