Chcę uczcić księdza Jerzego
Treść
Z Rafałem Wieczyńskim, reżyserem filmu fabularnego "Popiełuszko", ukazującym życie i duszpasterską posługę księdza Jerzego, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
Czy za życia księdza Jerzego uczestniczył Pan w odprawianych przez niego Mszach Świętych za Ojczyznę?
- Jeździłem na Żoliborz, bo tam był kawałek wolnej Polski, natomiast nigdy nie spotkałem księdza Popiełuszki osobiście. Miałem dopiero szesnaście lat, kiedy zginął. Jako harcerz uczestniczyłem w jego pogrzebie w białej służbie. Było to na tyle mocne przeżycie, że właściwie od tego czasu datuję swoją pogłębioną świadomość patriotyczno-religijną.
Wiedział Pan wówczas, że żegna świętego człowieka?
- Nie, bo nie znałem go dostatecznie, ale miałem poczucie, że żegnam wielkiego, odważnego człowieka i myślałem o tym, czy dałbym radę być tak odważny jak on. Jako młody człowiek porównywałem swoje plany życiowe do jego świadectwa. W tym sensie od razu ksiądz Popiełuszko swoją postawą i swoją ofiarą w jakiś sposób wpłynął na moje życie. Gdy poznawałem go wiele lat później, pracując nad scenariuszem do filmu, a zacząłem przygotowania już w 1997 roku, to zobaczyłem, że wciąż jest dla mnie wzorem. I właśnie wzorem świętości. Robiąc ten film, również myślę, że chciałbym być taki jak on.
Czyli postać tego niezwykłego kapłana tak naprawdę zafascynowała Pana w momencie jego odejścia?
- Jego zabójstwo było ciosem w serce Narodu. Odczuwałem, że jestem częścią tego Narodu i Kościoła, któremu ten cios został zadany. To normalne, iż w kontekście męczeńskiej śmierci inaczej patrzy się na całe życie człowieka. Zyskuje ono nowy blask. Zapragnąłem zrozumieć i pokazać ten proces dojrzewania ks. Jerzego do męczeństwa. Uważałem też za wstydliwe, że Polska - przez tyle lat wolności - nie oddała należnej czci księdzu Jerzemu i nie zapisała pamięci o nim takim, jakim był, na wielkim ekranie. Skoro ksiądz Jerzy złożył świadectwo wiary i umarł - jak powiedział Papież Jan Paweł II "...za naszą obecność w Europie", to powinniśmy to jego świadectwo w Europie rozgłaszać. Bogu dziękuję, że w pewnym momencie dał mi i mojej żonie odwagę i przekonanie, że należy się tego podjąć.
Zanim zaczął realizować Pan film fabularny "Popiełuszko", wcześniej stworzył Pan film dokumentalny zatytułowany "Zwycięzcy nie umierają - opowieść o Księdzu Jerzym". Czy pisząc scenariusz do filmu "Popiełuszko", opierał się Pan głównie na faktach w nim przedstawionych?
- W filmie dokumentalnym jest mały procent tej wiedzy, jaką udało mi się zyskać, realizując film fabularny "Popiełuszko". Tam skupiłem się bardziej na dziedzictwie ks. Jerzego, film fabularny pokaże jego życie i kawałek historii Polski widziany jego oczami.
To znaczy, że kiedy realizował Pan film dokumentalny o księdzu Jerzym, myślał Pan już o fabularnym?
- Oczywiście, to był jakby jeden z etapów pracy nad filmem fabularnym.
Jakiego księdza Jerzego chce Pan pokazać w swoim najnowszym dziele?
- Chciałbym, żeby ksiądz Jerzy w filmie był jak najbliższy tej postaci, jaką był rzeczywiście. Wiem, że nie uda mi się to w pełni, bo to jest po prostu niemożliwe i z trudem się z tym godzę. Ale mam nadzieję, że ten wizerunek, który będzie w filmie, będzie przypominał tę autentyczną postać. Nie chcę, żeby to była jakaś moja wizja. Wystarczy, iż uda mi się zbliżyć do prawdy, a wtedy filmowa postać ks. Popiełuszki będzie fascynująca. Oczywiście film będzie szerokoekranową opowieścią ze wszystkimi tego konsekwencjami, z setkami aktorów, tysiącami statystów, pełnią dramaturgii. Chodzi mi jednak o to, by odgrzebać tę rzeźbę Pana Boga, wydłubać z czasu i przedstawić w jak najlepszym obrazie filmowym. Bardzo dużo dało mi poznanie rodziny księdza Jerzego, ludzi wielkiej wiary i naturalnej mądrości, której nie można się wyuczyć.
Film "Popiełuszko" ma być pierwszym filmem, który wiernie odtworzy realia Polski, w której przyszło żyć i pełnić duszpasterską posługę księdzu Jerzemu. Czy wykorzystana zostanie tutaj również technika komputerowa?
- Tak. Komputery już pracują, bo wielu rzeczy nie dałoby się bez nich zrobić. Ten film ma być ponaddwugodzinnym widowiskiem kinowym, które wymaga najnowocześniejszych technologii. Niektóre rozwiązania będą wykorzystywane w Polsce w ogóle po raz pierwszy. Nie o wszystkim mogę mówić w tej chwili, bo będzie parę niespodzianek. Przyjdzie czas na odkrywanie warsztatu, ale jest jeszcze za wcześnie.
Rozumiem, że film będzie nakręcony z dużym rozmachem?
- Uważaliśmy, że trzeba go zrobić z rozmachem ze względu na wagę tematu i związaną z tym odpowiedzialność. Jeśli mamy młodemu pokoleniu Polaków, a także innym narodom w świecie przybliżyć świadectwo tego wielkiego kapłana, to musimy zadbać o najwyższą jakość pod każdym względem, również technicznie. Ale oczywiście mamy też ograniczenia budżetowe, dlatego niektórzy, tak jak małżonka i ja, pracują bez honorarium. Staramy się, żeby każda złotówka przekazana na cel filmu, również przez darczyńców, została wykorzystana.
Trudno nie ulec wrażeniu, że Adam Woronowicz grający w Pana filmie księdza Jerzego jest do niego w pewien sposób bardzo podobny. Czy, według Pana, uniesie jednak ciężar tej wyjątkowej roli?
- Wydaje mi się, że uniesie, że już unosi. Adam od pewnego czasu podporządkował właściwie wszystko tej roli, odsunął się od innych zajęć na wiele miesięcy przed zdjęciami, poznawał księdza Jerzego, starał się poznać jego duchowych mistrzów, przede wszystkim Prymasa Tysiąclecia księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego i Ojca Świętego Jana Pawła II. Spędził pewien czas w seminarium, uczestnicząc w normalnych zajęciach, żeby zrozumieć fenomen formacji księży. Wyciszył się, zmienił sposób myślenia o aktorstwie. Wszystko to służyło temu, żeby podjąć tę rolę od strony duchowej, żeby nic nie zgubić, nie zamazać środkami aktorskimi, ale zrobić w sobie miejsce dla tej bogatej i barwnej osobowości, jaką był ks. Jerzy Popiełuszko. Wydaje mi się, że to zaangażowanie, które Adam włożył w przygotowanie do filmu "Popiełuszko", widać na ekranie.
Dlaczego tak ważne jest to, by w dzisiejszych czasach postać księdza Jerzego, wielkiego kapłana męczennika, była wciąż przypominana?
- Dlatego, że ma on przede wszystkim nieustannie aktualny program dla nas i dla Polski. Ksiądz Jerzy nazywa zło po imieniu i z miłością i wybaczeniem domaga się włączania Boga w życie każdego człowieka i w życie publiczne. We wszystkim, co mówi na temat Polski, odwołuje się do Ewangelii i Chrystusa. Pozostaje jednocześnie całkiem nowoczesny, bliski, zrozumiały, a przede wszystkim wiarygodny. Wydaje mi się, że gdyby ksiądz Jerzy w debacie publicznej na jakikolwiek temat zaistniał jako punkt odniesienia, to łatwiej byłoby wielu Polakom odnajdywać prawdziwe wartości.
W czym tkwił, według Pana, charyzmat księdza Jerzego?
- Myślę, że po prostu w naśladowaniu Chrystusa. W takiej prostocie, bezpośredniości w stosunku do ludzi, w zbieżności tego, co robił, i co mówił. Tym pociągał za sobą innych. Poznając go, zauważyłem olbrzymią serdeczność i miłość do ludzi. Jedna z rozmówczyń - bo materiał do filmu zbieraliśmy, przeprowadzając dziesiątki rozmów - powiedziała, że miał "zapach Chrystusa". Wydaje mi się, że jest to bardzo trafne określenie jego charyzmatu, czegoś, co jest niewytłumaczalne. Ksiądz Jerzy chętnie likwidował barierę w stosunku do siebie, a jednocześnie innym udzielał swojej siły wewnętrznej, nadziei, jaką żył, i wolności. On podkreślał, że czuje się wolny niezależnie od tego, co się działo. Jako kapłanowi chodziło mu bowiem o wolność wewnętrzną człowieka.
A jaki wpływ wywarł ten kapłan na Pana życie?
- Gigantyczny. Zajmuję się jego osobą od dziesięciu lat, a od pięciu codziennie. Moje życie więc od lat podporządkowane jest jego postaci. Przede wszystkim, żeby objąć ten temat, musiałem na samym początku przeprowadzić porządny rachunek sumienia. Kiedy mam jakiś dylemat, myślę, jak on by się zachował; kiedy jestem zmęczony i czegoś mi się nie chce, myślę o tym, że on wstawał na pierwszą poranną Mszę św. w swoim kościele i pracował do późnej nocy, kiedy się czegoś lękam, myśl o tym, że ksiądz Jerzy oddał za nas życie, dodaje mi odwagi. Nie chcę go zawieść.
Na jakim etapie są obecnie prace nad filmem?
- W tej chwili kończymy zdjęcia, 80 procent jest już zrealizowanych. Jeszcze zostało nam kilkanaście dni zdjęciowych. Będziemy je robić jak tylko spadnie śnieg, mamy jeszcze sceny do nakręcenia wiosną, ale niewiele. Trwa już montaż filmu. Mam nadzieję, że tak, jak zapowiadaliśmy wcześniej, w końcu 2008 roku film trafi na ekrany.
Czy podczas realizacji filmu były sceny wyjątkowo trudne do nakręcenia?
- Były, ale to już jest osobny temat. W wielu momentach wydawało się, że trafiamy na trudności nie do przebycia, ale w ostatniej chwili udawało się je pokonać. Taki szczególnie namacalny znak wsparcia Opatrzności to kwestia pogody, która nam sprzyja. W listopadzie na przykład Tatry były zasnute mgłą, deszczem i śniegiem, był czwarty stopień zagrożenia lawinowego. Jednak na nasz przyjazd przez dwa dni świeciło słońce. Takich przykładów mamy wiele przez tych prawie 60 dni zdjęciowych i bardzo chcielibyśmy, żeby ta aura dalej nam towarzyszyła. Wydaje się więc, że wszystko odbywa się tak jak powinno, z wysiłkiem i trudem, ale owocnie.
Znak, że ksiądz Jerzy czuwa...
- Można tak powiedzieć, w każdym razie mamy takie głębokie przekonanie.
W marcu 2008 roku mają ruszyć zdjęcia do filmu "Jerzy" w reżyserii Johna Irvina w koprodukcji amerykańsko-brytyjsko-norwesko-polskiej, który tak jak Pana film "Popiełuszko" ma pojawić się w kinach pod koniec 2008 roku. Główną rolę księdza ma grać tutaj Paul Bettany, który wystąpił w antykatolickim filmie "Kod da Vinci", a polskim współproducentem tego filmu, oprócz Krzysztofa Grabowskiego, jest Jan Dworak, były prezes Zarządu Telewizji Polskiej... Czy nie uważa Pan, że jest to celowe działanie, wymierzone w Pana film?
- Rzeczywiście, planowanie drugiego filmu o tym samym bohaterze na ten sam czas co film, o którym wie już cała Polska, jest dziwne. Może chodzić o swoiste podczepienie się pod pracę, którą my wykonaliśmy, i łatwe osiągnięcie zysku, albo właśnie zaszkodzenie filmowi "Popiełuszko", który ma pokazać piękno i żywotność wiary katolickiej. O Papieżu Janie Pawle II były już trzy filmy, ale planowo ukazywały się w dłuższych odstępach czasu. Film "Popiełuszko" to duże przedsięwzięcie, zaciągnęliśmy na nie kredyty. Także Polski Instytut Sztuki Filmowej powierzył nam duże środki publiczne na film "Popiełuszko". Od polskich producentów, którym zależy na promocji polskiej kultury i księdza Jerzego w świecie, spodziewałbym się raczej życzliwości dla produkcji wyrastającej z polskiej tradycji, a nie wspierania interpretacji amerykańsko-brytyjsko-norweskiej kosztem polskiej. Racjonalnie myślący i kierujący się jakimiś zasadami etycznymi producent czy dystrybutor nie robi takich rzeczy.
Czy nie chodzi tu też o to, by tym młodym widzom namieszać w głowach? Z jednej strony Pana film oparty na prawdzie, a z drugiej inny, w którym nie wiadomo, w jaki sposób przedstawiony zostanie wizerunek księdza Jerzego...
- Może o to właśnie chodzić. Walka o interpretację świadectwa księdza Jerzego toczyła się dotąd i będzie się toczyć dalej. Choć tego rodzaju sytuacje oburzają, są to trudności, jakich się spodziewaliśmy, podejmując ten temat, i jakich już doświadczaliśmy. Pozostaje również w tej kwestii zaufać księdzu Jerzemu. W końcu nauczał, żeby zło zwyciężać dobrem. Więc będziemy robić swoje, a dobrzy ludzie nam pomogą.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-12-31
Autor: wa