Co dalej z bezcennym wrakiem z Czerska?
Treść
Z Waldemarem Rekściem, członkiem zarządu Gdańskiego Oddziału
Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
W ubiegłym roku w stawie w Czersku, dawnym korycie Wisły, blisko pięknego Jeziora Czerskiego znaleziono wrak jednostki, który po badaniach w bieżącym roku okazał się wprost bezcennym, doskonale zachowanym wrakiem wiślanej szkuty z drugiej połowy XV wieku. Pamięta ona czasy, kiedy w Polsce kwitł handel wiślany...
- Tak, to prawda. Od XIII wieku Wisła była jedną z najważniejszych dla całej Europy tras komunikacyjnych, stanowiła naturalne zaplecze handlu gdańskiego. Z dorzeczami sięgała Karpat, a więc Czech, Moraw, Słowacji i Węgier, jej wschodnie dopływy ułatwiały zaś wymianę z Rusią Kijowską. Handel wiślany szczególnie się rozwinął po zawarciu pokoju toruńskiego w roku 1466 i Wisła stała się bodaj najważniejszym dla całej Europy szlakiem transportowym. W Gdańsku kończyły się znane już dużo wcześniej słynny szlak bursztynowy i tak zwana droga królewska wiodąca przez Tczew, Gniew, Świecie i Kraków na Węgry, ale handel wiślany stał się fenomenem na skalę światową. Od drugiej połowy XV wieku Polska stała się głównym spichlerzem targanej wojnami dynastycznymi i religijnymi Europy. O mocarstwowej potędze Rzeczypospolitej decydowały nie tylko husarskie skrzydła, ale przede wszystkim gospodarka morska, której arterią i kręgosłupem był właśnie handel wiślany. Jesienią zwożono z Polski i krajów ościennych płody rolne i wyroby przemysłowe mniejszymi rzekami do Kazimierza Dolnego, Włocławka, Torunia, Bydgoszczy czy Grudziądza, by wiosną, gdy puszczały lody, spławić to wszystko do Gdańska, skąd następnie towary wywożono do całej Europy, a nawet do Afryki Północnej. Na tym handlu bardzo bogacili się mieszczanie z miast nadwiślańskich i polskie ziemiaństwo. Największy zysk przynosił eksport żyta, ale spławiano także płótno, skóry, wędzone i solone mięso, smołę, drewno do budowy domów i okrętów, a nawet miedź z Węgier. Plafon wspaniałej Czerwonej Sali gdańskiego ratusza zdobi znakomite malowidło Izaaka van den Blocka pt. "Alegoria handlu gdańskiego", kapitalnie ilustrujące proces gospodarczy, tak ważny w ciągu stuleci dla całej Europy.
Co Pan może powiedzieć o wartości znalezionej szkuty?
- W XV i XVI wieku Polska przodowała w Europie w handlu zbożem, a słynna gdańska Wyspa Spichrzów, której dzisiaj grozi unicestwienie, była absolutnym fenomenem na światową skalę. Stąd właśnie tak nieprawdopodobna wartość czerskiego znaleziska, i to dla całej Europy. Różnych zabytkowych wraków mamy w Europie sporo, ale jest to jak na razie jedyna odnaleziona wiślana szkuta, a dobry stan, mimo ponadpięciusetletniego wieku, podnosi jej wartość. Jako zabytek europejskiej kultury materialnej przedstawia ona znacznie większą wartość niż słynny "Waza" czy inne podobne wraki. Jest to po prostu bezcenne znalezisko.
Jak przedstawia się obecny stan wiślanej szkuty?
- Dzięki badaniom zespołu prowadzonym pod kierunkiem dr. Waldemara Ossowskiego z Działu Badań Podwodnych Centralnego Muzeum Morskiego (CMM) w Gdańsku wiadomo, że szkuta ma długość 30 m i szerokość 7 m, jest silnie przechylona na lewą burtę i lekko przełamana na śródokręciu, co mogło być powodem jej zatonięcia. Dobrze zachowało się dno jednostki wykonane z klepek dębowych łączonych na styk i uszczelnionych mchem i warkoczami z sierści zwierzęcej, wmontowanymi w szwy podłużne i mocowanymi drewnianą listwą oraz metalowymi klamerkami. Sporo zostało z burt szkuty, znaleziono nawet resztki naczyń ceramicznych, gwoździe i podkowę. Badania dendrochronologiczne wykazały, że szkuta zbudowana została w drugiej połowie XV wieku, a więc wtedy, kiedy po pokonaniu Krzyżaków i odzyskaniu przez Polskę Gdańska handel wiślany ruszył pełną parą. Była parokrotnie remontowana i eksploatowana w pierwszej połowie XVI wieku. Na Wiśle pływały albo małe galary o płytkim zanurzeniu, albo duże wiosłowo-żaglowe szkuty - taką właśnie odnaleziono w Czersku. Załogę takiej jednostki stanowiło zwykle 20 flisaków, sternik, jego pomocnik i kucharz. Podobne szkuty można podziwiać na słynnym obrazie Canaletta, bo ich konstrukcja nie zmieniła się zasadniczo do XVIII wieku. Po badaniach wrak na razie zasypano i ponownie zalano, aby nie uległ zniszczeniu.
Nie powinien być on raczej prezentowany na ekspozycji muzealnej?
- O to właśnie chodzi. Jestem wręcz zaszokowany postawą dyrekcji Centralnego Muzeum Morskiego, która nie jest zainteresowana pozyskaniem tak bezcennego eksponatu, który by stanowił logiczne i niezbędne uzupełnienie zbiorów muzeum. Argument, że potrzebna byłaby specjalna, klimatyzowana hala nie jest żadnym argumentem, bo odnaleziona szkuta jest zabytkiem na miarę europejską, na który władze Unii Europejskiej na pewno nie odmówiłyby funduszy. Wielokrotnie gościłem w uroczym Czersku, ale to nigdy nie był znaczący port wiślany i znalezienie takiego wraku właśnie tam nosi znamiona przypadku. Czersk ma wspaniałe ruiny zamku książęcego, które już dawno powinny być w stosowny sposób wykorzystane. Zamek to obok malowniczego położenia główny atut Czerska. Z szacunkiem odnoszę się do poczynań organizacji takich jak Fundacja Ja Wisła oraz do ogromnego zaangażowania mieszkańców Czerska, samorządu lokalnego i wojewódzkiego w ratowanie i badanie wiślanej szkuty. Czersk nie jest jednak miejscem na jej eksponowanie. Gdyby na przykład w Gdańsku jakimś cudem odnaleziono arras wawelski, to powinien on wrócić na Wawel, a nie zostać w Gdańsku.
Nie należy mylić pojęć. Owszem, są znaleziska archeologiczne, które powinny pozostać in situ, czyli w miejscu znalezienia. I gdy byłem zastępcą dyrektora Urzędu Morskiego w Słupsku (SUM) czyniłem starania, aby bezcenny wrak kogi, znaleziony w Rowach, wzorem duńskiego Roskilde został wyeksponowany w pawilonie obok basenu, gdzie go odnaleziono, na pustym placu należącym do SUM. Tam miało to sens, bo Rowy w średniowieczu były ważnym portem morskim. Podobnie ma sens zorganizowana z mojej inicjatywy ekspozycja elementów zabytkowych wraków u stóp zabytkowej latarni morskiej w Ustce. Czerska szkuta powinna być zestawiona w jednym pawilonie z tak zwanym miedziowcem, kapitalnie zachowaną połową okrętu pochodzącego z podobnego okresu co znaleziona szkuta, o tyle fenomenalnego i unikalnego, że zachował się w nim oryginalnie mocowany ładunek, w tym węgierska miedź. Ta szkuta i "miedziowiec" stanowiłyby logiczną całość ekspozycyjną. Wiem, co mówię, bo w rocznicę odkrycia Ameryki widziałem na wystawie w Genui, jak wielkim zainteresowaniem cieszyły się właśnie eksponaty z "miedziowca".
Ale czy nie sądzi Pan, że Czersk ma do tego znaleziska większe prawo?
- Polska ma bardzo skromne zbiory muzealne i to, co jeszcze jakimś cudem ocalało, należy mądrze wykorzystać, prezentując w Centralnym Muzeum Morskim. A Czersk był, jest i pozostanie dawną rezydencją książęcą, co stanowi atut, który należy mądrzej wykorzystać. Gdy wiele lat temu dzięki mojej inicjatywie podnieśliśmy przewróconą na Atlantyku wspaniałą afrykańską dłubankę, to mimo że większość załogi i statek byli ze Szczecina, jasne było, iż miejsce tej, bodaj najpiękniejszej afrykańskiej dłubanki w europejskich zbiorach jest właśnie w gdańskim Centralnym Muzeum Morskim. Gdy pracowałem w Korei Północnej, na moje zamówienie i koszt Muzeum Historyczne w Phenianie wykonało duży model tak zwanego okrętu żółwia - dumy narodowej Koreańczyków, w fachowej literaturze nazywanego protopancernikiem z XVII wieku. Dziś ten model jest również w zbiorach CMM, a ja posiadam bardzo rzadki Medal CMM. Osobiście nigdy nie byłem zachwycony lokalizacją Muzeum Wisły w Tczewie, bo bez porównania lepiej się na taką ekspozycję nadawały spichlerze Grudziądza czy Kazimierza Dolnego, same w sobie będące eksponatami. Ale przynajmniej dzięki temu muzeum i inż. Romanowi Klimowi uratowano ostatnie zachowane, unikatowe łodzie wiślane i barkas z Zalewu Wiślanego. Ekspozycja tej szkuty w Czersku jest bez sensu, i w oderwaniu od innych eksponatów tylko degraduje jej wartość . Turyści przyjeżdżają do Czerska dla zamku, który powinien być rewitalizowany, przez co rozumiem częściową jego odbudowę i mądre zagospodarowanie, także i w komercyjnym sensie. Można tutaj podać inny przykład. To nie nasze muzea czy ministerstwo odbudowały słynny przedwojenny polski czołg 7tp, tylko grupka zapaleńców z Bielska-Białej pod kierunkiem pana Grzegorza Klimczaka, wprost nieprawdopodobnym wysiłkiem i kosztem. I jestem głęboko przekonany, że ten czołg nie zostanie w Bielsku-Białej, tylko stanie się ozdobą Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Natomiast może nastąpi podobny cud i Fundacja Ja Wisła odbuduje "Romualda Traugutta" - ostatni wiślany bocznokołowiec, jaki jeszcze kilkanaście lat temu można było uratować. Wycieczki takimi bocznokołowcami to dzisiaj wielka atrakcja.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-10-10
Autor: wa