Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Cierpienie nie jest żadną "walutą", za którą można coś nabyć...

Treść

Cierpienie jako takie nie ma samo w sobie sensu. Bóg stworzył człowieka z miłości do miłości i do szczęścia, a nie po to, żeby cierpiał.

On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie.
W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata
abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem.
Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów poprzez Jezusa Chrystusa,
według upodobania swej woli,
ku chwale majestatu swej łaski,

którą obdarzył nas w Umiłowanym (Ef 1,3–6).

Cierpienie i śmierć weszły na świat przez grzech i zawiść diabła:

przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli… (Rz 5,12)

A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą (Mdr 2,24).

Stało się to przez grzech, przez odwrócenie się od Boga. Tak więc cierpienie jest dziełem szatana. W jaki więc sposób cierpienie, dzieło szatana, może być „poświęcone Bogu”, co często słyszymy jako wezwanie pobożne? Co miałoby znaczyć „poświęcić cierpienie Bogu”? Mówiąc inaczej, „poświęć dzieło szatana Bogu” – brzmi paradoksalnie, prawda?

Przede wszystkim cierpienie jest wynikiem pewnego działania, a nie dziełem szatana jako takim, które my nabywamy. Cierpienie jest bólem związanym z brakiem czegoś, co powinniśmy mieć, abyśmy mieli pełnię życia. Cierpienie jest brakiem, a nie żadną pozytywną treścią alternatywną do innej pozytywnej treści. Jest wołaniem o coś, czego brak. Tak jest np. w przypadku bólu w organizmie, który jest sygnałem, że nie wszystko jest w porządku. Szatan, skłaniając człowieka do odrzucenia więzi z Bogiem, pozbawił go dostępu do źródła i przez to spowodował ból i cierpienie, a ostatecznie śmierć. Natomiast cierpienie, jak to widzimy, często jest powodem dalszego buntu przeciw Bogu, bo odbieramy je jako niezasłużone, a ten, który je sprowadził na nas, się ukrywa, sugerując, że to właśnie Bóg jest tego przyczyną. I tak się dalej nakręca bunt przeciw Bogu. W tym kontekście „poświęcenie cierpienia Bogu” oznacza wpierw przyjęcie go bez owego buntu, ale w pokorze i cierpliwości z nadzieją na uwolnienie od niego.

Nie znaczy to, że cierpienie miałoby być miłe Bogu i że ofiara z cierpienia miałaby być jakąś ofiarą przebłagalną tym większą, im większe jest to cierpienie. Cierpienie nie jest żadną „walutą”, za którą można coś nabyć. Czasem słyszę słowa matki: „moje cierpienie poświęcam Bogu, aby moje dziecko nie cierpiało”. To byłby jakiś absurd. Z Bogiem nie da się niczego załatwić! Nie można być z Nim w relacji handlowej: coś za coś! Niestety takie schematy u nas w pobożności funkcjonują! Są one zrozumiałe w odniesieniu do małych dzieci, którym staramy się coś o Bogu wytłumaczyć, ale w wierze dorosłego są wyrazem niedojrzałości. Takie rozumienie Boga oznaczałoby powrót do religii pogańskiej, Bóg stałby się jakimś Baalem, który oczekiwałby od nas ofiar aż po ofiary np. z dzieci jak Moloch w dolinie Gehenny.

Bóg nie chce, byśmy cierpieli, ale abyśmy żyli w pełni. Cierpienie na nas przychodzi bez naszej woli albo wręcz wbrew naszej woli. Takie cierpienie przyjęte jest krzyżem. Nie jest nim samo cierpienie jako takie, ale niechciane cierpienie przyjęte ze względu na Chrystusa. Warto przemyśleć w tej materii modlitwę Pana Jezusa w Ogrójcu, gdzie prosi:

Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]! (Mk 14,36).

Sam Jezus nie pragnął tego cierpienia, lecz je przyjął ze względu na wolę Ojca! Autor Listu do Hebrajczyków napisał potem:

Z głośnym wołaniem i płaczem za swych dni doczesnych zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. I chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawie­nia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga arcykapłanem na wzór Melchizedeka (Hbr 5,7–10).

Okazuje się, że cierpienie jest doświadczeniem, które daje nam poznanie czegoś, czego nie jesteśmy w stanie przyjąć inaczej. Staje się istotnym narzędziem dojrzewania. U nas funkcjonuje przysłowie: „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. Wydaje się, że wywodzi się ono z Księgi Mądrości Syracha:

Przyjaciela nie poznaje się w pomyślności, wróg zaś nie zdoła się ukryć w czasie niepowodzenia (Syr 12,8).

W tej sentencji nie ma żadnego pragnienia nieszczęścia, trudnego doświadczenia, ale wynika ono z obserwacji, która potwierdza, że dopiero trudne doświadczenie odsłania prawdę o przyjaźni. I podobnie choć nikt nie chce doświadczać nieszczęścia i cierpienia, to jednak ich doświadczamy w życiu jako konsekwencji naszego odcięcia się od Boga i to zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i zbiorowym. Często bowiem to ludzie gotują cierpienia innym ludziom, chociaż ci nie są niczemu winni.

Cierpienie samo w sobie nie ma sensu. Jednak cierpienie przyjęte i wierność mimo cierpienia jest znakiem miłości i to ma sens. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15,13). Cierpienie ma sens jako znak miłości. Paradoksalnie nie ma lepszego znaku miłości niż przyjęte bez buntu cierpienie. Jeżeli nie ma doświadczenia cierpienia, miłość może być „tania”, może w zasadzie oznaczać wzniosłą deklarację bez pokrycia. Sami siebie nie znamy, dopiero trudne doświadczenie pozwala nam samym poznać naszą wierność i miłość. Cierpienie przyjęte stanowi weryfikację naszego wyboru miłości. Wszystko, co jest cenne, musi kosztować! Jeżeli nie kosztuje, to znaczy, że nie jest cenne.

Cierpienie nie jest „miłe” Bogu, ale jest mu miła nasza miłość. Cierpienie jest potrzebne nam, abyśmy mieli weryfikację naszej miłości. Bóg nas zna. Bez cierpienia sami nie możemy się niczego nauczyć. Cierpienie dotyka nas do głębi serca. Bez cierpienia nie znamy samych siebie. To jest prawda, którą trzeba odkryć. Sami jesteśmy mistrzami oszukiwania siebie! Dopóki nie zobaczymy tej prawdy w sobie, nie zrozumiemy potrzeby cierpienia i nie zobaczymy jego sensu. Ta prawda jest tak mocna, że nawet autor Listu do Hebrajczyków odniósł ją do Jezusa: A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał (Hbr 5,8)!

Fragment z książki ojca Włodzimierza Zatorskiego Pytania do wiary. Kierunek: szczęśliwe życieZobacz również inne publikacje Autora.

Źródło: ps-po.pl, 21 lipca 2018

Autor: mj

Tagi: Cierpienie