Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Cele dopiero sobie wyznaczę

Treść

Rozmowa z Justyną Kowalczyk, zwyciężczynią klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w biegach narciarskich
Krótki urlop powoli dobiega końca, za kilka dni rozpocznie Pani przygotowania do kolejnego sezonu. Z jakimi nadziejami?
- Faktycznie urlop był krótki, ale się już do tego przyzwyczaiłam. Dłużej odpocznę dopiero po zakończeniu kariery, choć teraz i tak trener zafundował mi dodatkowe dwa tygodnie wolnego, zatem nie mogę narzekać. Słowo "urlop" nie jest też chyba do końca właściwe, bo przez ostatnie tygodnie nadrabiałam wszelkie zaległości, miałam różne zobowiązania wobec sponsorów, zatem spędziłam je bardzo pracowicie. Wiosnę mogę jednak zaliczyć do udanych. Przygotowania do sezonu rozpocznę 19 maja w Ramsau. Tam będę już pracować na śniegu, skupiając się na treningach siłowych. Pierwsze zajęcia będą oczywiście w miarę lekkie - w porównaniu z tym, co czeka mnie później - gdyż chcemy spokojnie wchodzić w reżim.
Po powrocie z Austrii czekają na Panią dwie nowości, czyli zgrupowania w Zakopanem i Nowej Zelandii. Zmian będzie jeszcze więcej?
- Zacznę od tego, że będziemy pracować systemem bardzo podobnym do poprzedniego, czyli w każdym miesiącu trzy tygodnie spędzę na obozie, tydzień w Polsce. Główne założenia się nie zmienią, filozofia treningów też, nowe będą miejsca. Nowe-stare, bo do Zakopanego przed laty często jeździłam. Uwielbiam polskie góry, chciałabym je wykorzystać, poza tym ciągłe trenowanie za granicą, z dala od kraju, jest męczące. Dlatego już teraz cieszę się na te dziesięć dni, które spędzę pod Tatrami. A jeśli chodzi o Nową Zelandię, to plany są, ale jeszcze nic nie jest przesądzone.
W Zakopanem nie ma trasy nartorolkowej, a więc podstawy letnich treningów. To nie będzie problemem?
- Razem z trenerem Aleksandrem Wierietielnym ułożyliśmy plan, który w stu procentach wykorzysta możliwości, jakie dają polskie góry. Można w nich mocno popracować.
Na czym zamierza się Pani skupić w trakcie przygotowań?
- Mam mnóstwo wad, nad których wyeliminowaniem usilnie pracujemy. Jakich? Gdybym chciała je wymieniać, to mogłoby zabraknąć miejsca na łamach. Nie jestem zawodniczką idealną, takich zresztą nie ma w ogóle. Każda z nas, mierząc się z kolejnym sezonem, ma nadzieję doprowadzić siebie, swoje ciało, głowę, mobilizację startową, do perfekcji. Ja pod tym względem nie różnię się od konkurentek. Życie cały czas idzie do przodu, sport, biegi również. Nie można stać w miejscu, bo w ten sposób się cofa. Każdy trening służy niwelowaniu słabszych stron i wzmacnianiu silnych. Całą swoją energię skupię na tym, by w ciągu najbliższych miesięcy te słabsze przynajmniej odrobinę poprawić.
Sztab szkoleniowy zostaje przy Pani ten sam?
- Tak, i to świetna wiadomość. Będą ci sami trenerzy i serwismeni. Zmieni się tylko opieka medyczna, moją panią doktor będzie Renata Komisarska.
Poprzedni sezon zostawił w Pani na pewno mnóstwo wspomnień. Które z nich dominują?
- Sezon był długi i ciężki, byłam i jestem bardzo zadowolona z poziomu sportowego, jaki osiągnęłam, pracy swojej i całej ekipy. Jedyne, co być może pozostawiło mały niedosyt, to zbyt duża liczba drugich miejsc. Nie dały mi specjalnej satysfakcji, ale z drugiej strony lepiej być drugim niż czwartym.
Rozumiem zatem, że jednym z celów na nowe rozdanie będzie jak największa liczba miejsc na szczycie?
- Usłyszałam kiedyś stwierdzenie, że chcę wrócić na szczyt. Nie rozumiem go, nie zgadzam się z nim, nigdy tak sama nie powiedziałam, bo na szczycie pozostaję od czterech lat. Fakt, że w minionym sezonie zajmowałam częściej drugie lokaty, tego nie zmienił.
Rok temu, rozpoczynając przygotowania, postawiła Pani przed sobą konkretne wyzwanie. Było nim zdobycie trzeciej, kolejnej Kryształowej Kuli...
- Rozumiem, że chce Pan zapytać, czy teraz też coś sobie postanowiłam. Nie, jeszcze żadnego konkretnego wyzwania czy celu nie wymyśliłam, ale na pewno to zrobię. Dziś mogę powiedzieć tylko, że chciałabym stać się jeszcze lepszą zawodniczką.
W lutym przyszłego roku pierwszy raz wystartuje Pani w pucharowych zawodach organizowanych w Polsce, w Szklarskiej Porębie. Ma to dla Pani jakieś znaczenie?
- Ogromne. Bardzo się cieszę, że będę mogła pobiec przed własną publicznością, i to na dystansach, które mi odpowiadają. Było z tym nieco zamieszania, skończyło się szczęśliwie. Będzie to dla mnie wielkie przeżycie i na pewno najważniejszy start w sezonie.
W nieco dalszej przyszłości być może wystąpi Pani również w wielobojowych mistrzostwach świata, których jest Pani wielką zwolenniczką.
- Tak, ale to melodia naprawdę odległej przyszłości, bo mogą się odbyć około 2016 roku. Tak daleko jeszcze nie wybiegam, ale faktycznie, podoba mi się ten pomysł, bo w wielobojowych mistrzostwach nie decydowałaby dyspozycja dnia czy odpowiednie smarowanie nart w jednym starcie.
Coraz więcej dzieci i młodzieży chce pójść w Pani ślady i zaczyna trenować biegi, stające się powoli dobrą, pozytywną modą. Doczeka się Pani następców?
- Wielkim krokiem, wręcz milowym, jest program "Bieg na igrzyska", w którym uczestniczy kilkaset dzieciaków. Ta liczba daje nadzieję, że w przyszłości trenerzy reprezentacji będą mieli z czego wybierać, by zbudować jak najmocniejszą kadrę. Oczywiście sam program i największe nawet talenty nie dają gwarancji. Potrzeba również, a może przede wszystkim, silnego sztabu szkoleniowego. Trenerów, i to w jak największej liczbie, którzy by rywalizowali między sobą, nieustannie podnosząc swoje kwalifikacje. Dzięki temu będą potrafili nie tylko wyłowić najzdolniejszych, ale i później nimi pokierować. Potrzeba sponsorów wykładających niezbędne pieniądze. Potrzeba wreszcie infrastruktury, która w tej chwili jest naszą największą bolączką. Biegi są dyscypliną zimową, ale najważniejszą pracę wykonuje się latem, budując fundament. Dlatego niezbędne są trasy nartorolkowe, umożliwiające spokojne i owocne treningi. Nie są specjalnym obciążeniem dla czyjegokolwiek budżetu, a ich powstanie miałoby kolosalne znaczenie dla rozwoju dyscypliny. Nie chodzi o mnie, jako czynny sportowiec pewnie bym już z nich nie skorzystała, ale o najmłodszych.
A co by Pani poradziła tym wszystkim dzieciakom, zapatrzonym w Panią i marzącym o podobnych sukcesach?
- Żeby ciężko trenowały i się nie poddawały. To jest najważniejsze. Biegi kształtują charakter, są wyzwaniem. W każdym sezonie Pucharu Świata startuję w blisko 50 zawodach, między 1 listopada a 30 marca jestem w domu być może przez cztery dni. To duża cena, ale satysfakcja, jaką osiąga się, biegnąc, jest wyjątkowa. "Bieg na igrzyska" daje szanse rozwoju, jakiej ja nie miałam. Zaczynałam biegać w wieku piętnastu lat. Żeby wypracować odpowiednią technikę, dobre nawyki, trzeba rozpocząć, gdy ma się tych lat osiem, dziewięć.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-05-17

Autor: jc