Brytyjczycy zniechęceni do Unii
Treść
Zgodnie z najnowszymi badaniami opinii publicznej, siedmiu z dziesięciu brytyjskich wyborców opowiada się za przeprowadzeniem referendum co do dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Zdaniem polityków, pokazuje to, że konieczna jest systemowa reforma struktur unijnych. Tylko czy uda się ją przeprowadzić?
Większości brytyjskich obywateli nie podoba się sposób działania Unii Europejskiej. Uważają, że jej instytucje wymknęły się spod kontroli (75 proc.), postępują nieuczciwie (65 proc.), a ich działania prowadzą do spadku wartości pieniądza. Badania przeprowadzone przez ComRes na zlecenie ruchu Kampania dla Niepodległej Brytanii (Campaign for an Independent Britain) pokazują, że aż 83 proc. Brytyjczyków sprzeciwia się nadrzędności prawa europejskiego nad krajowym. 75 proc. uważa, że politycy "nie reprezentują w sposób należyty brytyjskich interesów w Europie". 63 proc. natomiast jest zdania, że UE uniemożliwia Wielkiej Brytanii prowadzenie własnej polityki imigracyjnej. Podobne wątpliwości wyrażają względem pomysłu wstąpienia Wielkiej Brytanii do strefy euro. 64 proc. Brytyjczyków głosowałoby przeciwko wejściu swojego kraju do strefy euro, za opowiedziałoby się jedynie 24 procent.
- Mam nadzieję, że strefa euro przetrwa obecny kryzys, chciałbym jednak zwrócić uwagę, że mamy w jego obliczu bardzo mierne przywództwo, które nie potrafi podejmować decyzji. Na przykład Nicolas Sarkozy jest jak bąk: dużo szumu, żadnego postępu - ocenił w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Declan Ganley, europoseł z Irlandii, lider pierwszej paneuropejskiej partii Libertas. - Ci politycy, którzy obecnie liczą się w Brukseli, nie są w stanie wyciągnąć nas z tego bałaganu z prostej przyczyny, a mianowicie, ponieważ sami nas weń wpędzili - skonstatował. W jego opinii, nie istnieją obecnie żadne przesłanki, aby jego kraj dołączył do strefy wspólnej waluty.
Aż 64 proc. Brytyjczyków domaga się radykalnych zmian w relacjach między Wielką Brytanią a Unią Europejską, włącznie z zakończeniem członkostwa w jej strukturach, oraz zniesienia nadrzędności Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Przy czym 48 proc. opowiada się jedynie za rozluźnieniem więzów ze Wspólnotą i oparciem na handlu i dobrowolnej współpracy, podczas kiedy 16 proc. postuluje całkowite opuszczenie przez Wielką Brytanię Wspólnoty Europejskiej. Dla porównania, zaledwie 22 proc. Brytyjczyków godzi się na pozostanie w UE.
- Sondaże te pokazują, jak beznadziejny kontakt politycy mają ze społeczeństwem - powiedział Nigel Farage, lider Partii Niepodległości Wielkiej Brytanii (UKIP). Jego zdaniem, nigdy wcześniej nie istniała tak paląca potrzeba przeprowadzenia referendum. Zdaniem Farage'a, jego ugrupowanie, dotychczas pozostające raczej niszowym, ma spore szanse w zaplanowanych na czerwiec wyborach do Parlamentu Europejskiego. - Aż 45 proc. społeczeństwa twierdzi, że torysi, laburzyści czy liberalni demokraci nie reprezentują ich poglądów - stwierdził Farage. Również brytyjski dziennik "The Telegraph" stwierdza, iż wszystko wskazuje na to, że 10 proc. konserwatywnych wyborców poparłoby UKIP w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Na podobny krok miałoby się zdecydować - zdaniem gazety - 2 proc. zwolenników laburzystów oraz 1 proc. zwolenników liberalnych demokratów.
Poważnym konkurentem UKIP może okazać się jednak mniej radykalna, paneuropejska partia Libertas Declana Ganleya. - To, co umożliwia Europejczykom Libertas, to wyrażenie sprzeciwu wobec antydemokratycznych praktyk, które obecnie w Brukseli są normą - stwierdził Ganley, zapewniając, iż jego ugrupowanie jest jak najbardziej proeuropejskie. Przypomniał, że traktat lizboński, którego ratyfikacji Irlandczycy w zeszłym roku odmówili, stwarza poważne problemy dla Wspólnoty, ponieważ przekazuje Brukseli 60 kluczowych obszarów suwerenności poszczególnych krajów. - Niewielu ludzi w Polsce czy w innym kraju członkowskim zdaje sobie sprawę, że już obecnie ponad 80 proc. nowych regulacji prawnych pochodzi z Brukseli - powiedział lider Libertas. - Bruksela wydaje więcej praw niż nasza własna legislacja - skonstatował.
Wyjść czy nie wyjść?
W Wielkiej Brytanii od pewnego czasu pojawiają się głosy nawołujące do nierespektowania wspólnotowego prawa. Z sondaży wynika, że aż 59 proc. społeczeństwa opowiada się za tym, aby brytyjski rząd zlekceważył unijne dyrektywy w sprawie VAT. Jedynie 25 proc. jest zdania, że rząd powinien w ogóle przestrzegać unijnego prawa. Zdaniem Ganleya, wśród polityków nastroje rysują się nieco inaczej, chociaż i wśród nich można spotkać podobne opinie.
- Mam nadzieję, że Wielka Brytania nie wyjdzie ze Wspólnoty. Głosy nawołujące do takiego rozwiązania stanowią obecnie mniejszość w tym kraju. Można jednak zadać sobie pytanie, skąd się pojawiają? - pytał. I dodał, że niektóre z tych głosów są nacechowane "odrobiną szaleństwa". - Wydaje im się, że przywrócą świetność dawnego imperium brytyjskiego - stwierdził Ganley. Podkreślił przy tym, że tego typu nastroje są wynikiem obranego przez UE antydemokratycznego kierunku prowadzenia polityki. Kluczowy problem stanowi - jego zdaniem - traktat reformujący. - Godząc się na zapisy z Lizbony, godzimy się na wspólnego prezydenta, który nigdy nie zapyta nas o zdanie, o to, jaką decyzję ma podjąć - przypomniał. Według Ganleya, kolejna pułapka to zapisana w dokumencie możliwość dokonania dowolnych zmian już po ratyfikacji i bez wymogu poddania zmian pod ogólnonarodowe referendum.
- Unia Europejska wpływa na każdy aspekt naszego życia, począwszy od miejsc pracy aż po ceny w supermarketach. Każdą rodzinę obciąża ogromnymi kosztami, które ta ledwie jest w stanie udźwignąć, w szczególności w okresie kryzysu. Ludzie mają prawo wiedzieć, w jaki sposób marnotrawi się w Brukseli ich pieniądze - stwierdził Matthew Elliott, dyrektor naczelny Związku Podatników Wielkiej Brytanii. W podobnym tonie wypowiedziała się Ruth Lea, dyrektor Global Vision. - Obecna sytuacja jest po prostu nie do przyjęcia. Unia Europejska kosztuje Brytyjczyków miliardy i kontroluje zbyt wiele dziedzin naszej narodowej polityki. Ludzie domagają się nowego układu, w którym mogliby handlować i współpracować z UE bez płacenia wszystkich nakładanych przez Unię podatków, bez biurokracji i ingerencji wynikających z pełnego członkostwa - tłumaczyła.
Tymczasem zdaniem Declana Ganleya, opuszczenie struktur unijnych przez Wielką Brytanię nie jest dobrym wyjściem z obecnej sytuacji. Rozwiązanie widzi on w dokonaniu gruntownej reformy systemowej, która umożliwiłaby prawidłowe funkcjonowanie unijnych instytucji. - To byłaby katastrofa dla całego tego projektu europejskiego, jeżeli Wielka Brytania, która ma długą i wspaniałą tradycję jako członek UE, opuściłaby unijne struktury - ocenił Ganley. Rezygnacja Wielkiej Brytanii z członkostwa, chociaż mało prawdopodobna, mogłaby bowiem oznaczać początek końca Wspólnoty.
Anna Wiejak
"Nasz Dziennik" 2009-01-13
Autor: wa