Chodzi o bezpieczeństwo pacjentów
Treść
Ze Sławomirem Łabszem, anestezjologiem, rozmawia Izabela Borańska
Jak pan ocenia nowe przepisy mówiące o 48-godzinnym tygodniowym czasie pracy lekarza?
- Chodzi o pieniądze. W Unii Europejskiej, na Zachodzie, były trzy cele: ekonomiczny - chodziło o to, żeby zmusić lekarzy do lepszego wykorzystania czasu pracy, drugi cel to były oszczędności, ponieważ lekarz musiał iść po dyżurze do domu i wtedy ci lekarze, którzy zostawali, musieli za niego tę pracę wykonać. Trzeci cel to bezpieczeństwo dla pacjenta, i to jest w zasadzie cel najważniejszy. Lekarz nie może być zmęczony, musi być wypoczęty i zawsze zdolny do tego, aby pacjentowi udzielić pomocy. O tym w Polsce nikt do tej pory ani nie powiedział, ani nie napisał. W regulacji pracy lekarza chodzi głównie o bezpieczeństwo pacjenta, który powinien być leczony przez wypoczętego medyka. Do tej pory polscy lekarze nie potrafili sami o to zadbać. Trzeba było poczekać na regulacje Unii Europejskiej. Lekarz powinien pracować tylko w jednym miejscu pracy i tylko tyle godzin, ile jest przewidziane. Jeśli będzie pracował więcej, to będzie łamał prawo unijne. Tu nie ma żadnej dobrowolności. W razie sprawy w sądzie lekarz, który przekroczył czas pracy nawet o pół godziny, jest winny, bo naraził pacjenta na utratę zdrowia lub życia. Ten limit czasowy to gwarancja, że lekarz jest wypoczęty i zdolny do normalnej pracy. Teraz chce się ominąć prawo Unii Europejskiej, to, że lekarz będzie na kontrakcie, jest oszustwem, to naraża lekarzy na konsekwencje prawne, które będą ponosić indywidualnie oni, a nie pracodawcy, bo ci są dobrze ubezpieczeni. Teraz pierwszy raz po tylu latach jest szansa dla lekarzy na normalne życie rodzinne, żeby odpoczęli, zarobki to jest w zasadzie drugorzędna sprawa.
Co jest przyczyną tego, że nasza służba zdrowia wciąż tak kuleje, i wydaje się, że nie ma sposobu na jej uzdrowienie?
- Punktem wyjścia jest anachroniczne myślenie kolejnych ministrów i kolejnych ekip rządzących o ochronie zdrowia. Bierzemy po jednym pomyśle z każdego kraju europejskiego, zamiast wzorować się na jednym, najbardziej podobnym do Polski. Chodzi o to, żeby zachować to status quo w polskiej medycynie - żeby ordynatorzy, dyrektorzy, profesorowie itd., żeby te 5 proc., które trzyma władzę w służbie zdrowia, nie straciło na tym. I oni na tym nie tracą, ale cierpi 95 proc. ludzi, szczególnie młodzi lekarze. Oni nie zasłużyli sobie na to, aby wyjeżdżać albo żeby tak jak dawniej w ciężkich warunkach za małe pieniądze zdobywać wykształcenie. Starsi lekarze są odpowiedzialni za młodych. Młodzi lekarze powinni bardzo dobrze zarabiać. Chodzi o to, żeby oni zostali w Polsce. Minister Kopacz robi makabryczną rzecz, bo jeśli ona chce prywatyzować służbę zdrowia, to powinna poszukać menedżerów z krwi i kości do szpitali na kierownicze stanowiska, którzy by na pierwszym miejscu postawili zysk, bo w służbie zdrowia pacjent już nie odgrywa roli w tej chwili, jest tylko zysk i wokół zysku się to wszystko obraca... Wszyscy zdają sobie z tego sprawę, ale nikt nie chce powiedzieć tego głośno. Pacjenci też to wiedzą.
A kontrakty wyjdą lekarzom na dobre?
- Kontrakty to jest najgorsza rzecz, jaka może być. Lekarz na kontrakcie nie interesuje się absolutnie niczym poza pieniędzmi ze strony pracodawcy. On przychodzi, robi, co do niego należy, i sobie idzie. Poza tym niczym nie jest chroniony. A przecież chodzi o to, żeby lekarz był zainteresowany ekonomicznie miejscem pracy, ale też i organizacyjnie. Lekarz, szczególnie w szpitalu, powinien być z nim związany. Są pewne tradycje, kadra lekarska nie powinna się zmieniać w szpitalach tak często, jak to się dzieje teraz. Szpitale powinny ze sobą rywalizować.
Jak Pan jako lekarz ocenia nastroje panujące w środowisku lekarskim po 1 stycznia?
- Lekarze są politycznie związywani z PO. Cały czas mami się ich dużymi pieniędzmi, np. premier mówi, że lekarz specjalista w 2010 roku będzie zarabiał 11 tys. zł, a to jest jedna czwarta tego, co lekarz może zarabiać już teraz. Jakakolwiek partia, kiedy dochodzi do władzy to mówi tylko o zaufaniu, o pieniądzach - takie banały, a ludzie w to wierzą, bo każdy chce mieć wizję, że będzie lepiej.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-01-03
Autor: wa