Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Boże Narodzenie w sztuce polskiej

Treść

Po wielkim oczekiwaniu od dwu tysięcy lat nieodmiennie rozbłyska wigilijna gwiazda. Jej blask chyba najpełniej można dostrzec w sztuce i to nie tej najbardziej wyrafinowanej, ale najprostszej, często anonimowej, wypływającej rzeką szczerości z głębi serc. Myślę tu przede wszystkim o kolędach, które w polskiej tradycji mają szczególne miejsce od co najmniej XV wieku. Pisali je i komponowali nasi najmniejsi i najwięksi twórcy.
Gwiazda betlejemska stała się inspiracją dla Teofila Lenartowicza, jego jest przecież "Mizerna cicha, stajenka licha", Piotra Skargi, który napisał "W żłobie leży, któż pobieży", czy Franciszka Karpińskiego, autora naszej najbardziej znanej kolędy "Bóg się rodzi", opowiadającej największą prawdę o Bogu-człowieku. Artur Oppman (Or-Ot) w swojej "Wigilii" pisał:

Stara pieśni kolędowa
Święć się, święć się wieczne lata!
Zawsze żywa, zawsze nowa
I w serdeczną treść bogata!

Z tobą anioł w białej szacie
I przeczysta schodzi wiara!
Święć się, święć się w naszej chacie,
Kolędowa pieśni stara! (...)

Polskie kolędy, bez których nie sposób sobie wyobrazić Świąt Bożego Narodzenia, zwykle były układane do melodii popularnych tańców. Najczęściej pobrzmiewa w nich chodzony, prawzór poloneza, potem krakowiak, oberek, kujawiak, mazur, mazurek. Nawet Chopin wplótł kolędy do swej twórczości. W jego scherzu h-mol op. 20, w centralnej części utworu słychać kolędę-kołysankę "Lulajże, Jezuniu". Teksty kolęd niosły często obok treści religijnych także patriotyczne - powstał ich szczególny rodzaj, charakterystyczny dla czasów niepokojów i walk o wyzwolenie Ojczyzny. Taka jest "kolęda patriotyczna", napisana przez Józefa Teslara w 1914 r. To wielkie oczekiwanie na Narodzenie Pańskie szczególnie wyraźnie dostrzegane było właśnie w Polsce pośród mroków przeróżnych okupacji. Tryumfalne "Bóg się rodzi, moc truchleje!" nadawało potem właściwą perspektywę dręczącej nas codzienności, pozwalając dostrzec prawdziwe wartości w otaczającym nas chaosie.
Wielki śpiew wybuchał przez wieki z polskich piersi i niósł się nadzieją nad cierpiącą ziemią. Trudno się dziwić, że ślady wielkiego wydarzenia znajdujemy w polskiej literaturze wyrażającej nasze przywiązanie do Boga i Ojczyzny. Przykładem niech będzie "Kolęda" Jana Lechonia:

Myślał wczoraj coś Pan Bóg z zasępionym czołem,
A potem się zamknęli z wielkim Archaniołem
I w największym sekrecie coś radzili o świecie:
Archanioł wracał z nieba z obliczem wesołem.

(...)
Stanął we drzwiach i rzeknie głośno: "Pochwalony!
Witaj cudna Waćpanno! Z górnej idę strony!
Wielka Tobie nowina! Będziesz Panno mieć syna!
Bóg każe Ci Królową polskiej być Korony!"

Upuściła Panienka haft, zmieszana srodze,
Archanioł pomógł usiąść na krześle niebodze.
Srebrnym skrzydłem Jej skronie dla ochłody owionie,
A Panna dała słodkim łzom radości wodze.

Święty Józef chciał gościa prosić na kusztyczek,
Na miód stary, z rodowych wyjęty piwniczek,
I mówi o splendorze: "Gość taki w biednym dworze!"
Panna szyje pieluszki z bielutkich spódniczek.

Rano Pan Bóg Jej posłał pereł pełną skrzynię,
Na dwór dać Chrystusowi kazał ochmistrzynię.
Matka Boska giezłeczko szyje złotą igłeczką
I śpiewa Chrystusowi: "Płynie Wisła, płynie".
Tę adaptację cudownej historii do polskiej rzeczywistości odnajdujemy także w malarstwie i rytownictwie. Warto tu przypomnieć wspaniałe rysunki Elwira Andriollego, według których wykonywano potem sztychy przedstawiające stół wigilijny, dzielenie się opłatkiem, chodzenie z gwiazdą lub polskie jasełka (w literaturze najpełniej wyrażone przez Lucjana Rydla), czy "Szopki" Kazimierza Sichulskiego, a także "Polskę" Michała Borucińskiego, przedstawiającą naszą przydrożną kapliczkę, w której właśnie dokonało się Boże Narodzenie. Kapliczką jest właściwie bróg ze słomianym dachem wspartym na brzozowych kołach i pokrytym ośnieżoną strzechą, zaś Święta Rodzina to: bosa Chłopka w łowickim stroju i Chłop w kożuchu troskliwie nachylający się nad Dzieciątkiem. Przed nimi zatrzymał się właśnie korowód królów polskich niosących Maleństwu największe z ziemskich darów - insygnia władzy monarszej. Za nimi kroczą dostojnicy i husarzy. Motyw symbolicznego zawierzenia Polski Bożej opiece pojawiał się dawniej także często na świątecznych kartkach pocztowych, które podobnie jak kolędy tworzone były najczęściej przez mniej znanych artystów, chociaż trafiali się wśród nich także tak znani, jak Tetmajer, Stryjeńska, Stachiewicz czy Uniechowski. Kartki te właściwie były (i są jeszcze) pierwszymi zwiastunami świąt. Przedstawiały ośnieżoną wieś, przez którą idzie Najświętsza Panna z Dzieckiem otulonym żebraczą chustą, aniołów z kolędą na ustach wznoszących się nad uśpioną i biedną ziemią, kolędników idących w zawieję, by przynieść radość do naszego domu, szopki, kościoła tuż przed Pasterką, a także wigilijny stół.
"Wigilia!... Dziwny urok kryje się dla nas w tym jednym prostym słowie. Wzrusza ono i rozrzewnia, czarem wspomnień przemawia do duszy. Na dźwięk tego wyrazu wybladłe od wielu lat barwy ożywiają się, zatarte i rozwiane obrazy stają przed nami w swej dawnej postaci" - pisał Władysław Bukowiński. Obrzęd wigilijny opisywał także Wincenty Pol:

Jak obrządek każe dzienny,
Snopy wnosi sam gumienny;
Bo trza chleba do wesela -
W pamięć żłobu Zbawiciela, -
I po kątach snopy stawi
I coś z cicha błogosławi.(...)
Przełamali się pospołu -
I stanęli koło stołu -
A trzy krzesła polskim strojem
Koło stołu stoją próżne;
I z opłatkiem każdy swoim
Idzie do nich spłacać dłużne:
I pokłada na talerzu
Anielskiego chleba kruchy;
Bo w tych krzesłach siedzą duchy...
Powróćmy do starych kartek pocztowych; są na nich sanie, śnieg, serdeczne ciepło świateł domowych okien i symbole narodowe. Wiele z tych obrazków to skondensowana historia, snuta na tle wielkiego wydarzenia. Oto na kartce malowanej przez nieznanego artystę dzieląca się właśnie opłatkiem rodzina zastygła w bezruchu, bo w drzwiach stanął nieoczekiwany gość. Trudno rozeznać kto to, gdyż blask świec płonących na stole nie docierał do drzwi... Być może to samotny człowiek, którego odrzucili nawet najbliżsi albo ten, na którego powrót wyczekiwano przez wiele lat i który właśnie powrócił z tureckiej niewoli, jak w opowiadaniu A. Świrszczyńskiej "Wigilia w modrzewiowym dworku", albo może brat przyszedł się pogodzić wreszcie z bratem jak "W starych gawędach i obrazach" Kazimierza Wójcickiego. A może to gość najmniej oczekiwany, opisany w "Naszych warowniach i grodach" przez Walerię Szalayównę w opowieści o zamku w Rytrze.
Oto jej fragment:
"Straszne i krwawe to były czasy. Gad krzyżacki urósł w potęgę i szarpał ziemię polską, co go przygarnęła gościnnie. (...) Ciągłe krzywdy i okrucieństwa krzyżackie budziły w sercach zaciekłość nieubłaganą, tłumiły uczucie litości i miłosierdzia nad wrogiem. Taką śmiertelną nienawiścią do Krzyżaków pałał Bojomir - rycerz możny i bardzo waleczny - i nic dziwnego; Krzyżacy porwali mu przed laty synka maleńkiego i słuch zaginął o dziecku. (...) Darmo ojciec nieszczęsny kołatał do serc krzyżackich, darmo król sam mistrza wielkiego pytał; przebiegły wróg wyparł się wszystkiego - chłopię zginęło, jak kamień w wodę... Rycerz zastygł w boleści swojej, tylko w sercu pozostała mu zaciętość straszna ku wrogom, co skrzywdzili go tak okrutnie. Rycerski i szlachetny zazwyczaj, stawał się dzikim i okrutnym, gdy szło o Krzyżaków. (...) Z jednej z wypraw na wroga Bojomir wrócił aż na Święta Godów (Bożego Narodzenia). Wpadli szumnie, z zbroic chrzęstem i dźwiękiem rogów, łupów i jeńców wiodąc niemało. Zaraz też drużyna cała po domach się rozbiegła, by ze swoimi wieczerzę świętą spożyć, kapłan zaś (przyjaciel rycerza) na zamek pospieszył. Cicho tam było i głucho. Bojomir siedział samotny z twarzą w dłoniach ukrytą, rozpamiętywał wigilie one, gdy bliskich i ukochanych miał przy sobie... W tej chwili drzwi się uchyliły i stanął w nich człek ponury, olbrzymiej postawy.
- Czego chcesz? - spytał krótko Bojomir.
- Wasza miłość!... - zaczął niepewnym głosem przybysz - jeden z jeńców rannym jest ciężko...
- Więc cóż? - rzucił szorstko rycerz. - Tym prędzej zginie. Do lochu z nim!
- Wasza miłość!... nie godzi się... taka noc święta... Toż i zwierzęciu nawet krzywdy dziś czynić nie można... Dozwólcie panie, bym mu rany opatrzył i przetrzymał u siebie, póki nie ozdrowieje.
W tej chwili kapłan przysunął się do gospodarza.
- Synu mój - szepnął - to noc święta, noc przebaczenia... uczyń ofiarę z zemsty swej Dzieciątku Najświętszemu i o miłosierdzie Go proś nad sobą!
Rycerz milczał, walcząc z nienawiścią, która burzyła mu się w duszy, strażnik spojrzał nań błagalnie.
- Panie - rzekł - to chłopię młodziuchne... Miejcie litość nad nim.
Bojomir wahał się jeszcze, wreszcie podniósł oczy spokojne, poważne, snać lepsze uczucia zwyciężyły.
- Przyprowadź go tu - rzekł. - Sam rany mu opatrzę. (...)
Nie skończył jeszcze, a już rycerz podskoczył ku niemu blady jak płótno.
- Ktoś ty?... Na Boga! Ktoś ty? - krzyknął.
Ale chłopak nie odrzekł już nic, siły opuściły go i zwisnął wpółomdlały na ręku strażnika. Bojomir rozerwał szaty na piersi jeńca, na której błysnął krzyżyk maleńki złoty. Rycerz ujrzawszy go, nie pytał już więcej, tylko z okrzykiem głośnym chwycił jeńca w ramiona, tuląc do piersi i obsypując pocałunkami.
- Jaśko. Mój Jaśko! - powtarzał, łkając z radości".

Ten sam dzwon wzywał na Pasterkę chłopów idących do kościoła w Reymontowskich Lipcach.
Tak zaczynały się właściwe święta, których obchody trwały w dawnej Polsce aż do Popielca. Szczególnie świętowano początek Nowego Roku, który rozumiano jako odrodzenie się człowieczeństwa, co pięknie przedstawił Jan Kochanowski w swojej "Kolędzie":

Tobie bądź chwała Panie wszego świata;
Żeś nam doczekać dał nowego lata;
Daj byśmy się i sami odnowili,
Grzech porzuciwszy w niewinności żyli.
Łaska Twa święta niechaj będzie z nami,
Bo nic dobrego nie uczynim sami:
Mnóż w nas nadzieję, przysporz prawej wiary;
Niech uważamy Twe prawdziwe dary,
Użycz pokoju nam i świętej zgody,
Niech się nas boją pogańskie narody,
A Ty nas nie chciej odstępować Panie;
I owszem, racz nam dopomagać na nie.
Błogosław ziemi w twej szczodrobliwości,
Niechaj nam dawa dostatek żywności,
Uchowaj głodu i powietrza złego:
Daj wszystko dobre z miłosierdzia swego.
Ryszard Sziler

"Nasz Dziennik" 2005-12-25

Autor: mj