Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Brutalna szczerość amerykańskiej dyplomacji

Treść

Czołowe amerykańskie i europejskie dzienniki od dwóch dni publikują na swoich stronach internetowych omówienie ponad 250 tys. poufnych depesz dyplomatycznych z ambasad USA z całego świata, które udostępnił portal WikiLeaks. Dokumenty te - jak twierdzą media - to prawdziwy skarbiec informacji i danych, które mają różne stopnie niejawności. Publikujące streszczenia tychże dokumentów gazety piszą, że zawierają one "brutalnie szczere" opinie na temat zagranicznych przywódców oraz prawdziwy obraz postrzeganych przez USA zagrożeń terrorystycznych i nuklearnych. Nie można jednak zapominać, że nieoczekiwany przeciek równie dobrze może okazać się zagrywką kontrolujących ten portal służb, mającą na celu wywołanie ogólnoświatowego zamieszania i zachwianie pozycją poszczególnych państw.
Ujawnione przez WikiLeaks raporty - które przez ostatnie dni publikują takie dzienniki, jak amerykański "New York Times", brytyjski "Guardian", niemiecki "Der Spiegel" i francuski "Le Monde" - zdradzają kulisy amerykańskiej polityki zagranicznej oraz postrzegania swoich sojuszników. I tak w dokumentach tych znajdują się m.in. informacje o tym, że kraje arabskie i sam król Arabii Saudyjskiej wzywały Stany Zjednoczone do "położenia kresu irańskiemu programowi nuklearnemu" poprzez zbombardowanie Iranu. W materiałach tych jest także najnowsza ocena stanu zaawansowania irańskiego programu rakietowego dokonana przez wywiad. Według nich, USA doszły do wniosku, że Iran otrzymał nowoczesne, zaawansowane technologicznie rakiety od Korei Północnej, zdolne do zaatakowania stolic krajów Europy Zachodniej oraz Moskwy. Z korespondencji dyplomatów wynika również, że minister obrony USA Robert Gates uważa, iż jakikolwiek atak militarny na Iran opóźniłby jedynie jego program nuklearny o 2-3 lata. Materiały WikiLeaks ujawniają ponadto, że Obama - pomimo deklaracji dialogu z Iranem - od początku swej prezydentury starał się sformować koalicję na rzecz ostrzejszych sankcji ekonomicznych ONZ wobec Iranu, aby zmusić go do rezygnacji ze zbrojeń nuklearnych.
Ujawnione do tej pory dokumenty zdradzają także kulisy rezygnacji USA z tarczy antyrakietowej (planowanej jeszcze przez poprzedniego prezydenta Busha) w Polsce. Potwierdzają, że decyzja prezydenta Baracka Obamy wynikała najprawdopodobniej z chęci pozyskania współpracy Rosji w kwestii sankcji ONZ wobec Iranu. Publikując takie informacje "New York Times", zauważa jednak, że materiały WikiLeaks "nie rozstrzygają jasno, czy doszło wtedy do umowy typu 'coś za coś' między USA a Rosją". Dodaje jednak, że posunięcie to "opłaciło się", skoro chwilę później tarczę z Polski wycofano, zastępując ją "nową architekturą".
Ujawnione dokumenty zawierają poza tym opinie dyplomatów o rozmaitych przywódcach europejskich, poufnie przekazywane do Waszyngtonu. Są wśród nich m.in. krytyczne opinie o niemieckiej kanclerz Angeli Merkel (amerykańscy dyplomaci uznają ją za osobę "metodyczną, racjonalną i pragmatyczną", która pod presją "działa z uporem, ale unika ryzyka i rzadko jest kreatywna"), a także włoskim premierze Silvio Berlusconim i jego zażyłych stosunkach z Władimirem Putinem (Berlusconiego określają mianem "rzecznika" Władimira Putina w Europie, tego drugiego tytułując "samcem alfa").
Polska ma się czego bać?
WikiLeaks, rozpoczynając publikowanie tekstów wspomnianych depesz, podkreślił, że będą one ujawniane stopniowo - w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Z niepokojem kolejnych informacji wyczekuje także Polska, ponieważ jak informuje niemiecki "Der Spiegel", 970 będących w posiadaniu portalu depesz ma dotyczyć właśnie naszego kraju. Jak podaje niemiecka gazeta, 565 z owych depesz opatrzonych jest klauzulą "poufne", 30 to materiały "tajne", a jedna depesza zakwalifikowana została jako dokument "tajny - nie dla cudzoziemców". Wiadomo również, że zdecydowana większość dokumentów, które zostały wysłane z Ambasady USA w Warszawie oraz konsulatu w Krakowie, dotyczy lat 2005-2009. Do tej pory opinia publiczna poznała zaledwie część znajdujących się w tych materiałach informacji. Jak podkreślają zagraniczne media, Polska wymieniona jest w nich m.in. w kontekście wojny gruzińsko-rosyjskiej z sierpnia 2008 roku i sporów w niemieckiej koalicji CDU - FDP, dotyczących powołania szefowej Związku Wypędzonych (BdV) - Eriki Steinbach do rady fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie". Według notki na temat pierwszych 100 dni niemieckiej koalicji CDU - FDP sporządzonej w lutym 2010 roku przez Ambasadę USA w Berlinie, wicekanclerz Guido Westerwelle miał sprzeciwić się powołaniu Steinbach, argumentując, że taka nominacja mogłaby pogorszyć stosunki z Polską.
Swojego oburzenia w związku z wyciekiem nie kryje wieloletni prokurator Prokuratury Krajowej (obecnie w stanie spoczynku) i były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Bogdan Święczkowski. - Wyciek tak wielu różnie kwalifikowanych dokumentów jest skandalem! Bez względu nawet na to, czy te informacje są istotne, czy nieistotne - podkreśla były szef ABW w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". Jak dodaje, to świadczy nie tylko o tym, że zaniedbano podstawowe procedury, ale że najprawdopodobniej także "sposób przechowywania tych istotnych dokumentów przez stronę amerykańską jest niewłaściwy i powoduje obecnie szereg negatywnych konsekwencji, w tym zagrożenie życia wielu osób i zagrożenie relacji międzynarodowych". - Ale z drugiej strony jest to też dobra informacja, gdyż dzięki temu poznajemy pewne kwestie i standardy związane z funkcjonowaniem dyplomacji amerykańskiej i pewne informacje, które mogą być bardzo ciekawe także z punktu widzenia stosunków wewnątrzkrajowych - dodaje Święczkowski. - Najważniejsze w tym momencie jest to, aby poprzez wykorzystywanie tych informacji nie doszło do zagrożenia życia polskich obywateli i żołnierzy, którzy są na misjach. I to jest z polskiego punktu widzenia rzecz najistotniejsza - podkreśla nasz rozmówca. Święczkowki wyjaśnia ponadto, że owe dokumenty strony amerykańskiej mogą być na przykład "niekorzystne dla obecnie rządzących i nie tylko z uwagi na pewne możliwe oceny wysokich funkcjonariuszy państwowych i oceny prowadzonej polityki gospodarczej, finansowej i ekonomicznej".
USA potępiają publikacje
Pierwsze przecieki szczególnie nie spodobały się administracji w Waszyngtonie. Sekretarz stanu USA Hillary Clinton oświadczyła, że ujawnienie poufnych dokumentów amerykańskiej dyplomacji podważa starania USA o współpracę z innymi krajami. Clinton stwierdziła, że zostaną podjęte niezwłoczne działania w celu pociągnięcia do odpowiedzialności osób stojących za przeciekiem. Także przedstawiciele amerykańskiego Kongresu potępili przekazanie mediom tajnych dokumentów. Najwyżsi przedstawiciele obu ugrupowań zgodnie domagają się postawienia przed sądem autorów przecieków. Jednocześnie zaapelowali do prezydenta Baracka Obamy, aby rozważył możliwość wpisania WikiLeaks na oficjalną listę zagranicznych organizacji terrorystycznych. Gdyby Departament Stanu, który sporządza takie listy, wciągnął na nią WikiLeaks, banki amerykańskie nie mogłyby przekazywać funduszy dla tej organizacji. Jako uzasadnienie swojej prośby parlamentarzyści podają, że wspomniany portal w ich opinii stanowi bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego USA.
Na kilka godzin przed ujawnieniem tych dokumentów minister spraw zagranicznych Włoch Franco Frattini wyraził opinię, że zapowiadana przez WikiLeaks publikacja będzie "11 września światowej dyplomacji" oraz że portal ujawniając poufne depesze amerykańskich dyplomatów, "chce zniszczyć świat". Dlatego też Stany Zjednoczone starając się zawczasu załagodzić problem, już kilka dni przed publikacją materiałów kontaktowały się z poszczególnymi krajami i usiłowały osłabić wydźwięk poufnych depesz, które grożą pogorszeniem relacji z sojusznikami.
Jak do tej pory nie wiadomo jeszcze, kto odpowiada za ujawnienie tych informacji portalowi WikiLeaks. Podejrzenia padają jednak na analityka amerykańskiego wywiadu - 23-letniego Bradleya Manninga, który w czerwcu tego roku został aresztowany w Iraku i oskarżony o to, że był źródłem wcześniejszych przecieków dla WikiLeaks. Według mediów, Manninga wydał amerykańskim władzom haker Adrian Lamo.
Marta Ziarnik
Nasz Dziennik 2010-11-30

Autor: jc