Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Cięcia - tak, byle nie dla eurokracji

Treść

Tego jeszcze nie było. Do strajku przymierzają się urzędnicy w Brukseli. Powód? Zbyt niska indeksacja płac, jaką zaproponowała Komisja Europejska, i plany odebrania części przywilejów.

Wzrost zarobków w przyszłym roku na poziomie proponowanym przez Komisję Europejską - 1,7 proc. - urzędnicy Unii Europejskiej uznają za niewystarczający, chociaż to właśnie z ich gabinetów codziennie płyną na całą Europę nakazy zaciskania pasa i obcinania pensji administracji. Komisja chce też zlikwidować 5 proc. etatów w Brukseli (głównie metodą nieobsadzania stanowisk, z których pracownik odchodzi na emeryturę), wydłużyć wiek emerytalny swoich urzędników z 63 do 65 lat , wydłużyć tydzień pracy z 37,5 do 40 godzin oraz zredukować niektóre przywileje finansowe, takie jak dodatek za rozłąkę czy podróże do domu.
W krajach najbardziej zadłużonych, jak Grecja czy Portugalia, doszło do drastycznej obniżki wynagrodzeń i masowych zwolnień wśród urzędników, a nawet do likwidacji części zagranicznych placówek dyplomatycznych. Z Brukseli wyszedł nakaz podniesienia wieku emerytalnego na całym kontynencie, co w Polsce podchwycił natychmiast rząd Donalda Tuska. Dotkliwe cięcia wydatków wewnętrznych wzmogły presję społeczną na rządy, aby zabrały się także za oszczędności w Brukseli. Siedemnaście krajów Unii wystosowało list do Komisji Europejskiej, w którym propozycje oszczędnościowe KE uznały za dalece niewystarczające. Wśród sygnatariuszy listu są m.in.: Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Włochy, Finlandia, Holandia i Austria. Polska niestety nie podpisała listu, powołując się na "bezstronność, jakiej wymaga prezydencja". "Życzymy sobie bardzo znacznych redukcji w wydatkach obejmujących pensje, emerytury i przywileje. Urzędnicy Komisji Europejskiej nie mogą być wyłączeni z wysiłku konsolidacji finansowej" - napisała siedemnastka. Kraje chcą też obniżyć 16-procentowy dodatek wypłacany eurokratom bez ograniczeń czasowych za rozłąkę z rodziną. Nawet wtedy, gdy dawno sprowadzili bliskich do Brukseli. Dodatek, według tych propozycji, miałby spaść do 10 proc. i byłby wypłacany nie dłużej niż 5-10 lat, i co roku zmniejszany o 2 punkty procentowe.
Eurokraci nie wykazują najmniejszego zrozumienia dla proponowanych cięć. O skali oderwania od rzeczywistości administracji brukselskiej świadczy wypowiedź jednego z urzędników. - Przeżywamy tymczasowy kryzys finansowy w Europie z winy rynków, a nie urzędników. To nie powód, by niszczyć europejską służbę publiczną - stwierdził jeden z organizatorów strajku. - W Brukseli najwięcej zarabiają urzędnicy mianowani i są oni praktycznie nieusuwalni, chyba że zostaną skazani przez sąd prawomocnym wyrokiem lub komisja lekarska orzeknie, iż nie są w stanie pełnić obowiązków - mówi senator Bogdan Pęk. - W Brukseli mawia się: "jak wejdziesz w matrix - masz pracę do końca życia" - dodaje. Pensja początkującego asystenta najniższego szczebla w Brukseli wynosi 2,5 tys. euro miesięcznie, a więc jest czterokrotnie wyższa niż minimalna płaca w wielu krajach eurostrefy. Dyrektorzy, komisarze i sędziowie Trybunału Sprawiedliwości pobierają miesięcznie ponad 20 tys. euro wynagrodzenia, nie licząc dodatków, zwrotów kosztów i przywilejów, takich jak dopłata do mieszkania i umeblowania, możliwość dysponowania funduszem reprezentacyjnym tym wyższym, im wyższy szczebel zajmują, dodatek za rozłąkę z rodziną. Niezależnie od tego urzędnicy instytucji europejskich korzystają z przywilejów wynikających z belgijskiego prawa, np. jeśli przeprowadzają się do Brukseli na stałe, mogą kupić nieruchomość lub samochód z potrąceniem podatku, pobierają dodatki na każde dziecko oraz niepracującą żonę w wysokości około 380 euro.

Małgorzata Goss

- System wysokiego wynagradzania w Brukseli ma stanowić bodziec dla urzędników, aby całkowicie oddali się idei budowy państwa ponadnarodowego kosztem interesów swoich państw narodowych - uważa były europoseł.

Nasz Dziennik Piątek, 25 listopada 2011, Nr 274 (4205)

Autor: au