Brak polityki energetycznej może pogrzebać Nabucco
Treść
Unia Europejska deklaruje działania zmierzające do poprawienia bezpieczeństwa energetycznego regionu, tymczasem wciąż brak jej zdeterminowanych posunięć w celu przeforsowania sztandarowego projektu gazowego - Nabucco. Komisji Europejskiej zarzuca się, że straciła 10 lat, by rozpocząć prace nad tym projektem, a jak na razie nie widać nawet wspólnej woli "27".
- UE pod względem prac nad Nabucco jak dotychczas bardzo słabo zdaje egzamin, dlatego ten projekt nie może ruszyć z miejsca - informuje Konrad Szymański, poseł do Parlamentu Europejskiego (UEN). W ubiegłym tygodniu podczas szczytu energetycznego w Pradze Kazachstan, Turkmenistan i Uzbekistan nie podpisały deklaracji unijnej, która wzywa sygnatariuszy, aby zobowiązali się do wypełnienia długoterminowych umów dotyczących budowy gazociągów i rozwiązali kwestie sporne opóźniające projekty energetyczne. Zdaniem Szymańskiego, przedstawiciele tych państw zdają sobie sprawę z tego, że kraje wspólnoty są podzielone, o czym świadczą podpisane choćby przez Węgry, Grecję i Bułgarię porozumienia w sprawie Gazociągu Południowego, który jest bezpośrednią konkurencją dla Nabucco, co jest powodem dalszego oczekiwania. - Wszystko jest w rękach wspólnoty, jeśli nadal będzie się wahać co do tego projektu, to nic z tego nie będzie i otworzymy drzwi do jeszcze silniejszego uzależnienia Europy od rosyjskiego gazu - mówi Szymański.
Tymczasem Tomasz Chmal, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa energetycznego z Instytutu Sobieskiego, tłumaczy, że Komisja Europejska nie ma łatwego zadania, ponieważ "ma 27 rządów narodowych, z którymi musi konsultować tę sprawę". Jedne są przychylne temu projektowi, inne uważają, że mają lepsze pomysły i nie stanowi dla nich problemu kupno stu procent dostaw gazu z Rosji. Jego zdaniem, Kazachstan, Turkmenistan i Uzbekistan są nadal mocno związane ze strefą wpływów Moskwy. - Firmy i głowy tych państw nie zdecydowały się na podpis, ponieważ nie chcą narazić się Moskwie - twierdzi. Zdaniem eksperta, na przywódcach europejskich ciąży odpowiedzialność, by kraje Azji Centralnej przekonać do tego projektu, jednak ostrzega, że rozmowy będą bardzo trudne, ponieważ historycznie i kulturowo państwa te mają więcej wspólnego z Rosją niż ze Wspólnotą Europejską. - Wszystkie te kraje mają poczucie swojej kluczowej wagi dla powodzenia projektu Nabucco, dlatego podwyższają swoją polityczną cenę wejścia w ten projekt - podaje kolejny powód niepowodzenia Konrad Szymański. - W tych krajach rozgrywa się główna partia o strefę wpływów między Rosją a Europą - dodaje.
Zdaniem Tomasza Chmala, powinny zostać rozpoczęte indywidualne spotkania delegacji Komisji Europejskiej w państwach Azji Środkowej, tak by konkretnymi argumentami przekonać tych partnerów do wznowienia rozmów dotyczących Nabucco. - Każde z tych państw patrzy na swój interes i kieruje się własnym interesem, co oznacza, że wykonać należy prace gospodarcze i również dyplomatyczne - mówi Chmal. - Kazachowie próbują grać z Rosją, Chinami i Europą, Turkmeni z Rosją i Europą, więc jest to kwestia przekonywania i dalszych kroków dyplomatycznych, by stworzyć lepszą ofertę od tej, którą przedstawia Moskwa - dodaje. Wyraża również obawy, że jeśli te propozycje będą gorsze, niepewne lub za mało w nich będzie konkretów, to tym bardziej kraje te nie będą przekonane do współpracy z UE. Komisarze podczas szczytu w Pradze ostrzegli, że Wspólnota musi działać szybko, ponieważ z czasem szanse będą się zmniejszać. Ich zdaniem, istnieje zagrożenie, iż "kraje dostawcy podpiszą umowy z Rosją i Chinami". Według eksperta, niepowodzenie nie jest powodem, by się poddawać, co byłoby bardzo złym znakiem. - Mówienie, że z czasem będzie jeszcze trudniej, świadczy o tym, iż jesteśmy słabi, a z czasem będziemy jeszcze słabsi; mamy mało argumentów, a za chwilę będzie ich jeszcze mniej - mówi Chmal. - Jest to argumentacja słabego albo kogoś, kto nie chce zrealizować planu, podmiotu, który nie wierzy w swoje możliwości - twierdzi. Jego zdaniem, potrzebne są delegacje i ustalenia, czy na tych warunkach jest szansa podpisania deklaracji, "w przeciwnym wypadku należy dać sobie spokój z opowieścią o bezpieczeństwie energetycznym, dywersyfikacji szlaków transportowych i o basenie Morza Kaspijskiego". - Trzeba wprost powiedzieć, że nie ma sensu mydlić oczu, tworzyć kolejnych spotkań, narad, trzeba dać spokój dywagacjom i opowiadaniu o projekcie bez jego realizacji - mówi Chmal.
Ekspert z Instytutu Sobieskiego uważa, że "jeżeli KE chce się poddać, to niech to zrobi, ogłaszając akt kapitulacji". - Niech rozwiąże departament energetyki, który nie jest nikomu potrzebny, zwolni komisarza ds. energetyki i pozostawi energetykę jako wyłączną domenę państw narodowych - twierdzi.
Bardzo krytycznie prace Komisji Europejskiej ocenia również Konrad Szymański, który zarzuca UE brak wspólnej woli politycznej. Europoseł mówi, że Unia straciła 10 lat, by rozpocząć prace nad tym projektem, a pierwsze asygnowane fundusze na dokumentację techniczną zostały przekazane dopiero po kryzysie gazowym na granicy ukraińsko-rosyjskiej, który niewątpliwie się do tego przyczynił. - Unia oficjalnie deklaruje zainteresowanie bezpieczeństwem energetycznym, jednocześnie to, co jest w stanie zrobić, to inwestować w energię odnawialną i energooszczędność - mówi Szymański. Jego zdaniem, "jest to mydlenie oczu Europejczykom", ponieważ ani energooszczędność, ani energia ze źródeł odnawialnych nie zlikwiduje problemu europejskiej zależności od Rosji. - Jeśli UE chce uniknąć kompromitacji, powinna czym prędzej zabrać się za budowanie silnej infrastruktury, z gazociągiem Nabucco na czele - dodaje.
Gazociąg Nabucco ma liczyć 3,3 tys. km i biec przez terytorium Turcji, Bułgarii, Rumunii i Węgier do Austrii. Zaopatrywałby Europę w gaz pochodzący z regionu Morza Kaspijskiego lub z Azji Środkowej. Gazociągiem łączącym Morze Kaspijskie z Europą i centrum dystrybucyjnym w Baumgarten w Austrii płynąć ma docelowo 31 miliardów metrów sześciennych "błękitnego paliwa" rocznie. Nabucco jest wspólnym projektem Unii Europejskiej, polegającej dotychczas głównie na dostawach gazu z Rosji, Algierii i Norwegii. Po zakończeniu inwestycji surowiec ma być dostarczany także np. z Iranu, Iraku, Turkmenistanu czy Azerbejdżanu.
Wojciech Kobryń
"Nasz Dziennik" 2009-05-15
Autor: wa