Bomba w centrum Ankary
Treść
Co najmniej dwie osoby zginęły, a 20 kolejnych zostało rannych w wybuchu, który wczoraj rano wstrząsnął centrum Ankary, stolicy Turcji. Jak informują media, do eksplozji doszło niedaleko siedziby władz państwowych w dzielnicy Kizilay.
Na razie jednak liczba ofiar jest niepotwierdzona, gdyż poszczególne źródła podają różne, często sprzeczne informacje. Według przedstawicieli władz, nikt nie zginął, choć wiele osób zostało ciężko rannych. Wicepremier Turcji Bulent Arinc, potwierdzając wybuch bomby, zaznaczył, że z jego informacji wynika, iż rannych jest 15 osób. Inne dane podają jednak media, które mówią o 2 ofiarach śmiertelnych i co najmniej 20 rannych. Rozbieżność panuje także w kwestii samego miejsca eksplozji. Telewizja CNN-Turk, powołując się na anonimowego przedstawiciela tureckiego MSW, twierdzi, że ładunek eksplodował w mikrobusie zaparkowanym w śródmiejskiej dzielnicy Kizilay, gdzie mieszczą się siedziby tureckich władz. Źródło to dodaje, że blisko 20 rannych zostało przewiezionych do pobliskich szpitali. Z kolei agencja Associated Press podaje, że do wybuchu doszło przed jedną ze szkół średnich. Uspokaja jednak, że żadnemu z uczniów nic się nie stało. Agencja cytuje nawet świadków, którzy twierdzą, iż nie było żadnego wybuchu bomby, a pożar spowodował rzucony na samochody z pobliskiego budynku płonący kanister z benzyną. Telewizje od rana pokazywały zdjęcia kilku płonących samochodów i budynki z powybijanymi szybami. Jak podkreśla telewizja BBC, na szczęście ogień został już ugaszony. Przez kilka godzin nad miastem unosiły się jednak słupy czarnego dymu.
Miejsce eksplozji zostało otoczone policyjnym kordonem. I choć na razie nikt nie przyznał się do zamachu, to cytowana przez PAP agencja informacyjna Dogan, powołując się na straż pożarną, podała, że chwilę po zdarzeniu policja zatrzymała w pobliżu podejrzaną kobietę. Telewizja BBC przypomina, że w ostatnich latach zamachów w Turcji dokonywały ugrupowania kurdyjskich, lewicowych i islamistycznych bojowników.
Prezydent Turcji Abdullah Gźl w wystąpieniu telewizyjnym zapewnił obywateli, że państwo nie podda się terrorystom i nie da się zastraszyć. Podkreślił, że ataku nie dokonali zwykli przestępcy, ale właśnie terroryści. Wystąpienie głowy państwa ma dowodzić, że władze wiedzą, kto dokonał zamachu i że zrobili to najpewniej Kurdowie, od dziesięcioleci walczący o niepodległość Kurdystanu. Tymczasem władze Turcji konsekwentnie, bez względu na to, kto rządził, nigdy nie uznawały i nie uznają Kurdów za mniejszość narodową.
Marta Ziarnik
Nasz Dziennik 2011-09-21
Autor: au