Przejdź do treści
Przejdź do stopki

CBA do Trybunału

Treść

W najbliższy poniedziałek wchodzi w życie ustawa o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym. SLD chce, by zajął się nią Trybunał Konstytucyjny. Wniosek dotyczy czterech zapisów, ale lewica krytykuje wszystkie.

Według Ryszarda Kalisza, ustawa jest niezgodna z Konstytucją w zapisie mówiącym o możliwym zainteresowaniu CBA sytuacją, w której ktoś oferuje towar po wyższej cenie.
- To zapis, który łamie zasady kodeksu cywilnego mówiącego o "korzyści należnej" - powiedział poseł SLD. Uważa, że to "bubel prawny na niekorzyść obywateli", a chodzi w nim tylko o to, by "funkcjonariusze organu Mariusza Kamińskiego mogli robić, co chcą".
- To nie ma nic wspólnego z korupcją - gorączkował się Kalisz.
Pozostałe zarzuty były już wcześniej wielokrotnie podnoszone. Chodzi o zbieranie tzw. danych wrażliwych (a więc np. dotyczących orientacji seksualnej). Ustawa daje CBA prawo przechowywania ich przez 10 lat, a w szczególnych przypadkach - zarządzeniem szefa Biura - nawet przez 20 lat.
SLD nie podoba się też możliwość przeprowadzania kontroli "bez wyraźnego powodu", która może trwać nawet 9 miesięcy.
Ostatni zarzut dotyczył prawa do oględzin. Kalisz opisywał sytuację, w której bez żadnego powodu funkcjonariusz CBA wchodzi do mieszkania sędziego i ogląda sobie, co chce - zapis dotyczy bowiem wszystkich osób składających oświadczenia o stanie majątkowym.
- To traktowanie ludzi gorzej jak przestępców, bo oni mają przynajmniej ograniczenia z kodeksu prawa karnego, to naruszenie niezależności sądownictwa i prawa do prywatności, i tak być w Polsce nie może - mówił.
To, czy tak być nie może, orzec ma Trybunał Konstytucyjny.
SLD skierował też wnioski do generalnego inspektora ochrony danych osobowych Michała Serzyckiego i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Chodzi o doniesienia jednej z gazet o tym, że CBA już działa, tworząc bazę danych osób zamieszanych w korupcję. Ustawa o CBA wchodzi w życie 24 lipca br.
Mikołaj Wójcik



Beata Kempa (PiS), wiceminister sprawiedliwości:
Pierwszy zarzut SLD o definicję korupcji dziwi mnie. Projekt rządowy nie przewidywał tego zapisu ze względu na to, że trudno dookreślić, czym ona jest. O wiele lepsze byłoby rozwiązanie proponowane przez ministra Mariusza Kamińskiego, który chciał, by do konkretnych wykroczeń dopisywano zdanie "popełnione w związku z korupcją". Ja wolałam, by definicję korupcji wpisać, po przemyśleniu sprawy przez Komisję Kodyfikacyjną, w art. 115 kodeksu karnego w słowniczku. Zostaliśmy jednak zakrzyczani przez posłów SLD i PO, że trzeba wpisać definicję. Ten zapis był pomysłem Julii Pitery (PO). Przyniosła wiele zapisów z innych krajów, z Unii Europejskiej, ale i tak żaden z nich nie wyczerpywał tematu. Takie zlepienie definicji z różnych źródeł powoduje, że nie jest to zbyt fortunne. Ale i SLD był za tym! Chciał doprecyzować ten zapis po to, by teraz kwestionować to przed Trybunałem?
Dane wrażliwe są bardzo ważne, często są źródłem szantażu. Zresztą jest zapis, że niezwłocznie się je usuwa, bo długo nad tym dyskutowaliśmy. To jest praktycznie kalka z innych ustaw - o policji czy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Co do kontroli, to ta dziewięciomiesięczna może być prowadzona tylko "w szczególnie uzasadnionych przypadkach". A przecież sprawy korupcyjne są często rozwojowe i wymagają przewertowania tomów dokumentów.
Oględziny były ulubionym tematem posłanki Katarzyny Piekarskiej (SLD). Według mnie, sprzeciw wobec tego wyszedł ze strachu przed kontrolą rzetelności składanych oświadczeń majątkowych. Mówiłam to w toku prac nad ustawą i powiem dzisiaj: straszy się Polaków CBA, a jeżeli nie ma się nic za uszami, to nie trzeba się bać. Wystarczy być uczciwym Polakiem, sędzią, politykiem. Nie wydaje mi się, by Trybunał Konstytucyjny podzielił zastrzeżenia posłów SLD.
not. MW

"Nasz Dziennik" 2006-07-18

Autor: wa