Chcemy wykazu ofiar w trybie procesowym
Treść
Z Aleksandrem Gurianowem, szefem polskiej sekcji Memoriału, rozmawia Marta Ziarnik
Memoriał po raz kolejny wystosował apel do prezydenta Dmitrija Miedwiediewa o odtajnienie akt katyńskich. Jakie aspekty zostały w nim poruszone?
- W apelu wyliczyliśmy kroki, które - naszym zdaniem - są takim niezbędnym minimum koniecznym do osiągnięcia stanu, w którym będziemy mogli sobie powiedzieć, że sprawę można już uważać może nie tyle za rozwiązaną, co za bardzo mocno posuniętą do przodu. I tu chodzi właśnie o konkretne kroki prawne, które są absolutnie niezbędne. Mając świadomość tego, że być może te nasze apele nie są wiążące dla prezydenta ani dla jakichkolwiek organów państwowych, tym niemniej uważamy za konieczne, żeby je formułować. Być może prezydent je przeczyta albo przynajmniej jego referenci opowiedzą jemu o nich. A w związku z tym, że jest to list otwarty do prezydenta, został w Rosji opublikowany także m.in. w niezależnym piśmie "Nowaja Gazieta" oraz elektronicznych środkach społecznego przekazu i dzięki temu jest dostępny także dla wszystkich obywateli. Nasze stowarzyszenie uważa bowiem za konieczne ogłoszenie takiego rejestru koniecznych do podjęcia przez rząd kroków.
Jakie to są postulaty?
- Na pierwszym miejscu stawiamy - niekoniecznie z powodu ważności, ale chronologicznie - odtajnienie materiałów śledztwa Głównej Prokuratury Wojskowej, które zostało umorzone w 2004 roku (wszystkie materiały zostały utajnione natychmiast po umorzeniu śledztwa). Uważamy więc za zupełnie niezbędny krok anulowanie ówczesnej decyzji o objęciu tych materiałów tajemnicą państwową. A przypomnę, że wśród tych materiałów - jako zupełnie bezprecedensowa sprawa - było utajnienie samego postanowienia o umorzeniu śledztwa. Odtajnienie tych dokumentów jest dlatego ważne, żeby oficjalnie można było sobie zdać sprawę z tego, w jakim punkcie jesteśmy, w jakim punkcie jest to śledztwo i co ono wówczas ustaliło. Chociaż informacje o wynikach śledztwa są znane dosyć szeroko, gdyż póki nie było ono utajnione, wszystkie zasadnicze wyniki - które zostały osiągnięte na wczesnym etapie tego śledztwa, czyli w ciągu pierwszych czterech lat (do roku 1994) - były dostępne i nawet udostępnione stronie polskiej. Zupełnie jednak nie wiemy, co śledztwo wykazywało i co ustaliło pomiędzy rokiem 1994 a 2004, czyli do momentu jego umorzenia. To po pierwsze. Uważamy też za niezbędne wznowienie tego umorzonego śledztwa, ponieważ w jego trakcie nie wykonano kilku absolutnie obowiązkowych zadań niezbędnych w przypadku śledztwa wszczętego w sprawie karnej. Normy te - których zabrakło - obowiązują zgodnie z prawem rosyjskim, a dokładnie z kodeksem postępowania karnego. Umorzenie śledztwa bez wykonania tych zadań jest niedopuszczalne i jest zwyczajnym złamaniem prawa.
Co to są za zadania?
- Po pierwsze, ustalenie pełnego wykazu osób poszkodowanych, czyli ofiar zagłady, w trybie procesowym. Ten postulat jest spowodowany m.in. przez to, że nie mamy wykazu imiennego rozstrzelanych więźniów z więzień zachodniej Białorusi. Czyli dotąd pozostają oni nieznani i anonimowi - około 4 tys. osób rozstrzelanych na mocy tej samej decyzji Biura Politycznego, na mocy której rozstrzeliwano jeńców z trzech obozów jenieckich i więźniów z więzień zachodniej Ukrainy. Być może ta lista (tzw. białoruska) rzeczywiście jest już nieosiągalna i nie zachowała się, ale jest jeszcze drugi powód, który - naszym zdaniem - jest niezwykle aktualny i bardzo ważny. Sytuacja mianowicie jest taka, że Prokuratura Wojskowa i obecne władze Rosji, które nigdy nie wycofały się z przyznania sprawstwa Związku Sowieckiego w dokonaniu tej zagłady. Tego przyznania się, które miało miejsce we wczesnych latach 90. I mimo że ani razu nikt nie próbował się wycofać z tego, że polskich jeńców i więźniów rozstrzeliwał Związek Sowiecki, to za każdym razem, kiedy my podajemy wnioski o uznanie za ofiarę represji politycznych jakąś konkretną osobę - każdego z tych rozstrzelanych jeńców z osobna - prokuratura odpowiada nam, że te niezbędne dokumenty się nie zachowały i w związku z tym nie ma możliwości uznania, że stracili życie właśnie w wyniku operacji przeprowadzonej z postanowienia Biura Politycznego KC WKP(b). I dlatego uważamy, że to podstawowe zadanie śledztwa - a mianowicie, procesowe ustalenie wszystkich poszkodowanych - nie zostało należycie wykonane. A przypominam, że ono musi być wykonane!
Następne zadanie, które nie zostało wykonane przez to śledztwo, dotyczy ustalenia miejsca pochówków wszystkich ofiar. Dotąd nie znamy bowiem miejsca pochówku rozstrzelanych więźniów z więzień zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy. Znamy miejsca pochówku tylko rozstrzelanych jeńców obozu ostaszkowskiego i starobielskiego. (Ustalenie tych miejsc jest wielkim dokonaniem śledztwa katyńskiego, które zostało przeprowadzone na samym jego początku - w 1991 r.).
Kolejna kwestia dotyczy sprawy, która niby formalnie została przez to umorzone śledztwo wykonana, a mianowicie ustalenie wszystkich osób winnych. Przy czym Prokuratura Wojskowa ustaliła jakieś osoby winne i umorzyła śledztwo z powodu ich śmierci, natychmiast utajniając wszystkie materiały. Powołując się na tajemnicę państwową, odmówiła ona jednak podania do wiadomości publicznej nazwisk osób winnych. My zaś uważamy, że to jest absolutnie konieczne. W wyniku pewnych wysiłków Memoriału, które trwały latami (m.in. w trakcie naszych spraw sądowych prowadzonych w związku ze sprawą katyńską), udało się wyciągnąć z prokuratury tylko pewne uściślenia odnośnie do tych osób uznanych za winne. Ostatnie uściślenie polega na tym, że prokuratura informuje np. sąd, iż winnymi zostały uznane poszczególne osoby szczebla kierowniczego NKWD i że ich czyny zostały zakwalifikowane z art. 193 u. 17 kodeksu karnego, który obowiązywał w 1940 roku. Czyli zostały zakwalifikowane jako nadużycie władzy z ciężkimi skutkami i przy okolicznościach obciążających, ale nadal jedynie jako nadużycie władzy! Czyli przestępstwo pospolite. Za winnych nie uznano członków Biura Politycznego, czyli tych, którzy podjęli decyzję (ich podpisy widnieją na piśmie Berii, które jest integralną częścią decyzji Biura Politycznego). To jest absurdalna sytuacja, ponieważ te podpisy i ten dokument były w Rosji publikowane niejednokrotnie, również w wydaniach oficjalnych, np. wydaniu Sądu Konstytucyjnego Federacji Rosyjskiej. To jest więc fakt nie do podważenia, kto podejmował tę decyzję. Tymczasem prokuratura uznała, że osoby podejmujące decyzję o zagładzie nie są winne.
Po drugie, to oznacza - a wiemy to z informacji od prokuratury - że tych osób uznanych za winnych jest zaledwie kilka. Z przecieków zaś dowiedzieliśmy się, że jest ich zaledwie czworo. A skoro czworo, to wiadomo, jakie to są nazwiska: Ławrientij Pawłowicz Beria, Wsiewołod Mierkułow, Gobułow i Paszczakow - tutaj żadnej innej czwórki nie da się dopasować. Czyli to oznacza, że wszyscy uczestnicy (niższego szczebla) tej tzw. operacji NKWD - czyli zagłady 22 tys. osób - w tym także ci, którzy bezpośrednio strzelali i wywozili zwłoki, nie zostali uznani za winnych? Coś takiego jest możliwe tylko wówczas, jeżeli prokuratura rosyjska uważa, że wykonywanie zbrodniczego rozkazu nie pociąga dla wykonawców żadnej odpowiedzialności karnej, czyli że takie osoby są bezkarne, bo wykonywali rozkaz. Takie stanowisko jest więc absolutnie nie do przyjęcia przede wszystkim dlatego, że konsekwencją będzie takie samo podejście w innych, współczesnych sprawach. Czyli że jeśli ktoś wykonuje rozkaz zbrodniczy, nie podlega najmniejszej odpowiedzialności. Z tym zaś godzić się nie wolno. Dlatego domagamy się ustalenia wszystkich uczestników tej operacji i kwalifikacji prawnej, która by odpowiadała istocie tego przestępstwa, które bynajmniej nie było przestępstwem pospolitym, a było w istocie aktem terroryzmu państwowego podjętego na rozkaz najwyższego kierownictwa kraju.
I wreszcie sprawa, która dla nas, Memoriału, jest bardzo ważna. To jest nasza działalność ustawowa, że domagamy się, aby wszystkie ofiary zbrodni katyńskiej z osobna zostały uznane za ofiary represji politycznych zgodnie z obowiązującą rosyjską ustawą o rehabilitacji ofiar represji politycznych. To są te postulaty prawne, które naszym zdaniem, stanowią niezbędne minimum do tego, żeby można było uważać, że sprawa katyńska została przynajmniej w jakiejś części rozliczona. Przynajmniej w tej prawnej.
Wezwaliście Państwo prezydenta Miedwiediewa do osobistego zaangażowania się w obchody rocznicowe w Katyniu.
- Zgadza się. W apelu mówimy również o tym, że choć pozytywnie odbieramy zaangażowanie premiera Władimira Putina we wspomniane obchody, to jednak uważamy, że bardzo ważne dla świadomości społecznej współczesnej Rosji jest to, żeby udział w nich wziął także Dmitrij Miedwiediew, który jest głową państwa. Naszym zdaniem, w wydarzeniach o takiej wadze koniecznie musi wziąć udział rosyjski prezydent lub przynajmniej - jeżeli ma ważne powody, dla których nie może tego dopełnić - powinien wystąpić publicznie z oświadczeniem, w którym stwierdzałby, że Rosja uznaje fakt sprawstwa w tej zbrodni Związku Sowieckiego (którego Rosja jest następcą prawnym) i w którym zapowiedziałby, jakie kroki prawne zostaną podjęte właśnie w celu rozwiązania sprawy katyńskiej (o które nawołujemy w apelu).
Dlaczego rosyjski rząd tak bardzo broni się przed uznaniem konsekwencji zbrodni komunistycznych?
- To nie jest do końca tak, że się broni, gdyż w ostatnich czasach nie było oświadczeń, w których odmawiałby tego odcięcia. Jeśli zaś chodzi o prezydenta Miedwiediewa, to w ostatnich miesiącach było nawet kilka jego zdecydowanych i absolutnie jednoznacznych wypowiedzi w tej kwestii. Powiedział w nich wprost, że usprawiedliwianie masowych represji politycznych przez twierdzenie, że były one niezbędne do przeprowadzenia modernizacji kraju, jest nie do przyjęcia. To powiedział wyraźnie. Nieco mniej zdecydowanych określeń użył w ostatnich miesiącach też premier Putin. Jednak wraz z tymi wypowiedziami pojawiały się także inne głosy, w tym również bardzo hałaśliwe hasła zwolenników tej starej, kłamliwej wersji sowieckiej o sprawstwie Niemców. I niestety te drugie głosy nie spotykają się z jakąkolwiek reakcją ze strony oficjalnej.
Rosja tym samym sama sobie zaprzecza i pokazuje, że nie zamierza jednoznacznie rewidować historii.
- Nie wiem, czym można to wytłumaczyć. Sytuacja jest taka, że znaczna część naszych współobywateli rzeczywiście wierzy, że polskich jeńców wojennych rozstrzelali Niemcy. I to niekoniecznie dlatego, że są jakoś szczególnie złośliwie nastawieni do Polaków lub też że są gorącymi zwolennikami dawnej władzy komunistycznej, ale raczej ze zwykłej ludzkiej ignorancji i nieposiadania wiedzy na temat podstawowych faktów. To jest skutek tej 50-letniej propagandy sowieckiej.
Podkreśla Pan, że zarówno prezydent, jak i premier wysyłają pewne sygnały, że chcą się odciąć od balastu sowieckich zbrodni. Jednak nie idzie to w parze z działaniami wobec Polski i skarg rodzin ofiar pomordowanych w Katyniu skierowanych do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
- Niespójności jest faktycznie wiele. Jedną z nich jest chociażby to, że prokuratura odmawia uznania każdego z jeńców z osobna za ofiarę tej zbrodni, o której mówimy, a jednocześnie Putin - choć nie wiem, na ile zdecydowanie on tam się będzie wypowiadał w Katyniu - ale jednak złoży kwiaty na cmentarzu pod pomnikiem pomordowanych. Tymczasem faktyczną istotą tego cmentarza i wspomnianego pomnika jest ponad 4 tysiące tabliczek z nazwiskami. Putin będzie więc składał kwiaty pod nazwiskami ludzi, których prokuratura odmawia uznania za ofiary. Już samo to jest sprzecznością.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-03-09
Autor: jc