Bruksela umywa ręce
Treść
José Manuel Barroso i jego komisarze nie chcą brać na siebie  odpowiedzialności za uprawy GMO w krajach członkowskich i proponują, aby  każde państwo oddzielnie decydowało, czy na jego terenie można uprawiać  rośliny modyfikowane i stosować je przy produkcji pasz i żywności. To  zaskakująca decyzja, choćby z tego względu, że do tej pory Komisja  Europejska starała się raczej poszerzać zakres swojej władzy nad krajami  unijnymi, a teraz rezygnuje z części swoich uprawnień.
Jeszcze  niedawno Komisja Europejska bardzo ostro naciskała na rządy krajów  unijnych, aby nie blokowały możliwości upraw GMO, jeśli taka odmiana  została dopuszczona do użytku na terenie Unii decyzją samej KE. Jednak  rosnące protesty społeczne w różnych krajach spowodowały, że rządy  zaczęły wprowadzać zakaz uprawy GMO na swoim terenie. Bruksela próbowała  zmusić je do zmiany decyzji, ale bezskutecznie. Dlatego w tym roku KE  zaczęła forsować inną koncepcję i powtórzyła ją podczas obecnego  spotkania unijnych ministrów rolnictwa. - To kraje członkowskie UE same  będą decydować, czy zezwolić, czy też zabronić uprawy roślin genetycznie  modyfikowanych na swoim terytorium (lub na jego części) - takie jest  oficjalne stanowisko Komisji Europejskiej. Jeśli jednak nawet jakiś rząd  zakaże uprawy GMO, to nie będzie mógł zakazać importu i handlu  dopuszczonymi w UE organizmami modyfikowanymi. Chodzi przede wszystkim o  kukurydzę, soję czy bawełnę (w UE uprawia się tylko modyfikowaną  kukurydzę i ziemniaki, podczas gdy np. w USA i Ameryce Południowej  takich gatunków roślin jest o wiele więcej).
Stanowisko Brukseli  wywołało niezadowolenie ministrów rolnictwa, bo nie załatwia ono  problemu GMO. - Propozycja Komisji jest sprzeczna z zasadami unijnego  rynku wewnętrznego - mówił w imieniu Niemiec sekretarz stanu ds.  rolnictwa Robert Kloos. I takie samo było zdanie wielu innych rządów.  Polska od początku nie zgadza się z tym, aby KE uchylała się od  podejmowania decyzji. - Komisja chce zrzucić odpowiedzialność za GMO na  rządy państw członkowskich i grozi to tym, że na terenie takich państw  jak Polska obowiązywałby zakaz upraw roślin modyfikowanych genetycznie, a  gdzie indziej takiego zakazu by nie było - wyjaśniał stanowisko naszego  kraju minister rolnictwa Marek Sawicki. W różnych krajach członkowskich  UE obowiązywałyby zatem odmienne przepisy choćby w zakresie produkcji  pasz, co spowodowałoby zróżnicowanie warunków prowadzenia hodowli  zwierząt. Polska w tym zakresie ma mocne poparcie m.in. ze strony  ministra rolnictwa Francji Bruno Le Maire'a i jego kolegi z Włoch  Giancarlo Galana. Argumentowali oni, że KE chce podważyć zasady Wspólnej  Polityki Rolnej. Także Austria chce wprowadzenia jednolitego unijnego  prawa w zakresie GMO, oczywiście opowiadając się za zakazem takich  upraw. Komisja nie zamierza jak na razie zmieniać stanowiska, choć  komisarze mówią, że to dopiero początek dyskusji. Teoretycznie wszystko  jest jeszcze możliwe. Na pewno jednak już teraz widać, że w UE rośnie  liczba krajów gotowych głosować za zakazem GMO w rolnictwie. 
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-09-29
Autor: jc