Chiński Gułag
Treść
Laogai - chiński system obozów pracy wzorowany na sowieckim Gułagu, wciąż działa prężnie. W 1045 obozach więzionych jest obecnie ok. 6,8 mln ludzi. Część z nich to zwykli kryminaliści, ale wielu to skazani za "zbrodnie natury politycznej". W praktyce w obozie pracy może znaleźć się każdy, kto nie podoba się władzy: chrześcijanie, autorzy stron internetowych czy składający petycję, którzy domagają się sprawiedliwości i zwrotu zagarniętej własności. Archipelag Laogai stał się integralną częścią nie tylko chińskiego "wymiaru sprawiedliwości", ale i gospodarki. Często właśnie z tych miejsc, w których miliony pracują w nieludzkich warunkach, więźniarki zmuszane są do aborcji, więźniowie jedzą, mając na rękach substancje toksyczne, albo walczą między sobą o prawo do prysznica, na rynki międzynarodowe docierają produkty z napisem "Made in China".
Władze w Pekinie twierdzą, że w Chinach nie ma więźniów politycznych czy religijnych. - Mówią na przykład, że możesz wyznawać swoją religię, ale jak zaczniesz praktykować katolicyzm, to wsadzą cię za zakłócanie spokoju publicznego lub uczestniczenie w nielegalnych zgromadzeniach - wskazuje Harry Wu, który za "prawicowość" spędził w obozach pracy 19 lat, a teraz stoi na czele Fundacji Badającej Laogai w Waszyngtonie. Wielu z więźniów skazywanych jest bez procesów lub jeśli już proces się odbywa, to przedstawiane są fałszywe zarzuty i dowody. Taki los spotkał Chen Guangcheng, niewidomego obrońcę praw chińskich rolników, który w rozmowie przeprowadzonej dla czasopisma "Time" opowiedział o przypadkach wymuszonej aborcji na chińskiej prowincji. Chen został skazany w sierpniu zeszłego roku na 4,5 roku więzienia za "organizowanie zgromadzeń, które zakłócały ruch drogowy". Tuż przed procesem prawnik Chena został oskarżony przez "nieznanych świadków" o kradzież kieszonkową.
Najdłuższe wyroki dla księży
Skazańcy pracują głównie w fabrykach, kopalniach i gospodarstwach rolnych. Mimo że prawo chińskie gwarantuje ośmiogodzinny dzień pracy, w więzieniach Laogai pracuje się 7 dni w tygodniu nawet po 16 godzin na dobę. Obozy są przeludnione i często na dwóch więźniów przypada jedno łóżko. Na porządku dziennym jest widok nagich skazańców walczących o dostęp do pryszniców, których jest tam wyjątkowo mało. Więźniowie pracujący z materiałami toksycznymi nie mają żadnych zabezpieczeń. Po pracy następuje tzw. czas szkolenia, kiedy poddaje się ich komunistycznej indoktrynacji. Skazani zmuszani są wówczas do samokrytyki, a także publicznego potępiania współwięźniów. Czasem organizowane są tzw. sesje walki, podczas których więźniowie się biją. To wszystko zwiększa wzajemną nieufność i stwarza poczucie izolacji.
Ci, którzy przy reedukacji wykazują opór, są bici i często wydłuża im się okres uwięzienia. Według Harryego Wu, wierzący i wykonujący posługę religijną, tak jak księża czy zakonnice "konsekwentnie otrzymują najdłuższe wyroki spośród wszystkich więźniów w obozach".
Jiuye jest wieczne
Po odbyciu kary 70 proc. więźniów, którzy "szykanowali system socjalistyczny i partię", nadal przetrzymywanych jest w obozach pracy. Nazywa się to "skierowaniem do pracy przymusowej" (Jiuye), a o jego charakterze najlepiej świadczy krążące wśród więźniów stwierdzenie: "wyrok w Laogai dobiega końca, ale Jiuye jest wieczne".
Częścią systemu Laogai są także szpitale psychiatryczne. Wśród pacjentów znajduje się wielu więźniów politycznych, takich jak Wang Wanxing, który spędził 13 lat w szpitalu psychiatrycznym w Pekinie (1992--2005) za rozłożenie transparentu na placu Niebiańskiego Spokoju. Po zwolnieniu wraz z żoną wyjechał do Niemiec, gdzie lekarze specjaliści nie stwierdzili żadnej choroby umysłowej. Według Wanga, więźniom politycznym w szpitalach dawkuje się środki odurzające i elektrowstrząsy.
Handel organami - złoty interes
Aborcje, tortury i handel organami ludzkimi to także codzienność w Laogai. Nieznane są oficjalne dane dotyczące wykonywania kary śmierci, gdyż władze ChRL określają je jako ściśle tajne. Wielu ekspertów twierdzi jednak, że dochodzi do ok. 10 tys. egzekucji rocznie. Więźniowie otrzymują tzw. wstępny wyrok śmierci i z reguły po upływie 20 dni tzw. ostateczny. Skazani na śmierć, a raczej ich organy, są źródłem dochodu. Od skazańca pobiera się krew, którą następnie poddaje się testom medycznym. Egzekucja odbywa się za pomocą strzału w tył głowy; lekarze natychmiast pobierają organy, które są transportowane do szpitali, gdzie oczekują na nie m.in. "turyści" z Tajwanu, Hong Kongu, Makao, Japonii czy Malezji.
1 maja br. władze chińskie oficjalnie zakazały handlu organami ludzkimi pochodzącymi od więźniów i ofiar wypadków. - Sprzedaż organów to interes, z którego zyski czerpie wielu ludzi, głównie lekarzy, wojskowych, policjantów. Trudno będzie więc egzekwować zakaz handlu. Byłbym zdziwiony, gdyby to prawo miało jakiekolwiek znaczenie - twierdzi David Kilgour, były parlamentarzysta z Kanady badający Laogai.
Laogai - "Made in China"
Laogai jest także źródłem taniej siły roboczej. To tu więźniowie wytwarzają produkty, które po konkurencyjnych cenach mogą być sprzedawane za granicę. Każdy z obozów ma dwie nazwy: oficjalną, tzn. nazwę firmy czy fabryki, i drugą - nadaną przez chińskie Ministerstwo Sprawiedliwości. Z reguły nazwy te są bardzo odmienne, tak aby eksporterzy i kupcy zachodni nie mogli skojarzyć firmy z obozem. I tak na przykład Fabryka Odzieży Landun to Więzienie dla Kobiet Prowincji Heilongjiang wykonujące ubrania dla firm m.in. w USA, Niemczech i Japonii. Fabryka Nawozów Fosforowych Guangming to Więzienie Anning sprzedające nawozy m.in. do USA, Japonii i całej Azji. Także fabryki lub firmy niebędące obozami pracy zawierają umowy o współpracę z Laogai. Wśród takich zakładów znajduje się np. firma Mickey w Pekinie, której zabawki eksportowane są m.in. do USA, Kanady, Australii czy na Węgry. W niektórych rejonach, np. w prowincji Shandong, Laogai to imperia ekonomiczne przynoszące setki milionów juanów zysku. Kapitał obrotowy Fabryki Sprzętu Elektrycznego (Więzienie nr 1 Prowincji Shandong) współpracującej z jednym z producentów w Szwajcarii wynosi 158 mln dolarów.
Hanna Shen, Tajwan
Artykuł powstał przy współpracy z Fundacją Badającą Laogai (www.laogai.org).
Harry Wu, były więzień laogai, katolik, twórca Fundacji Badającej Laogai:
Chcę, aby pojęcie "laogai" było w każdym słowniku. Przed 1974 r. słowo "gułag" nie istniało, a teraz każdy wie, co to jest. Musimy tak samo uczynić z "laogai". Chcę, aby ludzie byli świadomi, ile kobiet i mężczyzn jest w więzieniach w Chinach, że produkty, których używają, mogą pochodzić z obozów pracy: zabawki, piłki, rękawice chirurgiczne; żeby byli świadomi, jak wygląda życie w obozach. I to nie jest problem importu czy eksportu - to sprawa praw ludzkich.
Ze wspomnień Tong Yi, która spędziła 2,5 roku w ośrodkach reedukacyjnych przez pracę bez wyroku sądowego:
Jedna z więźniarek została aresztowana 3 miesiące po moim uwięzieniu w kwietniu 1994 roku. Była bardzo osłabiona. Po miesiącu zabrano ją na trzy dni. Kiedy wróciła, cały czas się trzęsła, mimo że po był to środek lata. Powiedziała mi, że po przywiązaniu jej rąk i nóg do stołu operacyjnego zmuszono ją do poddania się aborcji. Z rękoma i nogami przywiązanymi do łóżka spędziła następne 3 dni.
Z dokumentu Komunistycznej Partii Chin pt. "Reforma przez pracę" (Pekin 1985):
System Laogai w naszym kraju stanowi ważną część systemu bezpieczeństwa publicznego i jest jednym z narzędzi dyktatury proletariatu; jego celem jest ukaranie i zreformowanie wszystkich kontrrewolucjonistów i innych kryminalistów.
"Nasz Dziennik" 2007-06-27
Autor: wa
Tagi: chiny