Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Chcemy głosić Ewangelię życia

Treść

Z ks. kanonikiem Wiesławem Wiśniewskim, moderatorem Towarzystwa Ducha Świętego, kustoszem sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w Gdańsku Matemblewie, rozmawia Maria Popielewicz Od kilku lat trwają starania, by odnowić nieistniejącą już od 140 lat męską gałąź Zakonu Ducha Świętego, którego szczególnym charyzmatem jest obrona życia. Skąd się wziął ten pomysł?
- Z zachwytu nad charyzmatem tego zakonu i potrzeby naszych czasów, a także z odczytania duchowego przesłania sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w Gdańsku Matemblewie, gdzie pod czułym okiem Maryi rodzi się nasza wspólnota. Męska i żeńska gałąź Zakonu Ducha Świętego, który powstał w XII w., podejmowała zadanie obrony życia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Jan Paweł II wielokrotnie przypominał, że ta posługa miłości jest potrzebna jak powietrze współczesnemu światu naznaczonemu piętnem cywilizacji śmierci. Widzimy, jak aktualne jest to wyzwanie. Objawami tego zjawiska są brak szacunku dla życia, propagowanie aborcji, antykoncepcji, eutanazji, podważanie istoty małżeństwa jako nierozerwalnego przymierza kobiety i mężczyzny. Zjawiska te wyrastają z kryzysu relacji człowieka z Bogiem, kobiety z mężczyzną, rodziców z dziećmi i wreszcie człowieka z samym sobą. Błogosławiony Gwidon widział te problemy w odległych czasach i reagował na nie, tworząc specjalne ośrodki nazywane Domami Ducha Świętego, prowadzone przez kapłanów, siostry zakonne i ludzi świeckich. Przy nasilaniu się wspomnianych zjawisk potrzebne jest przywrócenie do życia tamtej wspólnoty. Dysponując nowymi środkami i metodami działania, będzie ona - tak ufamy - przyczyniać się do owocnego głoszenia Ewangelii życia i miłości we współczesnym świecie.
Jakie były początki zakonu?

- Założycielem Zakonu Ducha Świętego był bł. Gwidon, który w Montpellier otworzył pierwszy Dom Ducha Świętego w 1180 roku. Gromadził w nim chorych, ubogich, samotne matki i porzucone dzieci. Z czasem powstawały kolejne domy we Francji, najczęściej na szlaku prowadzącym do Santiago de Compostela. W 1190 r. bł. Gwidon objął w Rzymie malutki szpital przy kościele św. Agaty, drugi przy kościele Najświętszej Maryi Panny na Zatybrzu. Zakon Ducha Świętego został oficjalnie zatwierdzony przez Papieża Innocentego III w 1198 roku. To dało mu prawo działania w całym Kościele powszechnym. W 1201 r. sam Papież - znany ze swoich wielkich wizji duszpasterskich - postanawia wybudować w Rzymie szpital, który miał stać się wzorcowym dla innych diecezji w świecie. Do posługi w tym szpitalu wybrał właśnie Zakon Ducha Świętego. Rzymski szpital został uroczyście otwarty w 1204 roku. Przez całe wieki był głównym domem tej wspólnoty zakonnej. Charakterystycznym miejscem w szpitalach Ducha Świętego, które w kolejnych wiekach licznie powstawały w całej Europie, było znajdujące się przy głównej bramie ruchome "koło życia". Do niego można było o każdej porze dnia i nocy podłożyć niechciane dziecko. Zakon zapoczątkował taką formę ochrony życia.
Co się działo potem z pozostawionymi tam dziećmi?

- Kwestię opieki nad tymi dziećmi określała reguła zakonu. Czytamy w niej m.in.: "Wszystkie dzieci podrzucone przebywające w Domu Ducha Świętego należy żywić i otoczyć troskliwą opieką (...). Dla dzieci urodzonych przez obce kobiety niech będą przygotowane małe kołyski, aby leżały oddzielnie i nie cierpiały żadnej szkody". Zakon Ducha Świętego w kolejnych wiekach stworzył cały system pomocy porzuconym dzieciom i ubogim, samotnym matkom. Gdy w kole zostało zostawione dziecko, było ono przynoszone do specjalnej sali. W szpitalu zatrudniane były tzw. mamki, które miały obowiązek wykarmić dwoje, troje niemowląt. Zatrudniano też muzykantów, którzy przygrywali na fujarkach, by dzieci nie płakały. W szpitalu rzymskim do dziś zachowały się freski braci Zucchi ukazujące scenę karmienia małych dzieci. Dziewczynki były wychowywane w szpitalu Ducha Świętego aż do usamodzielnienia się, natomiast chłopcy po kilku miesiącach pobytu byli oddawani zaprzyjaźnionym ze szpitalem rodzinom na wychowanie za odpłatnością. Na terenie szpitala była szkoła dla tych dzieci. Ze źródeł dowiadujemy się też, że w Polsce dzieci ze szpitala Ducha Świętego studiowały na Akademii Krakowskiej. Zapewniano im takie wykształcenie jak dzieciom z dobrych rodzin. Ciekawym zwyczajem funkcjonującym w Rzymie były urządzane kilka razy w roku procesje. Były one sposobem, by dziewczętom zapewnić dalszą przyszłość. Te, które chciały wyjść za mąż, ubrane były w czasie procesji w sukienki niebieskie, a te, które chciały zostać siostrami zakonnymi, w białe. Z okolic Rzymu zjeżdżali się młodzieńcy. Jeżeli upatrzyli sobie jakąś wybrankę serca, musieli zgłosić się z rodzicami do specjalnego urzędu ds. matrymonialnych, jaki znajdował się w szpitalu. Po wstępnych badaniach wiarygodności ów młodzieniec szedł z bukietem kwiatów do sali, gdzie znajdowała się wybranka, która mogła go przyjąć lub nie. Raz w roku w czasie bliskim uroczystości Zesłania Ducha Świętego organizowano śluby. Był zwyczaj, że bogaci mieszkańcy Rzymu fundowali posagi dla dziewcząt ze szpitala. Warto dodać, że Zakon Ducha Świętego uzyskał u Stolicy Apostolskiej specjalne przywileje dla tych dzieci, dzięki którym - mimo iż były to dzieci podrzucone - miały one pełne prawa obywatela. To był wtedy ewenement.
Czy szpital zajmował się tylko porzuconymi dziećmi?

- Nie, w szpitalu znajdowali opiekę także chorzy i ubodzy. Zakon Ducha Świętego był jednym z największych zakonów szpitalnych w historii Kościoła. W XV, XVI w. szpitali Ducha Świętego było w świecie ok. 1250. W Polsce prócz Krakowa takie szpitale znajdowały się w Sandomierzu, Kaliszu, Sławkowie, Stawiszynie i w Wisznicach. Po latach rozkwitu zakon w XVII i XVIII w. zaczął niestety liczebnie maleć. Przyczyniły się do tego m.in. wojny religijne w XVI w., kasata majątków, które były źródłem utrzymania szpitali, zakaz przyjmowania nowicjuszy wydawany przez ówczesnych monarchów. Stale zmniejszająca się liczba zakonników sprawiła, że kierownictwo szpitali przejmowały zarządy miejskie. Ostatni duchak w Polsce zmarł w 1820 r., a ostatni w świecie - w 1870 r. w Rzymie. Do dziś przetrwało jedynie Zgromadzenie Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego de Saxia, czyli żeńska gałąź zakonu.
Kto zapoczątkował ideę odrodzenia Zakonu Ducha Świętego?
- Idea odrodzenia zakonu wiąże się z osobą śp. ks. Kazimierza Krucza, który jako młody chłopak przeczytał książkę o zakonie i tak się tą ideą zachwycił, że zapragnął odnowić ten zakon. Udało mu się do tego przekonać innych młodych mężczyzn. Udali się oni w 1945 r. do Krakowa do ks. kard. Adama Sapiehy, który zasugerował, że ten, kto chce odnowić zakon, musi najpierw zostać kapłanem. I tak zaczęła się długa droga ks. Kazimierza do kapłaństwa, uwieńczona przyjęciem święceń w 1954 roku. W 1958 r. ks. Krucz został proboszczem parafii, na terenie której leżało sanktuarium w Matemblewie. W latach 80. zrodził się pomysł budowy obok sanktuarium ośrodka - centrum obrony życia, nawiązującego do dawnych doświadczeń Zakonu Ducha Świętego. Tak powstał Diecezjalny Dom Samotnej Matki im. Jana Pawła II. 7 czerwca 2003 r., w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, metropolita gdański wydał dekret erygujący kleryckie stowarzyszenie publiczne pod nazwą Towarzystwo Ducha Świętego. W maju 2009 r. ks. abp Sławoj Leszek Głódź podpisał statuty Towarzystwa Ducha Świętego. We wrześniu 2009 r., w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, w sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w Gdańsku Matemblewie swoje przyrzeczenia kroczenia drogą rad ewangelicznych złożyli trzej pierwsi kapłani z Towarzystwa Ducha Świętego. Streszczeniem naszej duchowości jest symbol naszej wspólnoty - krzyż łączący w sobie krzyż Chrystusa i krzyż każdego z nas. Znak gołębicy, unoszącej się nad krzyżem, przypomina, że zjednoczenie ludzkiego trudu, cierpienia, ofiary z misterium paschalnym Chrystusa dokonuje się dzięki szczególnej łasce Ducha Świętego. Im jest ono głębsze, tym bardziej owocuje miłością, radością, pokojem, dwunastoma owocami Ducha Świętego, które symbolizuje dwanaście zakończeń owego krzyża. Wzorem oddania się Bogu i uległości Duchowi Świętemu w życiu wewnętrznym i wypełnieniu posłannictwa miłości miłosiernej jest dla nas Maryja. Zatwierdzenie naszych statutów pozwoliło nam na przyjmowanie kandydatów. W zeszłym roku zgłosił się pierwszy, w niedzielę Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata, 21 listopada br., przyjęliśmy kolejnych sześciu - trzech Polaków, dwóch Niemców i Australijczyka. To otwiera nam drogę do tworzenia wspólnoty. Ufamy, że Pan Jezus będzie zapalał łaską powołania kolejne młode serca. Modlimy się o to codziennie.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-12-28

Autor: jc