Bruksela blokuje stocznię
Treść
Chociaż plan restrukturyzacji Stoczni Gdańsk został wysłany do Komisji  Europejskiej w grudniu ubiegłego roku, to jednak decyzja o przyjęciu programu  się opóźnia. Z tego powodu stocznia traci miesięcznie 1,5 mln złotych. Zakład  produkuje statki, ale armatorzy zwlekają z zawieraniem nowych umów, ponieważ  nikt nie będzie podpisywał kontraktów ze spółką, której przyszłość jest  niepewna.
Restrukturyzacja zakłada m.in. udzielenie stoczni pomocy  publicznej w wysokości 150 mln zł na pokrycie starych zobowiązań  publicznoprawnych (np. ZUS). Na skutek braku zgody na plan stocznia traci  miesięcznie ok. 1,5 mln zł z powodu odsetek od niezapłaconych długów. - Z każdym  dniem rosną odsetki. Rząd obiecał nam 150 mln zł, ale to jest suma na pokrycie  długów według stanu na listopad ubiegłego roku - wyjaśnia Jacek Łęski, rzecznik  ISD Polska, właściciela stoczni w Gdańsku. ISD wysłał do Brukseli dodatkowe  wyjaśnienia w sprawie programu restrukturyzacji, dotyczyły one m.in. daty  zamknięcia poszczególnych pochylni, kwestii płatności zaległego VAT,  wykorzystania nowej pomocy publicznej. Związkowcy się obawiają, że  restrukturyzacja doprowadzi do zamknięcia pochylni służących do wodowania  statków, co doprowadzi do likwidacji produkcji okrętowej w zakładzie. -  Nieoficjalnie dochodzą do nas głosy, że UE żąda zamknięcia wszystkich pochylni,  na co nie możemy się zgodzić - podkreśla Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący  "Solidarności" Stoczni Gdańsk.
Jacek Łęski uspokaja, twierdząc, że zamknięcie  pochylni będzie uzależnione od sytuacji rynkowej i ceny innych środków  wodowania. - Pochylnie to przestarzały środek wodowania i znajdują się one na  gruntach nienależących do stoczni, dlatego i tak należałoby z nich zrezygnować i  zastąpić je nowszym środkiem wodowania, jakim jest np. dok pływający - tłumaczy  rzecznik ISD. Problem polega jednak na tym - jak podkreśla Guzikiewicz - że  dzierżawa upłynie w 2012 roku. Ciągły brak decyzji KE uniemożliwia zaś podjęcie  działań inwestycyjnych. - Dopóki nie mamy decyzji KE, to wszystkie plany  pozostają na papierze - przyznaje Łęski.
Kiedy KE ustosunkuje się do  przesłanych jej odpowiedzi i podejmie decyzję na temat losów gdańskiej firmy -  nie wiadomo, ponieważ nie ma wyznaczonej prawnie daty zobowiązującej ją do  takich działań.
Związkowcy obawiają się także mało zdecydowanej postawy rządu  Donalda Tuska, którą ten zademonstrował w czasie negocjacji na temat losów  stoczni w Szczecinie i Gdyni. - Przecież KE nie wydała rządowi oficjalnie  żadnego dokumentu odnośnie do zwrotu pomocy publicznej dla tych stoczni -  twierdzi Guzikiewicz. Według niego, decyzje wydane i dotyczące zakwestionowanej  przez KE pomocy publicznej można zaskarżyć w odpowiednich sądach, jak "robiono w  Hiszpanii i Niemczech i wygrywano". 
Tymczasem stocznia, mimo kryzysu, ma  perspektywy rozwoju. - Chcemy dywersyfikować produkcję i oprócz urządzeń do  elektrowni wiatrowych oraz około 6-7 statków handlowych rocznie, wytwarzać także  gazowce. Nawiązano już współpracę z włoskim inwestorem i w tej chwili odbywa się  produkcja 2 gazowców - ocenia Karol Guzikiewicz. Dodaje on, że Polska, budując  gazoport, też będzie potrzebować takich statków.
Paweł Tunia
"Nasz Dziennik" 2009-02-24
Autor: wa