Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Chcemy osiągnąć coś więcej

Treść

Rozmowa z Dorotą Malczewską, piłkarką ręczną reprezentacji Polski

Obawiałyście się dwumeczu z Serbią, szczególnie starcia na parkiecie w Niszu, a tymczasem okazało się, że nie takie rywalki straszne?
- No tak, ale to przede wszystkim my potrafiłyśmy zniwelować prawie wszystkie ich atuty. W obu spotkaniach zagrałyśmy bardzo konsekwentnie, z wiarą w sukces. Postawiłyśmy przed sobą jeden konkretny cel, jakim był awans do mistrzostw świata, i go zrealizowałyśmy. Teraz będziemy chciały jak najlepiej na tych zawodach wypaść, a może i zapewnić sobie olimpijską kwalifikację.

Gdzie tkwił klucz do sukcesu, co pomogło przechylić szalę na waszą korzyść?
- Wiedziałyśmy, że musimy zagrać bardzo pewnie i uważnie w obronie. Tak też się stało, szczególnie w meczu w Lublinie, gdzie straciłyśmy zaledwie 23 bramki. Nastawiłyśmy się również na szybką kontrę i jak się okazało - to był klucz do zwycięstwa. Ale równie istotna była wiara, bo żadna z nas nawet przez moment nie zwątpiła w sukces. Ja już przed pierwszym meczem byłam przekonana, że uda nam się awansować. Owszem, to Serbki uznawano za faworytki, nie bez przyczyny, bo mają w składzie kilka zawodniczek na co dzień występujących w lidze duńskiej - najmocniejszej w świecie - zaprawionych w bojach o wysoką stawkę. Wychodzę jednak z założenia, że każdy przeciwnik, niezależnie od miejsca w rankingu, jest tak samo groźny, bo wychodzi na boisko, by wygrać. Mimo to - przyznam szczerze - nieco obawiałyśmy się rewanżu. Myślałyśmy, że żywiołowa publiczność w Niszu zadziała na Serbki mobilizująco, a nam może sprawić nieco kłopotów. Okazało się jednak, że było na odwrót. Cóż, jak widać przyzwyczaiłyśmy się do meczów o stawkę, w których atmosfera jest gorąca i trzeba radzić sobie z presją.

Wiem, że tworzycie swoją historię, ale porównań z męską reprezentacją, która przecież nie tak dawno była rewelacją mistrzostw świata, nie da się uniknąć - marzycie, by pójść w ślady kolegów po fachu?
- Pewnie, bardzo byśmy chciały pojechać na mistrzostwa i sięgnąć po tak spektakularny sukces. Z jednej strony mam świadomość, że to szalenie trudne, jednak z drugiej - bez wiary nie ma po co do Francji jechać. Myślę, że my wciąż się rozwijamy, w naszych poczynaniach widać progres, czujemy się na parkiecie coraz pewniej. Być może od razu nie zostaniemy wicemistrzyniami świata, ale krok po kroku będziemy szły do przodu.

Może awans i same mistrzostwa będą przełomem? Już dawno klimat wokół szczypiorniaka nie był w Polsce tak przyjazny i dobry, a w takich warunkach o sukcesy łatwiej.
- Przypomnę, że my od pewnego czasu regularnie występujemy na najważniejszych imprezach, dlatego sam awans aż takim wyczynem nie jest. Teraz nadszedł czas, by osiągnąć coś więcej. Wszystkie jesteśmy ambitne i bardzo byśmy chciały dorównać chłopakom, to jasne. Ich sukces zwrócił uwagę kibiców na piłkę ręczną, także na naszych meczach trybuny zaczęły się zapełniać - to cieszy. Na pewno jednak wiele jest jeszcze do zrobienia. Najważniejsze, by do szczypiorniaka zaczęły się garnąć dzieci, i to najmłodsze, bo to one są przyszłością dyscypliny. Ale by tak było, potrzeba pieniędzy, a na ich nadmiar nie możemy narzekać...

Co stanowi o sile naszej żeńskiej narodowej drużyny?
- Kolektyw. Pomagamy sobie nawzajem, walczymy jedna za drugą, poza tym jesteśmy zespołem wyrównanym, w którym występuje kilkanaście zawodniczek prezentujących podobny poziom. Trener Zenon Łakomy stworzył doskonałą atmosferę; fakt, trenujemy ciężko, ale dzięki temu podnosimy swe kwalifikacje, poprawiamy wydolność, dynamikę, wytrzymałość.

Jesteście zespołem, ale tworzą go też indywidualności. Przecież to Pani w obu meczach z Serbią zdobyła 21 bramek, walnie przyczyniając się do awansu.
- Miło to słyszeć, miło wspominać, ale w piłce ręcznej nie ma liderów i bohaterów. Wygrywa zespół i zespół pracuje na dorobek zawodnika. Samemu nic ugrać nie można. Niedawno Karolina Kudłacz w jednym tylko meczu zdobyła 17 bramek, teraz skuteczna byłam ja. Wiedziałyśmy, że Serbki bardzo obawiają się Karoliny, będą ją szczególnie pilnowały, i tak było. Dzięki temu ja miałam nieco więcej swobody, i to wykorzystałam (śmiech).

Co zrobić, by do grudnia, gdy odbędą się mistrzostwa, było jeszcze lepiej?
- Na razie musimy odpocząć, bo za nami wyczerpujący sezon, kilka miesięcy życia na najwyższych obrotach. A później... wierzę, że trener nas przygotuje jak należy. Mamy rezerwy, wiemy, że jesteśmy w stanie grać lepiej. Możemy poprawić zgranie, koncentrację, motorykę i nie tylko. Potrzebujemy tylko miesiąca dla siebie, by razem potrenować, wypracować odpowiedni styl, taktykę.

Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2007-06-13

Autor: wa