Chińska hipokryzja
Treść
Chińczycy, którzy w swojej Ojczyźnie prześladują chrześcijan, czerpią zyski z budowy kościołów i infrastruktury sakralnej poza granicami swojego państwa. - To element strategii Chińczyków - uważa ks. Waldemar Cisło, dyrektor polskiej sekcji organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Dodaje, że to perfidna działalność, by kupić przychylność obcokrajowców.
Chińskie firmy budowlane coraz częściej wznoszą kościoły dla chrześcijan w Afryce. Chiny oferują niskie ceny usług, dlatego bez trudu wygrywają przetargi na budowę obiektów sakralnych. I choć wolność religijna w Chinach nie jest respektowana, a katolicy są prześladowani, paradoksalnie nie stoi to na przeszkodzie, by czerpać korzyści ekonomiczne z budowy kościołów za granicą.
- Władze chińskie oficjalnie deklarują radykalny pragmatyzm. Dystansują się od jakiejkolwiek ideologii, jeśli coś się opłaca i przynosi zyski, robią to. Widziałem wiele chińskich fabryk, gdzie produkowano posągi Jana Pawła II czy różne dewocjonalia, które są potem sprzedawane na ulicach Zakopanego czy na placu Świętego Piotra w Rzymie. Jeżeli jest klient, który płaci, to nie ma żadnego problemu - mówi Radosław Pyffel z Centrum Studiów Polska - Azja (CSPA). Co zatem w takiej sytuacji może zrobić Zachód? Przestać się oszukiwać. Europa chce korzystać z rozwoju gospodarczego Chin, chce tanich towarów, chińskich pożyczek i inwestycji, a jednocześnie apeluje o przestrzeganie praw człowieka w Chinach, w tym także oczywiście wolności religijnej. - Zachód musi się zdecydować. Jeśli uważa, że Chiny są niemoralne, niech po prostu kupuje drożej gdzie indziej albo sam niech zrobi to taniej i lepiej. Wszyscy mówią o prawach człowieka, ale właściwie w ustach Europejczyków to frazes i Chińczycy śmieją się z tego - mówi Radosław Pyffel. - A śmieją się dlatego, że najpierw głosi się "kazania" o prawach człowieka i moralności, a chwilę potem wyciągane są ręce po chińskie pożyczki, inwestycje czy tanie towary - dodaje.
Jeśli współczesnych Europejczyków stać tylko na moralizatorskie apele i nie są zdolni do poświęceń, to dają sygnał: dla nas liczy się tylko kasa i wygodne życie. I pragmatyczni Chińczycy przyjmują to do wiadomości i do tego się dostosowują.
Z raportu "Prześladowani i zapomniani" o prześladowaniach chrześcijan w latach 2009-2010 opublikowanego przez organizację Pomoc Kościołowi w Potrzebie wynika, że w komunistycznych Chinach władze kontrolują całą działalność religijną. Szczególne represje wymierzone są w biskupów i kapłanów katolickich. Kilkudziesięciu kapłanów podziemnego Kościoła przebywa w więzieniach lub obozach pracy, a około dziesięciu biskupów jest przetrzymywanych w areszcie domowym. Watykan traktowany jest w Chinach jako "zachodnia siła" próbująca ingerować w wewnętrzne sprawy kraju przy wykorzystaniu religii. To chyba wystarczające argumenty przeciw, na które zachodni świat wyrastający z chrześcijańskich korzeni powinien zważać przy wyborze partnera biznesowego.
- Jeśli Chińczycy budują kościoły, drukują Biblię, to trzeba to potraktować jako pewien element ich strategii dla Afryki, a nie jako nagłą zmianę mentalności czy polityki rządu, który więzi biskupów, księży, który zamyka seminaria - zaznacza w rozmowie z nami ks. dr Waldemar Cisło, dyrektor polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie. Nie łudźmy się, że kieruje nimi jakakolwiek inna strategia niż ta, żeby kupić sobie życzliwość mieszkańców. Jest to perfidna działalność. - Jeśli w Chinach nie pozwala się działać swobodnie Kościołowi wiernemu Watykanowi, jeśli zamyka się w więzieniach biskupów, księży, to nie łudźmy się, że jakiekolwiek inne niż materialne motywy kierują chińskimi firmami - podkreśla ks. Waldemar Cisło. - Kiedy niegdyś koncerny naftowe wspierały reżimy, które męczyły, maltretowały swoich obywateli, to powstał ruch, który nawoływał do niekupowania paliwa na tych stacjach benzynowych, to skutkowało - konkluduje. Ktoś zapyta: co jako zwykły człowiek mogę zrobić? Możemy nie kupować chińskich tanich towarów, to będzie nasze bardzo konkretne działanie przeciw deptaniu praw człowieka i mniejszości religijnych w Państwie Środka.
Małgorzata Bochenek
Nasz Dziennik Czwartek, 13 października 2011, Nr 239 (4170)
Autor: au