Chiny się zastanowią
Treść
Wizyta Angeli Merkel w Państwie Środka nie przyniosła na razie oczekiwanych przez kanclerz Niemiec rezultatów.
- Badamy możliwości dalszego wspierania strefy euro w walce z kryzysem zadłużenia - zadeklarował premier Państwa Środka Wen Jiabao. O pomoc Chin w walce z kryzysem w strefie euro zabiega w Pekinie kanclerz Niemiec Angela Merkel. - Chiny rozważają zwiększenie swego udziału w rozwiązaniu europejskiego kryzysu zadłużeniowego za pośrednictwem Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej (EFSF) i Europejskiego Mechanizmu Stabilności (EMS) - sprecyzował premier Chin Wen Jiabao podczas wspólnej konferencji prasowej z kanclerz Angelą Merkel. - Strona chińska popiera wysiłki na rzecz utrzymania stabilności euro i strefy euro - podkreślił chiński premier. Zastrzegł jednak, że "Europa musi we własnym zakresie rozwiązać swoje problemy".
Kanclerz Niemiec przebywa od środy wieczorem z wizytą w Chinach, gdzie stara się przede wszystkim odzyskać zaufanie obywateli tego kraju do euro oraz przyciągnąć chińskie inwestycje do Europy. Niemcom zależy zwłaszcza na wsparciu europejskich funduszy ratunkowych przy pomocy chińskich rezerw walutowych obliczanych na 3,2 biliona dolarów. Chiny są zainteresowane stabilnością euro, ponieważ mają jedną czwartą rezerw w europejskiej walucie, ale są niezbyt skorzy do inwestowania w Europie oszczędności.
W rozmowie z premierem Wenem Jiabao Merkel poruszyła delikatną kwestię sankcji nałożonych przez Zachód na Iran w związku z prowadzonym przez Teheran programem wzbogacania uranu. Sankcje przewidują zakaz importu ropy z tego kraju, ale mogą okazać się kompletnie nieskuteczne w sytuacji, gdy Chiny deklarują gotowość zwiększenia zakupów irańskiej ropy. Premier Państwa Środka powiedział dziennikarzom, że jego kraj jest przeciwny upolitycznianiu normalnych handlowych stosunków z Iranem, co najprawdopodobniej oznacza, że Chiny nie poprą sankcji nałożonych przez Zachód. Reuters zwrócił w tym kontekście uwagę, że Europa z jednej strony zabiega, aby Pekin poświęcił swe interesy ekonomiczne, popierając Zachód w sprawie sankcji, a z drugiej chce, aby Chiny wsparły Europę finansowo w walce z kryzysem zadłużenia.
Tymczasem ekonomiści są coraz bardziej zaniepokojeni problemami krajów strefy euro. Instytut Badań Gospodarczych (DIW) w Berlinie w najnowszym raporcie napisał bez ogródek, że Grecja jest w o wiele trudniejszej sytuacji finansowej niż państwa dawnego bloku wschodniego na początku lat 90., gdy porzucały komunizm. Dlaczego? Otóż Grecja prawie wcale nie ma przemysłu i teraz potrzebuje czegoś na kształt planu Marshalla, czyli gigantycznych pieniędzy na inwestycje w nowoczesną infrastrukturę i właśnie przemysł. Kraje postkomunistyczne miały co prawda zacofany przemysł, ale jednak dawał on jakieś fundamenty pod odbudowę gospodarki, a Grecy nawet tego nie mają. Nie mają po prostu czego eksportować, żeby poprawić choćby bilans płatniczy i deficyt finansów publicznych. - Gospodarczo Grecja jest na dnie - uważa ekspert DIW Alexander Kritikos, którego opinię przytacza PAP. - Niecierpliwie żąda się od Aten dalszych oszczędności, by ograniczyć deficyt finansów państwa. Niezależnie od tego, jak bardzo uzasadnione są te żądania, nie doprowadzą one do tego, że grecka gospodarka sama się zregeneruje - podkreśla Kritikos. On i inni ekonomiści zaznaczają, że choć turystyka stanowi bardzo ważny filar gospodarki greckiej, to jednak nie może być motorem rozwoju całego kraju. Z kolei inny ekonomista DIW Kark Brenke podkreśla, że budowę silniejszej gospodarki Grecji częściowo utrudnia to, że kraj ten jest związany euro.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik Piątek, 3 lutego 2012, Nr 28 (4263)
Autor: jc