Byli wierni aż po przelanie własnej krwi
Treść
Z ks. dr. Wiesławem Mazurowskim, postulatorem w trwającym procesie beatyfikacyjnym drugiej grupy męczenników II wojny światowej, rozmawia Sławomir Jagodziński
70. rocznica wybuchu II wojny światowej i obchody z nią związane przypomniały dramat tamtych dni i ogrom poniesionych ofiar. W kontekście tej rocznicy bardzo ważna jest chyba także pamięć o męczennikach tej wojny?
- Od wybuchu II wojny światowej minęło 70 lat, ale czas ten nie zdołał wymazać z pamięci poczucia krzywdy, jakiej doznały narody ze strony nazistowskich zbrodniarzy. Tym bardziej nie wolno zapominać o prawdziwych zwycięzcach nieludzkiego okresu wojny, o męczennikach. Właśnie kolejna rocznica wybuchu II wojny światowej jest okazją do przypomnienia postawy heroiczności wielu męczenników.
Czasem spotykam się z zarzutem, że wydobywanie na światło dzienne życia i ludzkich postaw wobec męczeńskiej śmierci to rozdrapywanie bliźniących się już ran. Zwłaszcza młodszemu pokoleniu po co przypominać i mówić o męczeństwie? Tymczasem pamięć o męczennikach jest bardzo ważna i potrzebna, bo ich postawa może nas wiele nauczyć. Samo męczeństwo przecież zostało wpisane w kanon najwyższych ludzkich wartości. W męczeństwie odnajduje się taką naturalną antynomię: z jednej strony mamy nienawiść, bezwzględność, złość, agresję, tortury i zabijanie, a z drugiej - niewinność, hart ducha, niezłomność, ofiarę, cierpienie i wierność. Wszyscy, którzy ponieśli śmierć z rąk nazistów, uczą nas tych wartości, a w szczególności ci, którzy ginęli za wiarę, męczennicy.
Wobec tak trudnego do pojęcia ogromu zbrodni, których dopuścili się ludzie względem innych ludzi, jakie przesłanie niosą męczennicy?
- Podstawową sprawą w procesie beatyfikacyjnym męczenników jest udowodnienie, że śmierć kandydatów do chwały ołtarzy spowodowana była z jednej strony nienawiścią hitlerowskich nazistów do wiary, a z drugiej - ukochaniem przez prześladowanych Boga i wiernością wobec Niego. Męczennicy zatem przychodzą do nas z wyraźnym przesłaniem umiłowania Boga i bycia Mu wiernym aż po przelanie własnej krwi. Ta wierność przybierała różne formy w zależności od stanu życia kandydatów do chwały błogosławionych męczenników. Przypomnę, że w toczącym się ogólnopolskim procesie beatyfikacyjnym do chwały ołtarzy przedstawiono aż 122 osoby: 83 księży, w tym 52 zakonnych, 20 kleryków, w tym 19 zakonnych, 6 braci zakonnych, 3 siostry zakonne i 10 osób świeckich.
Jeśli chodzi o duchownych, u jednych dominowała gorliwa posługa Słowa Bożego i udzielania sakramentów, u innych - praca intelektualna, u jeszcze innych - troska o biednych i ubogich. Tak jak powiedział św. Paweł Apostoł: "różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkim" (1 Kor 12, 4-6). Wszystkich 122 kandydatów łączyło jedno: każdy z nich wziął udział w cierpieniu i przeciwstawianiu się swoim oprawcom dla wierności w służbie Chrystusa Jezusa (por. 2 Tm 2, 3).
Jak przebiega proces beatyfikacyjny drugiej grupy męczenników z czasu II wojny światowej? Ile już zostało zrobione, a ile jeszcze przed nami?
- Proces beatyfikacyjny drugiej grupy polskich męczenników z okresu II wojny światowej rozpoczął się 17 września 2003 roku. Bierze w nim udział 26 postulatorów. Są nimi księża diecezjalni i zakonni oraz siostry zakonne. Na terenie całej Polski w różnych diecezjach powołano 15 trybunałów rogatoryjnych, w których prowadzone są procesy poszczególnych kandydatów do chwały męczeństwa. W trybunale rogatoryjnym powołanym w archidiecezji krakowskiej toczy się najwięcej, bo aż 5 procesów, po 2 w archidiecezji warszawskiej, gnieźnieńskiej, przemyskiej i poznańskiej, po jednym w archidiecezji częstochowskiej, łódzkiej i warmińskiej oraz w diecezji kieleckiej, warszawsko-praskiej, tarnowskiej, drohiczyńskiej, sandomierskiej, zamojsko-lubaczowskiej, włocławskiej i pelplińskiej. Każdy z procesów dotyczy przeważnie kilku osób, np. proces w diecezji pelplińskiej dotyczy 17 kandydatów do chwały męczeństwa.
Praca wykonana do tej pory przez poszczególne trybunały jest ogromna. Przy udziale promotorów sprawiedliwości i notariuszy sędziowie, delegaci biskupi przesłuchali świadków, którzy zeznając pod przysięgą, mogli wnieść w materiał dowodowy istotne informacje o życiu, a zwłaszcza męczeńskiej śmierci Sług Bożych. Przy każdym trybunale zostały ustanowione komisje historyczne składające się z osób duchownych i świeckich, biegłych historyków i archiwistów, których zadaniem jest dotrzeć do wszelkich dokumentów mających jakikolwiek związek z kandydatami do chwały męczeństwa. Większość komisji historycznych zakończyła już swoje kwerendy redakcją wotów historycznych. Niektóre trybunały całkowicie zakończyły już etap diecezjalny redakcją transumptów.
Innym niewątpliwym osiągnięciem toczącego się procesu beatyfikacyjnego jest ukazywanie się biuletynu informacyjnego pt. "Męczennicy".
Pyta Pan, ile jeszcze przed nami. Odpowiem tak: cała druga część procesu, czyli przesłanie akt do watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, gdzie rozpocznie się etap rzymski sprawy, czyli innymi słowy faza studyjna i decyzyjna.
Czy można już coś powiedzieć o terminie zakończenia prac procesowych na szczeblu diecezjalnym?
- To pytanie coraz częściej zaczyna się pojawiać także wśród osób bezpośrednio zaangażowanych w prace nad toczącym się procesem. Inni, nie znając procedur prawa kanonizacyjnego, pytają wprost, kiedy będzie beatyfikacja polskich męczenników.
Od oficjalnego rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego drugiej grupy polskich męczenników minęło niedawno 6 lat. To dużo czasu i nie został on zmarnowany. Nie jest prawdą, że obecny proces beatyfikacyjny toczy się powoli. Nie wyczuwa się pośpiechu, to fakt, ale ten akurat byłby złym sprzymierzeńcem. W Rzymie w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kładzie się dość duży nacisk na solidność opracowań dokonywanych na etapie diecezjalnym, zwłaszcza tych historycznych, a to wszystko wymaga czasu.
Niemniej jednak tak nieśmiało się mówi, by może w przyszłym roku zamknąć etap dochodzenia diecezjalnego.
122 Sług Bożych to tyleż samo męczeńskich ludzkich historii. Czy w trakcie trwania prac procesowych losy którejś z tych postaci jakoś szczególnie Księdza poruszyły?
- W tej kwestii najłatwiej mi się wypowiedzieć na temat 17 Sług Bożych z diecezji pelplińskiej.
Z pewnością każdego poruszyć może życie, działalność i męczeńska śmierć Sługi Bożego ks. Antoniego Henryka Szumana (1882-1939), proboszcza starogardzkiego i budowniczego kościoła pw. św. Wojciecha w Starogardzie Gdańskim. Ksiądz Szuman gościł już niejednokrotnie na łamach "Naszego Dziennika". Chcę w tym miejscu jedynie przypomnieć, że ze słów Chrystusa: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 40), Sługa Boży uczynił motto swego życia.
Jego działalność duszpasterska przejawiała się w trosce o życie sakramentalne powierzonych mu wiernych i w przybliżaniu ich do Boga poprzez głoszenie Słowa Bożego. Świadomy braku szczególnych zdolności kaznodziejskich ks. Szuman starannie przygotowywał się do homilii, które w odbiorze wiernych nabierały wiarogodności. Łatwiej przychodziło mu posługiwanie się słowem pisanym. Jednakże tym, co najbardziej wyróżniało ks. Szumana, była jego troska o biednych i ubogich, o tych najmniejszych. Już od wczesnych lat kapłaństwa był zaangażowany w pracę na rzecz ubogich i zaniedbanych moralnie. Dostrzegał w nich oblicze Chrystusa. To dla nich tworzył m.in. bractwa i stowarzyszenia trzeźwościowe. Szczególną opieką otaczał osierocone wskutek I wojny światowej dzieci, dla których w 1918 r. powołał w Toruniu Pomorskie Towarzystwo Opieki nad Dziećmi, a w 1919 r. utworzył pierwsze dwa nadmorskie ośrodki kolonijne.
Ksiądz Szuman przeczuwał swoje aresztowanie i męczeństwo. 5 września 1939 r. żegnając się z najbliższymi, napisał: "Ja tej wojny nie przeżyję". Dodał również, że byłby szczęśliwy, "gdyby mi danem było umrzeć za wiarę i Ojczyznę. Lecz proszę Boga, by męka długo nie trwała, bom słaby fizycznie i nerwy stargane". Został aresztowany w kościele w Fordonie przed południem 2 października 1939 roku. Rozstrzelano go tego samego dnia przed wejściem do kościoła. Wspomina się, że na rozstrzelanie szedł wyprostowany, dumny, iż stał się godzien jeszcze głębiej uczestniczyć w Chrystusowych cierpieniach (por. 1 P 4, 13). Przed śmiercią krzyknął: "Niech żyje Chrystus Król! Niech żyje Polska!".
O kandydatach pochodzących z diecezji pelplińskiej mógłbym mówić dużo, np. o znęcaniu się hitlerowców nad Sługą Bożym ks. Reginaldem Krzyżanowskim (1894-1939), proboszczem z Sumina k. Starogardu Gdańskiego, lub nad ks. Bernardem Łosińskim (1865-1940), proboszczem sierakowickim, który w latach 1930-1935 był posłem Sejmu Polskiego. Każdego poruszyć może także postawa Sługi Bożego ks. Pawła Prabuckiego (1893-1942), majora Wojska Polskiego czynnie walczącego w wojnie polsko-sowieckiej w 1920 r., nazywanego "Oberpriester" (najwyższym kapłanem) w KL Sachsenhausen i Dachau, który odwoził do krematorium swych braci, także kapłanów.
Krótko jeszcze powiem o Słudze Bożym ks. Franciszku Nogalskim (1911-1939), wikariuszu z Raciąża k. Tucholi. Jego ofiarę za innych można przyrównać do śmierci św. Maksymiliana Marii Kolbego (1894-1941), męczennika niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Heroizm i wielkość życia obu kapłanów, świętego i jeszcze Sługi Bożego, wynikają z umiłowania drugiego człowieka na wzór Chrystusa Jezusa, który ofiarował siebie samego, aż po ofiarę ze swego życia, bo "nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 13).
Czy docierają do Księdza informacje o kolejnych męczennikach, którzy nie należą do obecnej grupy kandydatów do chwały ołtarzy? Czy będzie trzecia grupa męczenników II wojny światowej?
- Docierają do mnie informacje o innych procesach o wyniesienie do chwały męczeństwa osób, które nie należą do obecnej grupy. Wiadomo, że w czasie wojny zginęło wielu świeckich i duchownych. Być może ginęli oni w obronie wiary w Chrystusa czy jakiejś cnoty z niej wynikającej. Przypomnijmy, że Sługa Boży Papież Jan Paweł II 13 czerwca 1999 r. beatyfikował 108 męczenników za wiarę. Mamy wielu świadków wiary, błogosławionych i świętych okresu II wojny światowej; nie sposób wszystkich ich tutaj wymienić.
Wewnętrznie jestem przekonany, że w przyszłości można by prowadzić dalsze procesy o wyniesienie do chwały męczeństwa kolejnych ofiar nazizmu. Jednakże już Papież Benedykt XIV (1675-1758) postanowił, że podstawowym warunkiem rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego jest "sława męczeństwa", czyli takie ogólne uznanie wiernych dla świętości życia i samej śmierci przyszłego męczennika, które daje początek kultowi i ten kult podtrzymuje. Nie ma mowy o rozpoczynaniu procesu beatyfikacyjnego o męczeństwie, jeśli kandydat na ołtarze nie cieszy się prawdziwą "sławą męczeństwa". Nie u wszystkich, którzy ginęli z rąk nazistów kierujących się nienawiścią do wiary, widać spontaniczną, czyli prawdziwą "sławę męczeństwa". Jeśli rozgłos męczeństwa rodzi się wiele lat po śmierci kandydata na ołtarze, prowadzi to do przekonania, że jest on sztucznie wywoływany przez ludzi dążących do beatyfikacji.
Chcę zatem powiedzieć, że jeśli istnieje prawdziwa "sława męczeństwa" jakiejś ofiary reżimu hitlerowskiego albo nawet jakiejś grupy osób, to procesy takie jak obecny będą prowadzone.
Obecny proces beatyfikacyjny dotyczy ofiar agresji niemieckiej. Czy nie czas zająć się także męczennikami, którzy zginęli z rąk komunistów? Jakie są szanse na przykład na to, by rozpoczęły się procesy beatyfikacyjne więzionych i pomordowanych na Wschodzie?
- Pyta Pan o zbrodnie tych, którzy 17 września 1939 roku postanowili zrealizować tajne porozumienie dołączone do paktu Ribbentrop - Mołotow. Na pewno można by wskazać wiele osób, które w myśl prawa kanonizacyjnego w wyniku działań Armii Czerwonej poniosły męczeńską śmierć, czyli zostały zabite w imię nienawiści do wiary, lub jakiejś cnoty z niej wynikającej. Jednak taki proces wymagałby oddzielnej procedury. Obecny proces dotyczy osób, które zginęły wyłącznie z rąk hitlerowskich nazistów powodowanych nienawiścią do wiary. Nie ma wśród tych kandydatów osób, które być może poniosły śmierć męczeńską z rąk komunistów. Trudno mi powiedzieć, czy należy spodziewać się prowadzenia ewentualnych procesów beatyfikacyjnych osób pomordowanych przez reżim komunistyczny. Byłoby to jednak oddaniem im sprawiedliwości.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-10-22
Autor: wa