Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Był w ręku Boga

Treść

- Patrząc na życie Biskupa Seniora, możemy bez wahania powiedzieć, że był On w ręku Boga. Wszędzie dostrzegał Jego działalność, moc i łaskę - mówił w czasie Mszy św. pogrzebowej ks. bp. Ignacego Jeża jeden z Jego następców na stolicy biskupiej w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej ks. abp Marian Gołębiewski, dziś metropolita wrocławski. Uroczystości pogrzebowe zmarłego nagle 16 października br. w Rzymie w wieku 93 lat pierwszego Pasterza Kościoła koszalińsko-kołobrzeskiego odbyły się w bazylice konkatedralnej w Kołobrzegu. W krypcie tej świątyni zostały następnie złożone doczesne szczątki najstarszego polskiego biskupa.

- Uwielbiajmy Boga za wszystko, co się stało pięknego, za Jego długie życie, za otwarte ramiona i serce, za wszystko - mówił na rozpoczęcie Mszy św. pogrzebowej obecny ordynariusz diecezji koszlińsko-kołobrzeskiej ks. bp Edward Dajczak. Wezwał także do modlitwy za całą ziemię i ludzi tej diecezji, której kamieniem węgielnym na zawsze pozostanie ks. bp Jeż, pierwszy jej Pasterz. - Dzisiaj wszyscy razem mówimy Mu nasze wielkie "dziękuję" - stwierdził.
Na uroczystości pogrzebowe przybyło kilkudziesięciu księży arcybiskupów i biskupów, rzesze kapłanów i wiernych. Mszy św. przewodniczył ks. kard. Franciszek Macharski z Krakowa. W ceremonii ostatniego pożegnania orędownika pojednania polsko-niemieckiego uczestniczyli także przedstawiciele Kościoła z Niemiec.
W homilii ks. abp Marian Gołębiewski zwrócił uwagę, że dziś zlaicyzowana Europa Zachodnia próbuje zatrzeć prawdę o nieśmiertelności człowieka, o życiu pozagrobowym i zmartwychwstaniu. A do głoszenia takiego życia powołany został ks. bp Jeż. - Chrześcijanin stojący u grobu oczyma wiary widzi w nim Chrystusa mówiącego: "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem" - mówił kaznodzieja. Zwracał uwagę, że człowiek całym swym bytem ukierunkowany jest na życie poza tym miejscem i czasem. Człowiek oczekuje ostatecznego spełnienia w Bogu. Nie znamy godziny śmierci, stąd musimy być do niej przygotowani. - Biskup Jeż przygotowywał się do niej przez całe życie, poprzez ofiarną służbę Bogu i ludziom. "Modlę się o nagłą i spodziewaną śmierć" - mawiał, i to, jak się zdaje, spełniło się - podkreślił ksiądz arcybiskup. - Kiedykolwiek rozmawialiśmy na temat odejścia z tego świata, mówił: "Ja się nie boję, bo tam są beatyfikowani moi koledzy obozowi, razem z moim proboszczem z Hajduk Wielkich bł. ks. Józefem Czempielem. Oni wyjdą naprzeciw mnie". I dodawał: "Od dłuższego czasu, kiedy rano otwieram oczy, dziękuję Panu Bogu za to, że pozwolił mi przeżyć jeszcze jeden dzień". Każdy dzień, każdy miesiąc i rok uważał za niezasłużony dar Boży - wspominał ks. abp Gołębiewski, podkreślając, że śp. ks. bp Jeż umiał być wdzięczny i dziękować Bogu za wszystko, co Go spotkało.
W kazaniu metropolita wrocławski przypomniał poszczególne etapy życia i posługi ks. bp. Jeża. Zwrócił uwagę, że pomimo swej dramatycznej historii obozowej umiał On o tych latach mówić z humorem. Bardzo szanowany był w środowiskach niemieckich, ze względu na lansowaną przez siebie ideę porozumienia między narodem niemieckim i polskim.
- Życie śp. biskupa Jeża można przyrównać do długiego, drogocennego różańca. Nanizano na nim 93 paciorki - prawdziwe perły. Każdy paciorek to jeden rok, bogaty w doświadczenia, pracę, nowe wyzwania, radości i smutki, nadzieje i znaki zapytania, opromieniony dobrocią Boga - podkreślał ksiądz arcybiskup. Wyznał, że w jego pamięci zmarły Biskup pozostanie jako człowiek niezwykle życzliwy, przyjacielski, dyspozycyjny, chętnie służący pomocą, pogodny, tryskający humorem, jako Ten, który był w ręku Boga. - Umiał się cieszyć każdym drobiazgiem i za wszystko okazywać wdzięczność - podkreślił.
Na zakończenie Mszy św. słowa pożegnania wypowiedzieli przedstawiciele kapłanów i władz. Odczytano też nadesłane kondolencje, m.in. od nuncjusza apostolskiego w Polsce, który w imieniu Stolicy Apostolskiej wyraził wdzięczność za piękne życie i gorliwą posługę. Ciało Biskupa Seniora spoczęło w krypcie bazyliki konkatedralnej w Kołobrzegu.
Sławomir Jagodziński
"Nasz Dziennik" 2007-10-25

Autor: wa