Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Być w trójce

Treść

Meczem z Kubą polscy siatkarze rozpoczną w niedzielę rozgrywki Pucharu Świata w Japonii. Jeśli Biało-Czerwoni zakończą zmagania w czołowej trójce tej imprezy, zapewnią sobie występ na przyszłorocznych igrzyskach w Londynie. Zadanie to jednak będzie szalenie trudne, bo podobne plany ma jedenastu rywali, wśród których słabeuszy można policzyć na palcach.



W Pucharze Świata, rozgrywanym od 1965 roku co cztery lata, występują mistrzowie i wicemistrzowie kontynentów, gospodarz oraz dwa zespoły, którym Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej przyznała dziką kartę. Pierwsza edycja turnieju odbyła się w Warszawie, Polacy zajęli w niej najlepsze, drugie miejsce. Potem występowali jeszcze trzykrotnie, w 1969, 1977 i 1981 roku, plasując się na ósmej i czwartej (dwa razy) pozycji. Od 1977 r. PŚ rozgrywany jest w Japonii. Ostatnie dwa rozdania, w 2003 i 2007 r., wygrali Brazylijczycy, wielcy faworyci również najbliższych zmagań. Canarinhos wiedzą jednak, że czekać ich będzie niesamowicie mocna batalia. W PŚ, prócz prestiżu i pieniędzy, walczy się bowiem o przepustkę do igrzysk olimpijskich. Zdobędą ją tylko trzy najlepsze drużyny, spośród dwunastu uczestników. Polska zagra w Japonii dzięki dzikiej karcie, podobnie jak Rosja.

Wspomniana dwunastka to elita elit. Owszem, nikt nie daje żadnych szans Iranowi, Egiptowi czy Chinom, ale pozostałe zespoły przyjechały do Kraju Kwitnącej Wiśni po sukces. Rewelacyjny mistrz Europy, czyli Serbia, wicemistrz Europy - Włochy, podrażniona klęską na ME Rosja, dominująca w świecie od wielu lat Brazylia, doskonali Amerykanie, niezwykle groźna Kuba czy też czyniąca stałe postępy Argentyna - każda z tych drużyn ma swoje szanse i atuty. Dla nas najważniejsze jest jednak to, że w gronie faworytów, "mocarzy", znajdują się Polacy. We wrześniu Biało-Czerwoni zostali brązowymi medalistami mistrzostw kontynentu. Stanęli na podium, choć do Austrii i Czech, gdzie turniej się odbywał, przyjechali bez kilku kluczowych zawodników: Michała Winiarskiego, Pawła Zagumnego, Mariusza Wlazłego i Daniela Plińskiego. Dwaj pierwsi w PŚ zagrają, sprawa Wlazłego jest bardziej skomplikowana, zaś Plińskiego Andrea Anastasi nie powołał. W ogóle w PŚ wystąpi pięciu siatkarzy, którzy nie zagrali na ME. Prócz wspomnianych - Patryk Czarnowski, Zbigniew Bartman i Łukasz Wiśniewski. Włoski selekcjoner nie zabrał do Japonii za to Piotra Gruszki, symbolu kadry, jej wieloletniego kapitana. Do końca trwała batalia o zdrowie Bartosza Kurka. Doskonały przyjmujący, jeden z najbardziej utalentowanych siatkarzy świata i bodaj najbardziej eksploatowany polski zawodnik, narzekał niedawno na uraz kręgosłupa. Przez pewien czas trenował z mniejszym obciążeniem, nie grał, a selekcjoner czekał z obawą na wiadomości z lekarskich gabinetów. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, as Skry Bełchatów do Japonii poleciał. - Będzie trudno, ale w tym turnieju wszystko może się zdarzyć. W PŚ próżno szukać słabeuszy, w każdym spotkaniu trzeba dać z siebie maksimum. Potknięcia zwykle drogo kosztują - twierdzi Anastasi. Od 20 listopada do 4 grudnia każdy z uczestników rozegra po jedenaście spotkań. Gigantyczną dawkę, z której zwycięsko wyjdą najlepiej przygotowani pod względem fizycznym i psychicznym. - Japonia była już raz dla nas szczęśliwa. W 2006 roku, podczas mistrzostw świata, wygraliśmy kolejno 10 spotkań, przegraliśmy tylko z Brazylią i zajęliśmy drugie miejsce. Powtórka teraz dałaby nam kwalifikację olimpijską - mówi Winiarski. Taki też jest cel Polaków. Wierzą, że poradzą sobie w arcymocnej stawce, że zdobędą paszporty do Londynu. Rozpoczną w niedzielę od starcia z Kubą (w Nagoi), potem, w kolejnych dniach, w tym samym mieście zmierzą się z Serbią i Argentyną. Początek będzie niezwykle ważny, udany doda skrzydeł i podniesie morale. Następnie Biało-Czerwoni przeniosą się do Osaki, gdzie zagrają z Iranem i Japonią, później w Fukuoce spotkają się z Chinami, USA i Egiptem, zaś prawdziwe megawyzwanie czeka ich na koniec w Tokio. W ostatniej rundzie rywalami naszych reprezentantów będą bowiem potęgi, czyli Włochy, Brazylia i Rosja.

Przez ostatnie dni Polacy mieszkali w hotelu poleconym przez japońską federację i trenowali w hali, w której na co dzień bawią się w sport pracownicy Toyoty. Dziś nasi przeprowadzą się do hotelu zarezerwowanego przez FIVB i po raz pierwszy poznają obiekt, w którym rozegrają trzy pierwsze spotkania.

A co, jeśli Polakom się nie powiedzie? Szansy na grę na olimpiadzie nie stracą, ale będą musieli o nią powalczyć w turnieju kontynentalnym, gdzie wolne miejsce będzie jedno.



Piotr Skrobisz



Nasz Dziennik  Piątek, 18 listopada 2011, Nr 268 (4199)

Autor: au