Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Celem Iranu nie jest konfrontacja

Treść

Z dr. Adamem Bieńkiem z Zakładu Arabistyki Instytutu Filologii Orientalnej Uniwersytetu Jagiellońskiego rozmawia Marta Ziarnik

Obecnie można zauważyć powstanie dwóch frontów, z jednej strony USA - Izrael, z drugiej Palestyna - Iran - Syria. Czy można w najbliższym czasie spodziewać się konfrontacji tych dwóch "bloków" ze względu na rosnące ceny ropy?
- Nie sądzę. Jak się wydaje, wszelkiego rodzaju wypowiedzi polityków amerykańskich na temat osi zła czy sponsorowanie terrorystów przez Syrię i Iran nie znajdują pełnego pokrycia w rzeczywistości. Wygląda to w ten sposób, że prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad używa bardzo kwiecistej frazeologii, z tym że jest to przyjęty na Bliskim Wschodzie sposób wypowiedzi. Często mówi się tam z dużą przesadą. Natomiast ani Iran nie jest zainteresowany parciem w stronę konfliktu, ani tym bardziej Syria, która bardzo szybko się unowocześnia i stara dostosować się do zachodnich standardów. Kraje te nie są w stanie zagrozić militarnie Stanom Zjednoczonym czy Izraelowi. Nie jest to także ich celem. Mogą co najwyżej, jak zwykle za pośrednictwem organizacji terrorystycznych, sprawiać wrażenie, że nadal toczą taką wojnę.

Jednak Stany Zjednoczone nie szukają terrorystów w ich kolebce, ale w krajach, gdzie wydobycie ropy jest największe.
- Z tym że terroryści działający na terenie Autonomii Palestyńskiej czy Libanu otrzymują broń i pieniądze z Iranu. Jednak ani w Iranie, ani w Syrii nie ma żadnych poważniejszych obozów szkoleniowych. Wolą oni sponsorować terroryzm poza swoimi granicami. Dlatego nie ma wyraźnych celów, w które można uderzyć. Jeżeli dojdzie do jakiejś konfrontacji, to znowu na terenie nieszczęsnej Strefy Gazy albo w Libanie. Jedyne poważne zagrożenie w regionie stanowi Hezbollah, który w trakcie nieudanego ataku izraelskiego niepomiernie wzrósł w oczach Palestyńczyków. Wydaje się on jedyną siłą zbrojną, która w miarę skutecznie radzi sobie z Izraelem. Ale będą to raczej same szarpane wojny podjazdowe. Naprawdę nie sądzę, żeby doszło do jakiegokolwiek poważniejszego starcia. Tym bardziej że USA nie mogą sobie pozwolić na uderzenie na Iran w sytuacji, kiedy nie są w stanie zapanować nad tym, co się dzieje w Afganistanie czy w Iraku.

Dlaczego światowa społeczność wydaje się nie dostrzegać faktu, że Izrael znajduje się w posiadaniu aż 150 głowic, lub go pomijać?
- Wynika to z bardzo mocnego patronatu, który sprawują Stany Zjednoczone. Zawetują one każdą antyizraelską rezolucję w Radzie Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych. Rada ma jedyną moc sprawczą, jeżeli chodzi o jakiekolwiek surowsze sankcje czy nawet siłowe rozwiązywanie konfliktów. Poza tym wynik całej powojennej polityki prowadzonej przez organizacje syjonistyczne powoduje, że każdy głos przeciwko Izraelowi spotyka się z zarzutem o antysemityzm. Można krytykować każdego, tylko nie Izrael.

Gdzie należy szukać przyczyn tego, że stawia się na tropienie jądrowych instalacji w Iranie, a nie nakazuje się rozbrojenia Iraku?
- To jest po prostu temat zastępczy. Należy zwrócić opinię publiczną na łatwy, rozpoznawalny cel. Zwłaszcza opinię amerykańską, która ma tendencje do postrzegania świata wyłącznie w czarno-białych kolorach. Wygląda to w ten sposób, że trzeba stworzyć zagrożenie. Potrzebny jest jakiś nowy, czytelny wróg. Nie szereg drobnych organizacji terrorystycznych, ale wróg, jakim stała się swymi czasy na poły mityczna Al-Kaida. To musi być coś dużego, postrzegalnego, coś, co można łatwo bombardować.

Czy to dlatego świat nie reaguje na izraelskie zbrodnie dokonane na Palestyńczykach?
- W tym przypadku znowu chodzi o to, żeby nie narazić się na oskarżenia o antysemityzm. Jest to bardzo sprytnie rozgrywane przez organizacje syjonistyczne, które w ten sposób każdy głos krytyki pod adresem Izraela określają jako przejaw antysemityzmu. Oczywiście organizacje pozarządowe starają się reagować, ale mają one stosunkowo małą siłę sprawczą.

Jak to się stało, że Iran jest obecnie adwersarzem Stanów Zjednoczonych i Izraela? Zdaje się, że po II wojnie światowej tego problemu jeszcze nie było.
- Szach Iranu starał się unowocześnić kraj. Wzorował się tutaj na modelu Mustafy Kamala, nie rozumiejąc, że nie jest to model dostosowany do warunków irańskich. Dlatego też przez cały czas rządów powojennych narastało "podskórne drżenie". Zamanifestowało się ono już podczas krótkich rządów premiera Mohammeda Mossadegha, obalonego przez CIA i generalicję. Doprowadziło to do wybuchu rewolucji muzułmańskiej, popularnie zwanej islamską. Starano się później wyrzucić z życia społecznego wszelkie przejawy tradycji irańskiej, zwłaszcza tradycji religijnej. Doprowadziło to do tego, że wszelka opozycja, nie tylko religijna, zgromadziła się wokół Ajatollahu, czyli kleru szyickiego.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-05-28

Autor: wa