Chore kino
Treść
Dobre, naprawdę dobre kino skończyło się chyba gdzieś pod koniec lat 70. Potem było już coraz gorzej. Coraz mniej wartości. Coraz więcej wyuzdania i przemocy. Coraz mniej artyzmu. Coraz więcej kiczu. Coraz mniej ambicji. Coraz więcej żądzy pieniądza. Artyści przekształcili się w biznesmenów. W filmie przestali się liczyć reżyserzy, a potem aktorzy. Najważniejsze stały się efekty specjalne.
W pewnym momencie zaczęło pojawiać się nowe "ambitne" kino, kino nowego "moralnego niepokoju". Wszystko jednak, oprócz nielicznych wyjątków, jakoś zaczęło być na odwrót. Zamiast wartości - antywartości. Zamiast faktycznego niepokoju moralnego niepokój niemoralny czy - mówiąc inaczej - zaniepokojenie tym, że jeszcze jest rodzina, normalność, chrześcijaństwo, jakieś pozytywne i obiektywne wartości.
Na tej fali pojawiło się ostatnio zupełnie nowe kino - "kino gejowskie". W tym roku wyróżniają się dwa reprezentujące je filmy: francuski - "Czas, który pozostał", i amerykański - "Tajemnica Brokeback Mountain". Ten pierwszy jest historią umierającego na raka homoseksualisty, który w obliczu śmierci niczego nie żałuje i niczego nie próbuje naprawiać ani przewartościowywać. On, jego twórca - reżyser Franois Ozon, i widzowie mają tu krzyczeć jednym głosem: "To normalne i wspaniałe". A to po prostu melodramatyczny, nasycony fałszem kicz. Drugi film jest opowieścią o rodzącej się "wielkiej miłości" dwóch mężczyzn. Mamy wzdychać: "Jakie to naturalne i piękne". A to po prostu żałosna, wzbudzająca mdłości i wstręt szmira.
Publicysta "Rzeczpospolitej", napisał, że filmy te mają "głębszy, humanistyczny wymiar", który wypływa "z chęci bardziej wnikliwego przyjrzenia się ludzkiej naturze, a także konwenansom, które ją krępują".
Chore kino i chora publicystyka. Wynaturzenie filmu i publicystyki. Jakichże to czasów dożyliśmy? Cóż to za kultura?
A tak przydałby się dziś dobry i prawdziwy, uczciwy film o dramacie homoseksualizmu.
Stanisław Krajski
żródło: "Nasz Dziennik" 2006-06-08
Autor: mj