Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Brudna gra Schroedera

Treść

W ramach walki z "dumpingiem płacowym" rząd niemiecki pod przewodnictwem Gerharda Schroedera przygotował nowelizację ustawy o zatrudnianiu tzw. pracowników oddelegowanych, która ma skutecznie zablokować napływ tańszych robotników z Europy Środkowej i Wschodniej na niemiecki rynek.
Rządowy projekt przewiduje wprowadzenie obowiązkowych minimalnych płac we wszystkich branżach, a nie tak, jak to było do tej pory, jedynie w budowlanej, malarskiej, lakierniczej czy np. dekarskiej. W praktyce może to oznaczać dla polskich usługodawców zamknięcie niemieckiego rynku pracy. - Tylko w ten sposób możemy zahamować zabójczą dla naszych usług nieuczciwą konkurencję - stwierdził federalny minister gospodarki Wolfgang Clement.
Są to zbyt ogólnikowe i zbyt pochopne oskarżenia, gdyż polscy usługodawcy w wielu branżach legalnie rejestrują się w regionalnych niemieckich Izbach Rzemieślniczych jako samodzielne firmy i prowadzą działalność gospodarczą w tym kraju. Niemcy zarzucają, iż polscy i niemieccy rzemieślnicy nie są równymi konkurentami, ponieważ polscy rzemieślnicy najczęściej pracują w pojedynkę jako samodzielne firmy, świadczenia socjalne i podatki płacą w Polsce i dlatego mają mniejsze koszty pracy. Natomiast niemieccy rzemieślnicy najczęściej zatrudniają pracowników. Dlatego polscy rzemieślnicy, którzy są bezpośrednimi wykonawcami usług, są w stanie tę samą pracę wykonać nie za 40 euro za godzinę (tyle żądają niemieckie firmy), ale za 8-10 euro. Chociaż z tego powodu są bardziej konkurencyjni, to jednak trudno mieć do nich o to pretensje.
Mimo że przedstawiciele niemieckich władz usiłują wmówić, że Polacy łamią prawo, nic takiego nie ma miejsca. Przyznał to pośrednio Georg Andres, sekretarz stanu w ministerstwie gospodarki, który z rozbrajającą szczerością stwierdził m.in., że rząd nie może "spokojnie przyglądać się", jak pracownicy z państw Europy Środkowej i Wschodniej "szkodzą" niemieckiemu rynkowi pracy.
Niemieckie władze zapowiadają zaostrzenie walki z "nielegalnym" (sic!) zatrudnieniem i bezczelnie domagają się, aby Polska i inne kraje środkowo- i wschodnioeuropejskie współpracowały z Niemcami w szkodzeniu interesom własnych obywateli, którzy legalnie działają na niemieckim rynku usług. Pierwszym krokiem ma być szczegółowa kontrola polskich przedsiębiorców działających na niemieckim rynku usługowym. Ponadto Niemcy przekazały Polsce listę ok. 70 firm, które są podejrzane o naruszenie przepisów dotyczących świadczenia usług u naszych zachodnich sąsiadów, z prośbą, aby zostały one w naszym kraju skontrolowane.
Wydaje się, że nieuczciwymi praktykami niemieckich władz powinna zająć się Bruksela - tym bardziej że inicjatywy Berlina idą wbrew podstawowym założeniom polityki Unii Europejskiej - zgodnie z którymi miała następować stopniowa liberalizacja na europejskim rynku usługowym, czyli swobodny nieograniczony przepływ usług z jednego kraju do drugiego. Niemcy, które mogą liczyć na poparcie Francji, idą zupełnie w odwrotnym kierunku.
Na szczęście proponowanych przez lewicowy rząd regulacji prawnych nie popiera wielu Niemców, dla których korzystanie z usług cudzoziemskich rzemieślników oznacza znaczne oszczędności w budżetach domowych czy firmowych, a coraz częściej wiąże się z tym wyższa jakość usług. Opozycja już zapowiedziała, iż w Bundesracie, gdzie posiada większość, a gdzie nowe przepisy muszą uzyskać akceptację, nie poprze tej ustawy. Niemcy ostro krytykują plany rządu Schroedera również dlatego, że tego typu rozwiązania są nie tylko nieproduktywne, ale także zwykle prowadzą do jeszcze większego rozbudowania zbędnej biurokracji.
Waldemar Maszewski, Hamburg



Kłamliwa propaganda
Aby wzmocnić swoje stanowisko, Berlin zarzuca usługodawcom z nowych państw UE, że stosują "dumping płacowy". Otóż jest to całkowita nieprawda, ponieważ z dumpingiem mamy do czynienia, gdy dany podmiot gospodarczy działa poniżej kosztów prowadzonej przez siebie działalności. Zarzuty są więc nie tylko kłamliwe, ale także w tej sytuacji całkowicie absurdalne, ponieważ polskich usługodawców, którzy - jak podkreślają sami Niemcy - często stanowią jednoosobowe firmy, nie stać na tak kosztowną i nielegalną wojnę ekonomiczną. Że nie jest to dumping, przyznaje swoimi działaniami Berlin, który nie ma prawnych podstaw, aby wprowadzić zakaz działalności dla tanich usługodawców z nowych państw UE, lecz manipuluje przy obowiązujących obecnie przepisach. Berlin po prostu nie chce przyjąć do wiadomości faktu, że nadszedł najwyższy czas, aby postawić w stan upadłości kosztowne w utrzymaniu "przedsiębiorstwo socjalizm", co wreszcie pozwoliłoby niemieckim przedsiębiorcom obniżyć koszty działalności gospodarczej.
KWM

"Nasz Dziennik" 2005-04-29

Autor: ab