Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Brazylia poza zasięgiem

Treść

Polscy siatkarze powinni wczoraj walczyć o pierwsze miejsce prestiżowej Ligi Światowej. W sobotnim półfinałowym pojedynku z Serbią i Czarnogórą prowadzili bowiem 2:0 w setach i 22:18 w partii trzeciej. Sukces był na wyciągnięcie ręki, a jednak nasi po niego nie sięgnęli. Wygrany, zdawało się, mecz przegrali 2:3 (26:24, 25:19, 23:25, 20:25, 8:15) i pozostała im walka o trzecie miejsce. Niestety, Polacy w pojedynku o brąz ulegli Kubie 2:3 (23:25, 25:22, 26:24, 18:25, 13:15). W finale Brazylia pokonała Serbię i Czarnogórę 3:1 (14:25, 25:14, 25:19, 25:16).
Sobotni mecz z Serbami dostarczył ogromu emocji, a jego dramaturgią można by obdzielić kilka innych spotkań. Choć gospodarze mieli za sobą prawie 10 tysięcy fanatycznych kibiców, przez długie minuty słyszana była kilkusetosobowa grupa fanów znad Wisły. Wszystko przez naszych siatkarzy, którzy grali doskonale, zaskakując faworyzowanych rywali. Pierwsza partia była jeszcze wyrównana (choć przez prawie cały czas inicjatywa należała do naszych), jej losy ważyły się długo, dopiero w końcówce dwie nieudane akcje Ivana Miljkovica przechyliły szalę na naszą stronę. Polska prowadziła 1:0, ale był to dopiero wstęp do kapitalnego popisu, jaki Biało-Czerwoni dali w kolejnej odsłonie. Gdy przy stanie 12:14 Miljkovic został po raz kolejny powstrzymany przez podopiecznych Raula Lozano, w jego oczach widać było bezradność i niepokój. Stan ten szybko udzielił się i kolegom z drużyny, którzy nie byli w stanie powstrzymać perfekcyjnie funkcjonującej maszynerii polskiej ekipy. Naszym wychodziło niemalże wszystko, świetnie zagrywali, grali blokiem, ataki Mariusza Wlazłego (w sobotę zdobył 20 punktów, Arkadiusz Gołaś 11) siały zniszczenie po drugiej stronie boiska. Przy stanie 21:17 gospodarze zrezygnowali. Poddali się.
W tym momencie wydawało się, że nikt i nic nie odbierze Polakom zwycięstwa. Zwłaszcza że na początku trzeciego seta prowadzili już 6:1, po kilkunastu minutach 22:18. Załamany trener Lubomir Travica posadził na ławce rezerwowych zwykle niezastąpionego kapitana Nikolę Grbicia, nasi uznali, że mecz jest rozstrzygnięty. Uznali i w ich grę wdarła się nonszalancja, zbytnia pewność siebie, lekceważenie przeciwnika. Serbowie są zbyt dobrą i doświadczoną drużyną, by tego nie zauważyć - zwarli szeregi, rzucili wszystko na jedną kartę i seta obronili. Szybko wyrównali na 22:22, kolejny punkt zdobył co prawda Wlazły, ale końcówka należała już do gospodarzy. Serbowie złapali wiatr w żagle, naszym niepowodzenie podcięło skrzydła. Choć próbowali, starali się, nie byli już w stanie odwrócić losów pojedynku. Czwartą odsłonę przegrali wyraźnie, w tie-breaku walczyli tylko do zmiany. Potem rywale uzyskali przewagę, której już nie oddali. Fantastycznie spisywał się Miljkovic, który z 32 swoich punktów aż 22 zdobył w trzech ostatnich setach.
Polacy po meczu długo leżeli na parkiecie załamani, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Musieli jednak szybko się pozbierać, bo następnego dnia grali z Kubą o trzecie miejsce. Grali i znów byli blisko. Niestety, w kolejnym pięciosetowym pojedynku uznali wyższość rywala - przegrali 2:3 (23:25, 25:22, 26:24, 18:25, 13:15). Na nic zdała się świetna postawa Piotra Gruszki (22 pkt), Polacy jako zespół prezentowali się gorzej, mieli ogromne problemy z odbiorem zagrywki Kubańczyków, przegrali zasłużenie.
W wielkim finale spotkali się Serbowie z Brazylijczykami. Po pierwszym secie zanosiło się na pogrom gości, w kolejnych takowy nastąpił - ale gospodarzy. Piotr Skrobisz

"Nasz Dziennik" 2005-07-11

Autor: ab