Ceny paliw nie są zagrożone
Treść
- Wstrzymanie dostaw ropy na granicy polsko-białoruskiej w Adamowie nie będzie miało wpływu na podwyżkę cen paliw sprzedawanych na polskich stacjach benzynowych - poinformował wiceminister gospodarki Piotr Naimski. Dodał, że obecnie nie ma zagrożenia dostaw paliw do stacji benzynowych.
Piotr Naimski poinformował, że ropa przestała płynąć rurociągiem "Przyjaźń" w niedzielę o godz. 22.00. Między godzinami 3.00 a 6.00 dostawy częściowo przywrócono. Ale od godz 6.00 zostały znowu wstrzymane. W tej chwili dostaw z Adamowa wciąż nie ma. - Z tego, co wiemy, spowodowane jest to sporem między Rosją a Białorusią o cła i opłaty tranzytowe - mówił wiceminister Naimski.
Mimo to - jak informował - obydwie polskie rafinerie PKN Orlen i Lotos pracują bez zakłóceń. - Rafinerie przygotowują się do awaryjnego przyjęcia surowca z morza przez terminal naftowy w Gdańsku. Moc przeładunkowa terminalu, a także przesyłowa rurociągu między Gdańskiem a Płockiem pozwala na zabezpieczenie potrzeb obydwu zakładów - uspokajał minister.
Zakłócenia w dostawach dotyczą także południowego odcinka rurociągu "Przyjaźń" przechodzącego przez Ukrainę, "co oznacza, że ilość krajów, które są dotknięte tymi restrykcjami, jest dość duża. Przez Polskę zaopatrywane są rafinerie we wschodnich Niemczech, a południowy odcinek rurociągu 'Przyjaźń' zaopatruje Słowację i Czechy".
Naimski zapewniał, że polskie zapasy ropy wystarczą na 80 dni. - Doraźnie bezpieczeństwo dostaw paliw w Polsce nie jest zagrożone - mówił. Kryzysowa sytuacja - zapewnił - nie wpłynie na wzrost cen paliw na stacjach benzynowych.
Jak informował Naimski, polska strona nie została uprzedzona "ani przez stronę białoruską, ani rosyjską o możliwości wystąpienia kłopotów w dostawach". Wyjaśnienia Rosji i Białorusi w tej sprawie są sprzeczne. Według Naimskiego, Rosja oskarża Białoruś o to, iż "niespodziewanie zaczęła pobierać nieuprawnioną ilość ropy naftowej z rurociągu 'Przyjaźń', a strona białoruska zaprzecza i twierdzi, że dostawy są kontynuowane. Ale dostawy w Adamowie nie są kontynuowane w obecnej chwili".
Sytuacja jest o tyle poważna, że rurociągiem "Przyjaźń" transportowane jest do Polski 96 proc. zużywanej w naszym kraju ropy.
Według Naimskiego, zakłócenia te "to sytuacja, która dowodzi, że nie można być jednostronnie uzależnionym od tych dostawców. Oni bywają niewiarygodni. Dlatego wszelkie wysiłki podejmowane przez rafinerie, a zmierzające do uzyskania dostępu do złóż ropy naftowej muszą być kontynuowane".
Minister gospodarki Piotr Woźniak rozmawiał wczoraj na temat zaistniałej sytuacji z unijnym komisarzem do spraw energii Andrisem Piebalgsem oraz szefem niemieckiej gospodarki. Komisja Europejska zażądała wczoraj wyjaśnień od władz białoruskich i rosyjskich. Komisarz Piebalgs zwołał na ten tydzień spotkanie unijnych ekspertów ds. ropy naftowej, by przeanalizować rozwój sytuacji.
Jak informuje resort gospodarki, umowy na dostawy rosyjskiej ropy do Polski są tak skonstruowane, że odpowiedzialność za brak dostaw spoczywa na stronie rosyjskiej. - Gdyby ta sytuacja się utrzymywała i będzie to wynikało z umów, będziemy się domagać odszkodowań - powiedział wiceminister Naimski.
Wczoraj w południe odbyło się spotkanie w resorcie gospodarki z ambasadorem Białorusi, który w sposób nieprzekonywujący tłumaczył, dlaczego rosyjska ropa nie trafia do polsko-białoruskiego przejścia w Adamowie. Ambasador powiedział tylko, że kłopoty spowodowane są niskim ciśnieniem ropy w rurociągu na granicy białorusko-rosyjskiej.
Paweł Tunia
"Nasz Dziennik" 2007-01-09
Autor: wa