Chcieli wykryć źródło przecieków
Treść
Parlamentarna komisja ds. kontroli służb specjalnych niemieckiego parlamentu zajmie się jutro aferą, jaka wybuchła po ujawnieniu informacji, że niemiecki wywiad zagraniczny BND posługiwał się dziennikarzami do inwigilowania kolegów z redakcji największych niemieckich dzienników i tygodników. Partie opozycyjne - FDP i Zieloni - domagają się wyjaśnienia zarzutów i ukarania osób odpowiedzialnych za naruszenie prawa.
Tygodnik "Der Spiegel" poinformował wczoraj, że BND korzystał do jesieni 2005 r. z usług dziennikarza z biura jednej z zachodnioniemieckich agencji prasowych, posługującego się pseudonimem "Sommer" (Lato). Kontakty zerwano dopiero pod koniec ubiegłego roku po wykryciu przez media skandalu. BND twierdził dotychczas, że praktyka posługiwania się dziennikarzami dotyczyła tylko lat 90.
Były koordynator służb specjalnych Bernd Schmidbauer napisał w opublikowanym w sobotę oświadczeniu, że polecenie szpiegowania kolegów z branży miał wydać dziennikarzowi współpracującemu ze służbami wywiadowczymi sam szef BND Hansjoerg Geiger. Geiger zarządził w grudniu 1996 r., że służby "posłużą się dziennikarzem z departamentu 5, aby wykryć źródło przecieków w BND" - napisał Schmidbauer, który nadzorował pracę wywiadu w latach 1991-1998.
Informując o skandalu, media powołują się na poufny raport przygotowany przez byłego sędziego Federalnego Sądu Najwyższego, Gerharda Schaefera. Liczący ponad 170 stron dokument otrzymała w minioną środę parlamentarna komisja kontroli służb specjalnych Bundestagu. "Schaefer uznał postępowanie BND za niezgodne z prawem, stanowiące naruszenie wolności prasy" - czytamy w "Sueddeutsche Zeitung".
Przewodniczący FDP Guido Westerwelle zażądał przeprowadzenia publicznej debaty w Bundestagu na temat szpiegowania dziennikarzy. - Ten atak na wolność prasy naraża na szwank państwo prawa - powiedział Westerwelle w sobotę w Rostocku. Szef Zielonych Reinhard Buetikofer uważa, że parlament powinien wzmocnić kontrolę nad służbami specjalnymi. Ewentualne naruszenia prawa skrytykował także zastępca rzecznika rządu - Thomas Steg. - Niemiecki rząd jest przeciwny takim niehonorowym działaniom - powiedział.
KWM, PAP
"Nasz Dziennik" 2006-05-15
Autor: ab