Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Cieszmy się każdym dobrym krokiem

Treść

Z dr Ireną Kowalską z Instytutu Statystyki i Demografii SGH w Warszawie na temat sytuacji demograficznej w Polsce rozmawia Magdalena M. Stawarska

Jak wygląda obecna sytuacja demograficzna w Polsce?
- Jesteśmy krajem, w którym nie ma zastępowalności pokolenia matek przez córki. Obecnie na 100 kobiet przypadają przeciętnie 122 urodzenia, a do zachowania prostej odtwarzalności potrzeba 211 urodzeń. Jesteśmy na przedostatnim miejscu w Europie, jeśli chodzi o współczynnik dzietności. Poza tym coraz częściej pojawiają się nieformalne związki. Obecnie jesteśmy już społeczeństwem starzejącym się, ponieważ w ciągu ostatnich czterech lat ubyło nas ponad 30 tys. na skutek nadwyżki zgonów nad urodzeniami. Według prognoz ONZ, w połowie wieku będzie nas ok. 33 milionów, według polskich prognoz w 2030 r. liczba mieszkańców kraju wyniesie około 35 milionów...

Jakie miejsce zajmuje Polska w porównaniu do innych krajów europejskich?
- Jesteśmy pozytywnie lokowani, jeśli chodzi o urodzenia pozamałżeńskie. Stanowią one około 16 procent ogółu urodzeń. Pomimo pojawiania się nieformalnych związków cały czas jeszcze małżeństwa są główną formą tworzenia się rodzin. I na szczęście w naszym społeczeństwie nie ma jeszcze tak dużych dysproporcji pomiędzy osobami starszymi a młodymi.

Czy projekt rządowy, dotyczący tzw. becikowego, jest w stanie rozwiązać problem niżu demograficznego?
- Oczywiście, byłoby naiwnością oczekiwać, że dodatek 500 zł z tytułu urodzenia dziecka spowoduje jakieś zmiany. Z jednej strony potraktowałabym to 500 zł jako wyróżnienie dla tych, którzy zdecydują się na dziecko, z drugiej - dla uboższych rodzin, których jest coraz więcej, będzie to jednorazowe wsparcie, być może jedyna kwota, jaką mogą przeznaczyć dla swojej pociechy. Becikowe to wyraz swego rodzaju wyjścia naprzeciw potrzebom nowo narodzonego dziecka w pierwszych dniach jego życia; za 500 zł potrzeby te raczej nie zostaną zaspokojone. Jeśli przyjąć, że ma być ono elementem polityki prorodzinnej, powinno mieć charakter uniwersalny (dobrze byłoby wyróżnić wszystkich rodziców nowo narodzonych dzieci). Ale w sytuacji, gdy na powszechne wsparcie nas nie stać, pomóżmy najpierw tym, którzy najbardziej potrzebują naszej pomocy. Uważam, że należy się cieszyć każdym nowym działaniem wspomagającym rodzinę, nawet wtedy, gdy nie ma ono charakteru milowego kroku. Lepiej bowiem powoli dochodzić do określonego stanu aniżeli próbować od razu iść na całego, a później zatrzymać się w jednym miejscu na długie lata.

Jakie działania powinno podjąć państwo w celu wspierania polityki prorodzinnej?
- Oczekiwania rodzin z dziećmi nie ograniczają się do jednorazowego wsparcia finansowego. Zawalczmy również o to, co możemy uczynić dla naszych rodzin bez dodatkowych środków ekonomicznych. Bezrobotni rodzice marzą o pracy, matki najmłodszych dzieci chciałyby wrócić po urlopie macierzyńskim na swoje miejsce z okresu przed narodzeniem dziecka, inne kobiety chciałyby pozostać na urlopach dłużej lub mieć prawo opiekować się chorym dzieckiem... Pomyślmy o ludziach młodych, którzy mogliby założyć rodziny, ale brak pracy i dachu nad głową oraz perspektyw na ich osiągnięcie powstrzymuje ich od zawierania małżeństw i rodzenia dzieci. A nade wszystko pracujmy nad tym, by umacniać etos rodziny, a nie podważać jej roli, by dostrzegać najbardziej potrzebujących - cierpiących nie ze swojej własnej winy, ale z powodu niewydolności istniejącego systemu społeczno-ekonomicznego. Pomagajmy tym, którym żyć trudniej, w szczególności dzieciom ze środowisk wiejskich i z małych miasteczek, zagrożonych ubóstwem materialnym, edukacyjnym i społecznym. Nie wszystko można uczynić za pieniądze, ale na pewno można wspomóc potrzebujących, stosując powszechnie różnorodne formy wspomagania rodzin.

Dziękuję za rozmowę.

"Nasz Dziennik" 2005-12-28

Autor: mj