Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bukowski znowu miał rację

Treść

Wybory prezydenckie w Rosji zbliżają się, a kampania wyborcza nabiera tempa. Pretendenci do objęcia fotela po Władimirze Putinie musieli zebrać 2 miliony głosów poparcia dla swoich kandydatur. Ze strony kremlowskich służb, jak przewidział rosyjski dysydent Władimir Bukowski, pojawiły się jednak praktycznie od razu zarzuty o próby fałszowania podpisów.

Jeden z liderów opozycji demokratycznej w Rosji, były premier Michaił Kasjanow złożył wczoraj w Centralnej Komisji Wyborczej (CKW) 2 mln podpisów wyborców, niezbędnych do zarejestrowania jego kandydatury w marcowych wyborach prezydenckich. Kasjanow poinformował, że przekazał CKW 2 mln 67 tys. podpisów zebranych w 77 z 84 regionów Federacji Rosyjskiej.
Funkcjonariusze rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) zatrzymali i zaprowadzili do prokuratury w Joszkar-Ole Rustama Abdullina - szefa sztabu wyborczego opozycyjnego kandydata na prezydenta Rosji Michaiła Kasjanowa. FSB zarzuca, że podczas rewizji bagażu Abdullina znaleziono listy 50 tys. sfałszowanych podpisów - jak twierdzi FSB - zwolenników kandydata Michaiła Kasjanowa. Funkcjonariusze Putinowskich służb specjalnych uważają, że Abdullin zorganizował masową podróbkę podpisów rosyjskich wyborców - zwłaszcza w Joszkar-Ole - którym obiecano duże wynagrodzenia. Mimo stawianych mu zarzutów Kasjanow, który jest jedynym kandydatem obozu demokratycznego na prezydenta, wyraził przekonanie, że jego kandydatura zostanie zarejestrowana. - Wszystko zrobiliśmy tak, jak wymaga tego prawo. Nie potrafię wyobrazić sobie, jakie mogą być podstawy, abym nie został zarejestrowany - oświadczył b. szef rządu, wychodząc z siedziby CKW.
Swoje głosy poparcia miał złożyć wczoraj także lider lojalnej wobec Kremla Demokratycznej Partii Rosji (DPR) Andriej Bogdanow, który w ubiegłym tygodniu ogłosił, że zebrał już wymaganą liczbę podpisów. Rosyjscy eksperci oceniają jednak, że niemożliwe jest zebranie tak dużej liczby głosów w tak krótkim czasie. Oceniają, że do zrealizowania takiego przedsięwzięcia potrzebne byłoby ok. 1,5 miliona dolarów. Przy tym należałoby dysponować sporym zapleczem ludzkim. Niezbędne jest co najmniej 50 tys. osób zbierających podpisy oraz 1 tys. kontrolujących - oceniają politologowie.
Pozostali pretendenci do schedy po Władimirze Putinie - popierany przez Kreml pierwszy wicepremier Dmitrij Miedwiediew, lider Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej (KPRF) Giennadij Ziuganow i przywódca nacjonalistycznej Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (LDPR) Władimir Żyrinowski - nie musieli zbierać podpisów, gdyż zostali zgłoszeni przez partie reprezentowane w Dumie Państwowej, niższej izbie parlamentu.
ŁS, PAP
Eugeniusz Tuzow-Lubański
"Nasz Dziennik" 2008-01-17

Autor: wa