Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Było dobrze, ale po co te nerwy?

Treść

Polscy piłkarze w niezłym stylu zakończyli rok, pokonując w Dublinie Irlandię 3:2 - i oby był to dobry prognostyk przed czekającym ich w marcu przyszłego roku starciem z Irlandią Północną już o punkty eliminacji do mistrzostw świata. Momentami, i to długimi, ich gra mogła się podobać, ale Leo Beenhakker i tak dostał kolejną solidną porcję materiału do przemyśleń. Poczynania w defensywie i kompletne rozkojarzenie w końcówce mogły trenerowi przysporzyć bólu głowy. Mocnego. Holenderski szkoleniowiec naszej narodowej drużyny do środowego spotkania przywiązywał bardzo dużą wagę. Chciał, by mógł się w nim zaprezentować trzon reprezentacji, sprawdzając swe siły w kontekście wspomnianego, marcowego pojedynku - być może kluczowego w kontekście walki o mundial. Życie trochę zweryfikowało te plany, z różnych powodów Leo nie mógł wystawić kilku podstawowych graczy zespołu, ale z drugiej strony, swą szansę otrzymali dublerzy. Jak ją wykorzystali? Jedni lepiej, drudzy gorzej. Próbkę swych umiejętności dał choćby Łukasz Garguła, który udowodnił, iż będąc w formie, może podarować reprezentacji bardzo dużo. Już w drugiej minucie popisał się ładną asystą, po której Mariusz Lewandowski "główką" zdobył dla Polski prowadzenie, także i potem dobrze, i pomysłowo rozdzielał piłkę. Znakomicie wypadł drugi Lewandowski, Robert. Napastnik Lecha Poznań pojawił się na boisku po przerwie, zdobył wspaniałą bramkę (na 3:1), ale nie tylko - był szalenie aktywny, nie bał się podejmować ryzyka, walczył z rosłymi obrońcami gospodarzy, słowem - wysłał selekcjonerowi sygnał, iż już teraz może na niego liczyć, i to nie tylko jako na zawodnika wchodzącego z ławki - ale podstawowego. 20-latek jest w tej chwili bodaj największą nadzieją naszej piłki i jeśli będzie się rozwijał tak jak dotychczas - zrobi wielką karierę. Trochę słabiej wypadł Paweł Brożek, typowany do roli napastnika numer jeden w kadrze. Po nim widać było jednak przemęczenie sezonem, liczbę meczów w nogach. Niepojęta polityka transferowa Wisły Kraków spowodowała, że Brożek gra zawsze i wszędzie (czy to liga, czy puchary), nie ma chwili na wytchnienie i to odbija się na jego dyspozycji. Nieco poniżej oczekiwań wypadł drugi wiślak, Rafał Boguski. Nie potrafił się odnaleźć na boisku, grał chaotycznie. Także doświadczony Bartosz Bosacki raczej przekreślił swe szanse na występy w narodowej drużynie, miał godnie zastąpić Michała Żewłakowa na środku obrony, a tymczasem było zupełnie inaczej. Nasza defensywa spisywała się nieporadnie, ratowało ją tylko szczęście. Do przerwy "zero" po stronie strat Polacy zawdzięczali nieskuteczności Damiena Duffa, w końcówce tylko niefrasobliwości jego kolegów. W 85. minucie nasi prowadzili jeszcze 2:0, ostatecznie wygrali 3:2, a równie dobrze mogli zremisować. W ostatnich sekundach gospodarze mieli swoje szanse, po prostych, nerwowych błędach Biało-Czerwonych. To temat do analiz dla Beenhakkera, ponieważ tym razem jego podopieczni wreszcie wypadli dobrze w ofensywie, ale obrona zostawiała mnóstwo do życzenia. Sam Holender był po meczu raczej zadowolony. - Chcieliśmy zdobyć doświadczenie przed meczem z grającą podobną piłkę Irlandią Północną, i to się nam udało. Do 85. minuty wszystko wyglądało dobrze i nie zapowiadało nerwowej końcówki. Tymczasem ta była straszna, znów drżeliśmy o wynik. Sami jesteśmy jednak sobie winni, bo daliśmy się stłamsić rywalowi - powiedział, dodając, iż wynik, wygrana na tak trudnym terenie, jest sporym sukcesem. Polacy pokonali Irlandię po raz dziesiąty w historii, ale pierwszy od 1986 roku. Oby to była zapowiedź tego, co spotka naszych w marcu, w meczu trudniejszym, o dużo większym ciężarze gatunkowym. I oby formę zachował Jakub Błaszczykowski, bo łatwość, z jaką mijał i ogrywał w środę rywali, wręcz zadziwiała... Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-11-21

Autor: wa