Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Buty ciężkie od metali

Treść

Czy importerzy będą musieli składać deklaracje, że obuwie, które sprzedają w Polsce, nie zawiera szkodliwych substancji? Z taką propozycją do Ministerstwa Gospodarki wystąpią krajowi producenci, którzy przekonują, że są w gorszej sytuacji od importerów. Polska firma musi bowiem przestrzegać szeregu norm i przepisów określających np. parametry skóry używanej do produkcji butów. A importerzy nie mają takiego obowiązku i wprowadzają na rynek praktycznie co się da: od obuwia markowego wysokiej jakości - po zwyczajne buble. O sprawie jakości butów dyskutowano podczas międzynarodowych targów obuwia i wyrobów ze skóry, jakie zakończyły się wczoraj w Poznaniu. Normy jakości skóry wytwarzanej w naszych garbarniach są coraz ostrzejsze, od kilku miesięcy prowadzona jest nawet kompleksowa kontrola wszystkich zakładów przez inspekcję ochrony środowiska w zakresie przestrzegania norm ekologicznych. Okazuje się, że nasze normy garbowania skóry są dużo ostrzejsze niż w innych krajach, a to powoduje też, iż skóra używana do szycia butów nie zawiera niebezpiecznych dla człowieka substancji. Ale to oznacza również dodatkowe koszty i w efekcie cena skóry rośnie. Tymczasem importerzy butów, zwłaszcza z Chin, Wietnamu i innych krajów azjatyckich, nie są obciążeni takimi wymaganiami. - W rezultacie na nasz rynek trafiają buty ze skóry, która zawiera ogromne ilości chromu i innych metali ciężkich - mówi Kazimierz Klepaczewski, prezydent Polskiej Izby Branży Skórzanej w Radomiu. - Nie jest to nic dziwnego, skoro tam garbuje się skóry według tanich technologii, których w Polsce już od lat się nie stosuje właśnie ze względów na ochronę środowiska i zdrowia ludzi. A skóra zawierająca szkodliwe substancje może być potem choćby źródłem alergii i chorób skór - podkreśla. Krajowi producenci mają przede wszystkim żal do władz, że zezwalając na takie praktyki, godzi się także na uprzywilejowanie importerów. Zdaniem PIBS, jest sposób, aby temu zaradzić. Polska oczywiście nie może po wejściu do Unii postawić posterunków celnych na granicach, aby kontrolować transporty butów wysyłane do Polski z Azji przez Hamburg lub Rotterdam. Mamy jednak inne instrumenty prawne w ręku. - Główną zasadą, jaka obowiązuje polskie fabryki, jest produkowanie tylko i wyłącznie towarów bezpiecznych, co dotyczy także butów. Dlatego naszym zdaniem, rząd powinien wprowadzić obowiązek składania przez importerów oświadczeń, że wpuszczają oni na nasz rynek towar bezpieczny dla konsumenta - mówi Kazimierz Klepaczewski. - Składania takich oświadczeń na pewno nie można uznać za stawianie barier w wolnym handlu, a leży to przede wszystkim w interesie kupujących - dodaje. Teraz przedsiębiorcy będą musieli "tylko" przekonać do swoich projektów resort gospodarki. Ma im w tym pomóc współpraca z ekspertami, m.in. z Instytutu Przemysłu Skórzanego. Z badań IPS wynika, że buty wykonane ze skóry zawierającej szkodliwe substancje mogą być rzeczywiście niebezpieczne dla człowieka. Zresztą chodzi nie tylko o skórę, ale np. o toksyczne kleje używane przy produkcji butów. Wprowadzenie deklaracji jakości byłoby oczywiście związane z sankcjami dla importera, który wbrew zapewnieniom handlowałby butami złej jakości. Byłaby to także podstawa do żądania reklamacji przez konsumentów. A przy okazji można by wreszcie oszacować skalę importu obuwia. Po likwidacji granic celnych z krajami unijnymi jest to niemożliwe, żadna instytucja w kraju nie wie, ile par obuwia sprowadzono do kraju, bo importerzy nie muszą o tym informować. Ale składając deklaracje o jakości butów, musieliby też podać dane o liczbie par, jaka trafiła do sklepów. - Teraz mamy tylko szacunki, ale nikt nie wie na pewno, ile rynku zajmuje import: 50, 60, a może ponad 80 procent - podkreśla Kazimierz Klepaczewski. Krzysztof Losz "Nasz Dziennik" 2008-03-07

Autor: wa