Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bundesbank z rezerwą

Treść

Bank federalny nie poddaje się presji polityków i zapewnia, że nie podjął dotąd żadnych decyzji o ewentualnej pożyczce dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Ze swej strony MFW zaczyna naciskać na poszczególne rządy, aby szybciej doprowadziły do sfinansowania pożyczki na ratowanie bankrutów z eurostrefy.

Do udzielenia pożyczki niemiecki bank centralny bynajmniej się nie pali. Chodzi o niebagatelną kwotę 45 mld euro z przeznaczeniem na fundusz ratunkowy dla europejskich bankrutów. Prezes banku Jens Weidmann stawia jasne warunki: uruchomi kredyt tylko wtedy, jeśli inne kraje spoza Unii Europejskiej także wezmą udział w tej pożyczce oraz po dokładnym zapoznaniu się z zasadami jej obsługi.
Bank federalny nie podjął jeszcze decyzji o udzieleniu swojej części pożyczki. Co więcej, jego władze nie widzą powodu, by podjął ją w trybie nadzwyczajnie przyspieszonym. - Udzielenie jakiejkolwiek pożyczki dla MFW jest autonomiczną i dobrowolną decyzją Bundesbanku - poinformowały służby prasowe tej instytucji.
Bundesbank nie ulega więc szantażowi braku czasu. Pokrzyżowało to szyki Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu, który po tych konkluzjach oświadczył, że wobec braku udziału w pożyczce na pakiet pomocowy Stanów Zjednoczonych i ewentualnie także Bundesbanku, w ogóle może wycofać się z tego projektu.
Szef resortu finansów Wolfgang Schaeuble w poniedziałkowym wywiadzie dla radia Deutschlandfunk potwierdził, że ze strony USA nie ma co liczyć na pieniądze dla MFW. Dodał natomiast, że ta międzynarodowa instytucja być może zostanie zasilona przez Chińczyków lub państwa Ameryki Łacińskiej, a może nawet kraje afrykańskie. Minister przyznał, że wiele wątpliwości zgłaszanych przez szefa Bundesbanku jest uzasadnionych, ponieważ jeżeli np. kraje unijne pożyczą MFW pieniądze bez udziału państw spoza UE, to będziemy mieli do czynienia z bezpośrednim lub pośrednim finansowaniem państw przez bank centralny - co jest w zasadzie zabronione. Dlatego też - tłumaczył Schaeuble - pieniądze mają być najpierw przekazywane Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Minister, podobnie jak kanclerz Angela Merkel, chwali osiągnięcia ostatniego ratunkowego szczytu Rady Europejskiej, twierdząc, że to krok w dobrym kierunku. Jednak przyznaje, że przed politykami jeszcze bardzo daleka droga do przezwyciężenia kryzysu.

Strategia morfiny
Profesor nauk politycznych Wilhelm Noelling z Uniwersytetu w Hamburgu, były poseł i senator, eksprezydent Landeszentralbank w Hamburgu, członek zarządu Bundesbanku w latach 1981-1992, który wraz z grupą profesorów prawa zaskarżył (wprawdzie bez powodzenia) do Federalnego Sądu Konstytucyjnego w Karlsruhe decyzję niemieckiego rządu o udzieleniu pomocy finansowej Grecji, a w 1993 r. zaskarżył do tej samej instytucji rząd przeciwko wstąpieniu Niemiec do strefy euro - w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" stwierdził, że wprowadzenie wspólnej waluty euro okazało się dość nieszczęśliwą przygodą. Zdaniem profesora, obecne działania polityczne są jedynie odraczaniem rozwoju kryzysu. - Kupowanie sobie w takiej sytuacji więcej czasu to nie jest polityka rozwiązująca przyczyny - kwituje Wilhelm Noelling. Pytany, czy do rozwiązania problemów finansowych wystarczą decyzje podjęte podczas grudniowego szczytu w Brukseli, naukowiec zwrócił uwagę, że tak naprawdę jeszcze nie znamy tych decyzji. - Jedno jednak wiemy na pewno. Ani notoryczne zadłużanie krajów Unii Europejskiej, ani tworzenie nowego urzędu kontroli państw w Brukseli lub organu zarządzającego rynkiem kapitałowym w Luksemburgu na dłuższą metę nie załatwią problemu - powiedział Noelling. W jego przekonaniu, najważniejsze są takie rozwiązania, które odbudują zaufanie. - Na razie działania unijnych polityków można porównać do stałego podawania choremu na raka pacjentowi morfiny i obiecywania mu, że za dwa lata - jak dobrze pójdzie - znajdzie się dla niego odpowiednie sanatorium.
Wilhelm Noelling w odróżnieniu od wielu innych niemieckich ekspertów w pełni rozumie postawę Wielkiej Brytanii, która odmówiła udziału w unii fiskalnej. - Taka postawa wynika z brytyjskiej specyfiki gospodarczej, która wytworzyła w dużej części społeczeństwa i w tamtejszych kręgach politycznych coś w rodzaju mentalnego sprzeciwu wobec euro i wielu unijnych instytucji - stwierdził. Jego zdaniem, jedynym rozsądnym rozwiązaniem obecnego kryzysu nie jest hojne dodrukowywanie pieniędzy przez Europejski Bank Centralny, lecz stworzenie nowego jądra europejskiego, czyli zupełnie nowej unii walutowej złożonej z państw o podobnym poziomie gospodarczym, które byłyby ściśle związane z Europejskim Bankiem Centralnym. Reszta krajów musiałaby odejść z eurolandu i przejść do narodowych walut z systemem wymiany. - Jedynym naszym ratunkiem jest radykalna przebudowa unii walutowej - stwierdził Noelling. W jego przekonaniu, całkowita rezygnacja z euro byłaby dla wielu krajów niekorzystna.

Waldemar Maszewski, Hamburg

Nasz Dziennik Środa, 21 grudnia 2011, Nr 296 (4227)

Autor: au