Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Była dyskusja, nie ma decyzji

Treść

Jeśli ktoś oczekiwał, że wczorajszy "biały szczyt" przyniesie przełom w rozwiązywaniu problemów ochrony zdrowia, to się zawiódł. Rząd szuka poparcia społecznego dla swojego projektu reformy zdrowotnej i temu miało służyć zaproszenie do Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog" w Warszawie przedstawicieli związków zawodowych, dyrektorów szpitali, samorządowców oraz posłów i senatorów z Komisji Zdrowia. Premier Donald Tusk liczy, że w ciągu najbliższych dwóch miesięcy odbędą się intensywne konsultacje społeczne, które doprowadzą do powstania dokumentu końcowego, określającego, jakie rozwiązania prawne popierają uczestnicy szczytu. Premier zastrzegł, że rząd będzie też kierował do Sejmu te projekty ustaw, które uzna za potrzebne, nawet jeśli nie uzyska dla nich poparcia w środowisku medycznym. Jednocześnie Tusk rozwiał nadzieje pracowników szpitali na szybkie zwiększenie funduszy przeznaczonych na leczenie chorych. Jeszcze przed spotkaniem oczekiwania jego uczestników były bardzo zróżnicowane. Optymistami byli przedstawiciele rządu, licząc na konstruktywne rozmowy i przekonanie środowiska medycznego do reformy. Symboliczne było samo zaproszenie uczestników spotkania do Centrum "Dialog". Druga strona była jednak bardziej sceptyczna. Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, powiedział otwarcie, że nie oczekuje niczego konkretnego po tym spotkaniu. Sceptycznie odnosił się do samej formy szczytu, aby każdy z jego uczestników miał tylko kilkuminutowe wystąpienie. Minister zdrowia Ewa Kopacz przypomniała podstawowe założenia trzech ustaw, które Platforma już skierowała do Sejmu. Chodzi o ustawę o Zakładach Opieki Zdrowotnej, o ubezpieczeniach dodatkowych i prawach pacjenta. Kopacz obiecała, że do końca tego roku zlikwidowane zostaną wszelkie sprzeczności w ustawach dotyczących opieki zdrowotnej. Premier nie krył tego, w jakim celu zwołał szczyt. - Jest potrzebne poparcie społeczne dla zmian. Jeśli ustawy mają być przyjęte, to musimy dojść do wstępnego porozumienia - powiedział Tusk, otwierając obrady szczytu. Obrady plenarne mają się odbywać co 2-3 tygodnie, a ponadto planuje się powołanie zespołów tematycznych. Ich prace będzie koordynował zespół sterujący, na którego czele stanie Marek Safjan, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Premier podkreślił, że reformując ochronę zdrowia, trzeba brać pod uwagę zarówno interesy pacjentów, którzy chcieliby być dobrze leczeni za jak najmniejsze pieniądze, jak i pracowników, którzy chcieliby więcej zarabiać. Ale szef rządu od razu rozwiał nadzieje tych, którzy sądzili, że podczas spotkania padną ze strony rządu deklaracje o zwiększeniu pieniędzy w ochronie zdrowia, w tym na podniesienie wynagrodzeń. Donald Tusk podkreślił, że w obecnym systemie takie działania byłyby bezcelowe. - Nie można wlewać pieniędzy do pustych naczyń - stwierdził obrazowo premier, co przekreśliło nadzieje, że premier ogłosi np. podniesienie składki zdrowotnej. To nie są negocjacje Jednak Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, rozwiał z kolei nadzieje premiera, że "biały szczyt" to forma negocjacji społecznych na temat rządowego pakietu zdrowotnego. Podkreślił on, że jest to tylko spotkanie osób "zatroskanych sytuacją w ochronie zdrowia". - Pan nas wysłucha i następnie podejmie pan decyzję - powiedział do Donalda Tuska prezes NRL. Radziwiłł polemizował także z twierdzeniami rządu, że pieniędzy w systemie zdrowotnym i tak jest coraz więcej, tylko w tym roku budżet NFZ będzie o 5 mld zł wyższy od ubiegłorocznego. Podkreślił, że przez ostatnie lata musieliśmy nadrabiać ogromne zapóźnienia, poza tym wchodzą do użytku nowe technologie, rosną też wymagania pacjentów. - Na Zachodzie przeznacza się 8, 9, a nawet 10 proc. PKB na zdrowie ze środków publicznych. Ten podstawowy koszyk, który państwo musi zapewnić obywatelom, nie może kosztować 4 proc. PKB - podkreślił prezes Radziwiłł, dodając, że samo "zatykanie dziur w systemie" proponowane przez rząd nic nie da. Potrzebny jest zastrzyk gotówki. Poseł Bolesław Piecha (PiS), przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia, ocenił, że "szczyt" nie był żadną formą negocjacji społecznych nad pakietem ustaw zdrowotnych, a rząd starał się jedynie usłyszeć, "co w trawie piszczy". - Premier chciał poznać nastroje, oczekiwania pracowników, dyrektorów i samorządów - stwierdził Piecha. Rząd nie jest wiarygodny Jednak najsurowsze oceny wystawił premierowi i ministrom Krzysztof Bukiel z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Stwierdził on, że rząd jest niewiarygodny dla lekarzy. Wskazywał, że co innego PO obiecywała w swoim programie wyborczym, a co innego teraz głosi. Bukiel przypomniał, iż minister Ewa Kopacz obiecywała lekarzom, że za dwa lata będą bardzo dużo zarabiać, a jednocześnie rząd nie chce podpisać układu zbiorowego gwarantującego takie wynagrodzenia. Premier z posępną miną wysłuchał także pretensji, że program rządowy jest niekonsekwentny, bo proponuje z jednej strony rozwiązania wolnorynkowe, a z drugiej - jest im przeciwny, jak choćby w sprawie koszyka świadczeń i współpłacenia. Tusk powiedział, że postulaty OZZL są zbyt daleko idące, kontrowersyjne. Podkreślił, że choćby układ zbiorowy przeczy wolnorynkowym deklaracjom związku. Groził też, że pewne postulaty, gdyby jest wprowadzić, obróciłyby się przeciwko samym lekarzom. Bukiel zyskał tyle, że premier obiecał spotkanie z OZZL, czego do tej pory unikał. Jednak nie tylko lekarze formułowali zarzuty pod adresem rządu. Urszula Michalska z Federacji Związków Zawodowych Pracowników Ochrony Zdrowia zauważyła, że organizacje pracownicze do tej pory nie dostały projektów ustaw zdrowotnych. Maria Ochman z medycznej "Solidarności" wskazała, że obecna sytuacja w placówkach doprowadziła do skonfliktowania "wszystkich pracowników ze wszystkimi" na tle płacowym i nie można tego pomijać. Za jak najszybszym zwiększeniem nakładów na zdrowie i podniesienie wynagrodzeń pracowników opowiedział się Paweł Jezierski z Naczelnej Rady Lekarskiej, reprezentujący lekarzy rezydentów. - Rezydenci nie są pustym naczyniem - zwrócił się Jezierski do premiera. Jego zdaniem, błędem jest prowadzanie dodatkowych ubezpieczeń, zanim nie dojdzie do decentralizacji Narodowego Funduszu Zdrowia. Z kolei Adam Sandauer, prezes stowarzyszenia pacjentów Primum Non Nocere, stwierdził, że dla pacjentów, zwłaszcza uboższych, niekorzystne byłoby wprowadzenie współpłacenia za usługi medyczne, co akurat popierają niektórzy lekarze i dyrektorzy placówek medycznych. Ale lekarze i pielęgniarki - mimo wielu słów aprobaty dla działań rządu - nie kryli, że oczekują czegoś w zamian za poparcie dla reformy. Chodzi o pieniądze na podwyżki. Konstanty Radziwiłł powiedział, że byłby to test na dobrą wolę i intencje rządu. Pracownicy służby zdrowia mają poparcie Lecha Kaczyńskiego. Szefowa prezydenckiej kancelarii Anna Fotyga powiedziała, że konieczne jest szybkie zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia. Przypomniała też drugi z postulatów prezydenta, który jest przeciwny przekształcaniu szpitali w spółki prawa handlowego w celu ich prywatyzacji. Nie obyło się też bez przypomnienia tez stawianych przez Lecha Kaczyńskiego na zeszłotygodniowej Radzie Gabinetowej, że projekt reformy jest zbyt ogólnikowy i brakuje w nim konkretnych rozwiązań. Sam premier był zadowolony z efektów sześciogodzinnych obrad "białego szczytu". Zapewniał wszystkich, że jego rząd ma pomysł, jak naprawić chory system opieki zdrowotnej, ale potrzebuje trochę czasu. Tusk odpierał też zarzuty, że PO nie realizuje nawet tego, co obiecywała w kampanii. - Nigdy w kampaniach wyborczych nie obiecywałem, że w czterdzieści dni zbawię kraj - powiedział Tusk w "Kropce nad i" w TVN 24. Dzisiaj o sprawach ochrony zdrowia ma ponownie dyskutować rząd. - Mamy nadzieję, że to będzie normalne posiedzenie rządu, a nie spotkanie nieformalne ministrów, jak podczas omawiania projektów ustaw zdrowotnych - żartowano w kuluarach wczorajszego szczytu. Siostry strajkują Tymczasem w cieniu "białego szczytu" odbywały się wczoraj w szpitalach akcje protestacyjne zorganizowane przez pielęgniarki i innych pracowników średniego szczebla. W kilkudziesięciu placówkach na dwie godziny siostry odeszły od łóżek pacjentów. Najostrzejszą formę przybrał protest w Radomsku, gdzie siostry zorganizowały 48-godzinny strajk ostrzegawczy. W większości protest polegał jednak na oflagowaniu placówek i przedstawieniu pacjentom postulatów pracowniczych. Dotyczą one przede wszystkim podniesienia pensji. W zależności od szpitala pielęgniarki, położne, technicy medyczni żądają od kilkuset do 800-1000 zł podwyżki. Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych deklaruje, że w każdej chwili może przerwać akcję. Co więcej, Dorota Gardias, przewodnicząca OZZPiP, obiecała premierowi, że związek na rok może wstrzymać się z organizowaniem wszelkich protestów, ale w zamian za zapewnienie funduszy na podwyżki w tym roku i zagwarantowanie podnoszenia płac sióstr w przyszłości. Takich deklaracji jednak nie usłyszała. Krzysztof Losz "Nasz Dziennik" 2008-01-22

Autor: wa