Chwała zwycięzcom, szacunek pokonanym
Treść
Robert Korzeniowski, Robert Sycz i Tomasz Kucharski (złoto), Otylia Jędrzejczak (złoto i dwa srebra), Sylwia Gruchała, Anna Rogowska, Agata Wróbel, Aneta Pastuszka i Beata Sokołowska-Kulesza oraz Mateusz Kusznierewicz (brąz) - to polscy medaliści igrzysk olimpijskich w Atenach. Powracamy z dziesięcioma medalami. Nie ma co ukrywać - to wynik poniżej oczekiwań. Zły.
Przyjrzyjmy się statystykom - tak źle nie było już dawno. Przed czterema laty w Sydney nasi reprezentanci zdobyli 14 medali (w tym aż 6 złotych). W Atlancie 17 (7), w Barcelonie 19 (3), w Seulu 16 (2), w Moskwie 32 (3) i tak dalej. Podobnie było w... 1956 roku w Melbourne, gdy Polacy stanęli na podium tylko 9 razy (1-4-4). To nie wymaga komentarza.
Jest źle. Co z tego, że wielu Polaków zajęło miejsce w czołówce - czwarte, piąte, szóste - historia pamięta tylko o medalistach.
Jest źle. W dodatku karierę kończy Robert Korzeniowski, z klasą Finn żegna się Mateusz Kusznierewicz.
Zawiodło wielu faworytów. Pewniaków, na których stawialiśmy w ciemno. Medalistów olimpijskich, mistrzostw świata, Europy. Czasami zabrakło im jednej sekundy, czasami kilkunastu centymetrów, czasami szczęścia, czasami sportowej mądrości.
Choć jesteśmy rozczarowani, niektórzy z nas po prostu są źli, gratulując nielicznym zwycięzcom, nie zapomnijmy jednak o pokonanych. Oni też w swe występy włożyli wiele serca. Oni też się starali, walczyli z całych sił. Zrobili wszystko, by było dobrze. A że się nie udało - trudno. W sporcie jest miejsce dla zwycięzców i dla pokonanych. To decyduje o jego pięknie. Tak samo wzruszają łzy wygranych, jak przegranych. Dlatego chwaląc triumfatorów, szanujmy tych, którzy musieli uznać ich wyższość.
Było źle - to prawda. Mądry z porażek potrafi jednak wyciągnąć wnioski. W nich tkwi wielka nauka.
Wczoraj Atenom powiedzieliśmy "do widzenia". Z wdzięcznością. Za cztery lata uczestników letnich igrzysk olimpijskich gościć będzie Pekin.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 30-08-2004
Autor: DW