Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Cisza wokół programu

Treść

Państwowa Komisja Wyborcza po podliczeniu głosów z 90,1 proc. obwodowych komisji wyborczych potwierdziła kolejność dwóch wygranych partii, którą ogłoszono w niedzielny wieczór. Dziś Prawo i Sprawiedliwość z Platformą Obywatelską mają usiąść do wspólnej dyskusji o programie koalicji rządowej. Zwycięzcy na razie zastanawiają się jednak, jak wybrnąć z sytuacji, w której jeden Kaczyński ma być premierem, a drugi prezydentem.
aNiezmiennie od chwili podania pierwszych oficjalnych, choć cząstkowych wyników przez Państwową Komisję Wyborczą na czele jest Prawo i Sprawiedliwość, a różnice pomiędzy kolejnymi danymi z PKW są niewielkie. Najwyższy wynik to 26,84 proc. i 152 mandaty w nowym Sejmie. Minimalnie zmienia się także różnica między zwycięzcami a Platformą Obywatelską. Po przeliczeniu głosów oddanych w 90,1 proc. obwodowych komisji wyborczych PO traciła 2,61 proc. i miała o 19 posłów mniej.
Trwa ostra rywalizacja o to, kto będzie trzecią siłą w parlamencie między Samoobroną i SLD. Im bliżej końca liczenia głosów, tym mniejsza przewaga partii Andrzeja Leppera, która po wynikach z 30,31 proc. komisji miała 13,36 proc. i aż 75 posłów, by parę godzin później mieć już 11,66 proc. i 18 mandatów mniej.
Tak jak malał wynik Sam oobrony, tak samo coraz gorsze wieści napływały z obozu Ligi Polskich Rodzin. Rozdźwięk między sondażami "late poll" z wieczoru wyborczego nie był przypadkowy - LPR prawdopodobnie nie przekroczy 8 proc., a po południu na liderów partii padł blady strach, gdy okazało się, że maleją szanse na mandat w okręgu warszawskim. Oznaczało to, że do Sejmu nie wszedłby Roman Giertych. Nie było jednak jeszcze pełnych wyników ze stolicy, choć wydaje się, że jednak uda się Lidze przekroczyć tutaj próg 5 proc.
Znacznie lepszy wynik niż prognozowany uzyska pewnie PSL. Po przeliczeniu głosów z 90,1 proc. komisji ich poparcie sięgało blisko 7 proc., ale pewnie go nie przekroczy, gdyż PKW czekała już raczej tylko na głosy z dużych miast.
Według ostatnich oficjalnych, choć niepełnych wyników, w Sejmie PiS będzie miał 152 posłów, PO - 133, Samoobrona - 57, SLD - 56, LPR - 33, PSL - 27, a Mniejszość Niemiecka - 2. W Senacie dominacja dwóch zwycięskich partii jest jeszcze większa: PiS - 48 senatorów, PO - 35, LPR - 5, Samoobrona - 4, a PSL - 3. Po jednym mandacie senackim zdobyły komitety: Nowy Senat 2005 - Jarosław Lasecki, KWW prof. Mariana Miłka (tutaj trwała do końca rywalizacja z kandydatem SLD), KWW Macieja Płażyńskiego, KWW Bogdana Borusewicza i KWW Kazimierza Kutza.

Ma być "program efektywny"
Wyniki podawane przez PKW ostatecznie już przekonały PiS o jego zwycięstwie, co po południu potwierdził Jarosław Kaczyński.
- Jesteśmy gotowi podjąć, zaraz po ustaleniu przez Państwową Komisję Wyborczą ostatecznych wyników, rozmowy z PO w sprawie polityki gospodarczej - powiedział prezes PiS. Dodał, że musi być to "program efektywny" i uwzględniać najważniejsze propozycje z wyborczych deklaracji. Zapytaliśmy więc Kaczyńskiego, czy postawi koalicjantowi takie punkty, z których PiS na pewno nie zrezygnuje, jak wprowadzenie systemowej polityki prorodzinnej, wydłużenie obciętych przez SLD urlopów macierzyńskich czy wprowadzenie ograniczenia pracy w niedzielę.
- Nie chciałbym stawiać naszych sojuszników w sytuacji, kiedy o sprawach niepodlegających dyskusji dowiadują się z mediów, a nie od naszych negocjatorów - odpowiedział przyszły premier. Dodał jednak, że oczywiście PiS ma pewne priorytety, które są "tak ważne, że Platforma musi to zrozumieć i przyjąć".

Odpowiedzialność, nie stanowiska
Co prawda, zarówno Kaczyński, jak i Donald Tusk uciekają od rozmów o personaliach w przyszłym rządzie, by zdjąć z siebie odwieczne odium polityków dzielących się tylko stołkami, to jednak warto wiedzieć, że tu nie o stanowiska chodzi. Wiadomo przecież, że minister realizuje politykę rządu, ale i własną. Każdy człowiek na stanowisku ministerialnym to także wielka odpowiedzialność za ten "odcinek". Dlatego tak ważne są odpowiedzi na pytania "jak", ale również "kto".
W szeregach PiS na szczęście jest duży opór, by oddać PO wszystkie resorty gospodarcze. Rozważany jest pomysł, by zlikwidować ministerstwo skarbu (takie uprawnienia daje premierowi ustawa o działach administracji rządowej) i połączyć je z Ministerstwem Finansów, które objąłby współtwórca programu gospodarczego PiS Cezary Mech. Wówczas PO otrzymałaby prawdopodobnie resort gospodarki. Z pewnością nie będzie podziału rządu w ten sposób, że tzw. resorty siłowe (sprawiedliwość, obrona, MSWiA) przejmie PiS, a gospodarkę - PO. - W takim układzie Jarosław Kaczyński odpowiadałby za politykę gospodarczą rządu, którą kreowaliby liberałowie, a na to nie może być zgody - usłyszeliśmy od jednego z ważnych polityków PiS.

Start negocjacji
Wczoraj po południu zebrał się Komitet Polityczny PiS, by ocenić bieżącą sytuację i powołać zespół negocjacyjny, który w podzespołach niezwłocznie przystąpi do uzgadniania wspólnego programu przyszłej koalicji. Wciąż jednak sen z powiek sztabowcom tej partii, a także samemu Jarosławowi Kaczyńskiemu spędza tocząca się dalej kampania prezydencka. Z jednej strony od dawna PiS nie ukrywało, że bardziej zależy mu na prezydenturze dla Lecha, z drugiej oznaczałoby to rezygnację przez Jarosława z misji tworzenia rządu. Kto wówczas zostałby premierem? Podobno poważnie rozważany jest wariant, w którym zaproponowano by fotel premiera Janowi Rokicie, ale w samej partii wobec takiego pomysłu jest głęboki opór. - Nie po to wygraliśmy wybory, żeby teraz warunki stawiała PO - mówi nam polityk z otoczenia braci Kaczyńskich. Dodaje, że pomysł z Rokitą jako premierem przy tym układzie sił ma swoje źródło w grupie osób stanowiących "piątą kolumnę PO w ugrupowaniu".
Rozmowy o programie nowej koalicji mają się toczyć przy otwartej kurtynie - tak zapowiadają liderzy obu partii. Z tego, co udało nam się dowiedzieć, być może zostanie zaproponowany kompromis gospodarczy, który będzie polegał na dojściu drogą gospodarczą forsowaną przez PiS (partia powołuje się tutaj na praktykę i sukces gospodarczy Hiszpanii czasów premiera Jose Marii Aznara) do "niskich, prostych podatków" za 2 lata. Miałby to być podatek liniowy, ale nie w wersji "3x15" proponowanej przez PO, a takiej, by nikt nie zapłacił wyższych podatków niż dotąd. W obecnej sytuacji gospodarczej na eksperymencie PO straciliby wszyscy zarabiający mniej niż 2,5 tys. zł miesięcznie, a im mniej zarabiają, tym procentowo straciliby więcej.
Mikołaj Wójcik

Nasz Dziennik - 27 września 2005, Nr 225 (2330)

Autor: mj

Tagi: PiS