Ceny wieprzowiny w dół
Treść
Rolnicy narzekają na rosnące koszty produkcji mięsa i ich skargi nie są bezpodstawne, bo także z danych Komisji Europejskiej wynika, że z powodu rosnących cen pasz od kilku miesięcy "wyraźnie obniżyła się opłacalność produkcji zwierzęcej w UE". To może spowodować ponowny spadek pogłowia trzody chlewnej w naszym kraju. W odmiennej sytuacji jest drobiarstwo, gdzie hodowla jest cały czas opłacalna i z racji wysokiego eksportu mamy także bardzo dobre perspektywy rozwoju tego sektora.
Pogorszenie warunków produkcji z powodu drożejących pasz dotyka wszystkich sektorów produkcji zwierzęcej: trzody chlewnej, bydła, drobiu i jaj. Z danych opracowanych przez analityków BGŻ wynika, że tylko od czerwca do sierpnia pasze podrożały przeciętnie o 6-7 procent. A ponieważ ceny skupu mięsa i jaj nie rosły tak szybko, to opłacalność produkcji spada. - Najbardziej pogorszyła się sytuacja producentów jaj, gdyż na przestrzeni roku jednocześnie o 12 proc. potaniały jaja, a pasze podrożały o 8 proc. - tłumaczą eksperci. Będzie jednak mały problem, jeśli te niekorzystne tendencje się odwrócą. Jeśli zaś utrzymają się dłużej, to będziemy świadkami ograniczania hodowli zwierząt, a tym samym produkcji mięsa i jaj w Polsce i innych krajach UE. To z kolei oznacza, że znowu może zacząć u nas spadać pogłowie trzody chlewnej.
15 milionów tuczników
Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, w tym roku w polskich chlewniach jest hodowanych prawie 14,9 mln sztuk świń, co oznacza wzrost pogłowia o ponad 4 proc. w stosunku do tego samego okresu 2009 roku. Tym samym powstrzymany został spadek pogłowia obserwowany co najmniej od 2006 roku, gdy rolnicy i spółki hodowlane miały w chlewniach około 19 mln sztuk zwierząt. Na koniec tego roku globalna wielkość hodowli świń ma sięgnąć 15 mln sztuk. To w dużej części skutek tego, że nasi hodowcy importują duże ilości warchlaków. Te wielkości pewnie jeszcze da się osiągnąć "z rozpędu", ale jeśli opłacalność produkcji będzie nadal spadać, to w przyszłym roku znowu część rolników zlikwiduje swoje stada. - Wcale mnie to nie zdziwi, sam wybiłem ostatnie sztuki w 2008 roku i nie mam zamiaru wracać do hodowli świń. Nie widzę po prostu szans na to, aby w dłuższej perspektywie była to opłacalna produkcja. Zarobić na trzodzie mogą wielkie chlewnie przemysłowe, ale już nie średni rolnik - mówi Stefan Brzózka, były producent wieprzowiny.
Z ostatnich informacji przekazanych przez ministerstwo rolnictwa wynika, że za 1 kg żywca wieprzowego płacono przeciętnie 4,27 zł - to o 6,5 proc. mniej niż przed miesiącem. Cena maksymalna nie przekraczała średnio 4,40 zł. Z kolei żywiec wołowy kosztował w skupie przeciętnie 4,51 zł i ta cena jest podobna do tej sprzed miesiąca. W odniesieniu do notowań sprzed roku trzoda chlewna potaniała o 9 proc., a bydło o ponad 5 procent.
Koniunktura na drób
Inaczej jest natomiast w drobiarstwie mimo spadku cen jaj. Za kurczęta brojlery dostawcy otrzymywali średnio 3,48 zł za 1 kg - to o ponad 1 proc. mniej niż przed miesiącem. Nieco droższe są za to indyki (o 1,6 proc.) - kilogram kosztuje 4,86 zł. Ale produkcja mięsa drobiowego wciąż przynosi spore zyski na tle innych branż rolnictwa. Wynika to przede wszystkim z faktu, że rośnie zarówno popyt na mięso drobiowe na rynku krajowym, jak i za granicą. W ten sposób właściciele ferm drobiowych mogą z nadzieją patrzeć w przyszłość. - Koniunktura na mięso drobiowe powinna utrzymać się przez najbliższych 10 lat - mówi Leszek Kawski, dyrektor Krajowej Rady Drobiarstwa, powołując się na analizy ekspertów. I Polska na tej koniunkturze najbardziej skorzysta, bo jesteśmy drobiarską potęgą.
Nasze hodowle napędza eksport. W tym roku za granicę mamy wywieźć 340 tys. ton drobiu - takiego wyniku nie osiągnęliśmy nigdy, bo w poprzednich latach sprzedaż sięgała maksymalnie około 300 tys. ton. Trzeba przyznać, że polscy drobiarze doskonale wykorzystali otwarcie granic z UE, gdzie jeszcze 5 lat temu eksport wynosił zaledwie kilkanaście tysięcy ton białego mięsa. To skutek przede wszystkim tego, że nasz drób jest znacznie tańszy od tego z zachodniej części Europy. A ponieważ tamtejsi konsumenci też liczą pieniądze, to wolą kupować bardzo dobrej jakości mięso z Polski, za które zapłacą nawet połowę mniej.
Jednak dobra koniunktura nie jest dana raz na zawsze. Największym zagrożeniem dla polskich kur i kurczaków jest unijna polityka sprzyjająca globalizacji handlu. - Podczas negocjacji w ramach Światowej Organizacji Handlu (WTO) cały czas podnoszona jest kwestia otwarcia unijnych granic dla drobiu z państw pozaunijnych, w tym z USA czy Ameryki Południowej - mówi ekonomista Arkadiusz Porębski. - A to byłoby dla naszych drobiarzy jak wyrok śmierci, bo tamtejsi producenci mogą hodować kurczaki i indyki o wiele taniej niż w Polsce - tłumaczy. Wynika to choćby z faktu, że dzięki łagodniejszemu klimatowi (w USA największe fermy drobiowe znajdują się na południu kraju) nie trzeba tam budować ogrzewanych kurników, a więc od razu koszty hodowli są niższe. Tak samo jest zresztą w Brazylii, która tylko czeka na otwarcie unijnego rynku, aby zalać go swoimi produktami mięsnymi.
Ale Leszek Kawski wskazuje na jeszcze jeden bardzo istotny powód. Unijni drobiarze, a więc i polscy, stoją na straconej pozycji w takiej konkurencji, bo w UE produkcja drobiu odbywa się z zachowaniem żelaznego rygoru odnośnie do dobrostanu zwierząt, bezpieczeństwa produkcji, higieny. Wystarczy wspomnieć o wymogach dotyczących wielkości klatek w kurnikach. Tymczasem na świecie aż takich wymagań hodowcom się nie stawia. Więc tamto mięso jest tańsze, ale gorszej jakości. Z tym, że konsument będzie się kierował podczas zakupów przede wszystkim ceną. Na razie nasi hodowcy starają się robić wszystko, aby się przed tą nierówną konkurencją ochronić. Dlatego od dawna interweniują w tej sprawie nie tylko w Komisji Europejskiej, ale i w Parlamencie Europejskim. Takie same problemy mogą mieć hodowcy bydła i trzody, którym również zagląda w oczy widomo amerykańskiej konkurencji. Przy tej okazji trzeba też pamiętać o tym, że opłacalność hodowli drobiu może spaść również w momencie otwarcia UE na wschód, ale ta perspektywa jest teraz mniej prawdopodobna niż niekorzystne dla nas zakończenie negocjacji handlowych w ramach WTO.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-09-30
Autor: jc