Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Bokserek" wie, jak było naprawdę?

Treść

Pełnomocnicy rodziny Olewników liczą się z tym, że pochowano ciało innej ofiary, a nie Krzysztofa. - Przewidujemy czarny scenariusz, którym może być fakt, że te zwłoki złożone na cmentarzu nie są zwłokami Krzysztofa, ale determinacja rodziny powoduje, że w naszej ocenie nie będzie stanowiło to przeszkody w wyjaśnieniu całej sprawy - mówi mecenas Ireneusz Wilk, pełnomocnik rodziny.
Niejasności w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika mnożą się z dnia na dzień. - Bardzo dużo jest zagadek i znaków zapytania. Nie mogę mówić dokładnie jakich, bo jest to objęte tajemnicą prokuratorską, ale te znaki zapytania codziennie wypływały nowe, i wreszcie przyszedł punkt kulminacyjny, więc trzeba było zdecydować o ekshumacji - mówi nam Włodzimierz Olewnik, ojciec zamordowanego Krzysztofa.
Pełnomocnicy rodziny nie ukrywają, że w przypadku ustalenia, iż odkopane w 2006 r. szczątki nie należały do Krzysztofa Olewnika, cała sprawa, przynajmniej częściowo, zacznie się od nowa. - W przypadku nowych okoliczności istotnych w tej sprawie, oczywiście zdajemy sobie sprawę, że niektórzy sprawcy uprowadzenia Krzysztofa Olewnika skazani już prawomocnie, którzy jeszcze żyją, będą składali wnioski o wznowienie postępowania, liczymy się z takim zachowaniem - mówi Wilk, dodając, że część materiałów zostanie zaliczona w poczet materiału dowodowego nowej sprawy. Natomiast niektóre czynności trzeba będzie powtórzyć. Zdaniem mecenasa, pewne wątki sprawy są już udowodnione. - Jeśli na daną okoliczność uzyskano szereg zeznań, które się nie wykluczają, to taka kwestia nie budzi już żadnych wątpliwości, np. jeśli kilka osób mówi, że w konkretnych godzinach i w konkretnym miejscu przebywały te i te osoby, to okoliczność taka nie powinna być już kwestionowana - tłumaczy Wilk.
Jednak konsekwencje podobnego scenariusza będą dalekosiężne. - Proces ruszyłby od nowa, i mogłoby się też zdarzyć, że osoby winne zbrodni nie poniosą odpowiedzialności. Uważamy, że powinni zostać ukarani sprawcy, którzy zlecali uprowadzenie Krzysztofa. Chociaż w sytuacji przestępstw, takich jak zbrodnia czy udział w zbrodni, przedawnienie następuje po 30 latach - wyjaśnia mecenas, co oznacza, że policja i prokuratura mają jeszcze dużo czasu na jej sfinalizowanie.
Miejsce zakopania ciała wskazał jeden z zabójców, Sławomir Kościuk. Dlaczego miałby wprowadzać organy ścigania w błąd? Zdaniem mecenasa, trzeba na to spojrzeć od strony pewnej gry, jaką przestępcy prowadzą ze śledczymi, a jej motywy są często ukryte. - Musimy pamiętać o szczególnych zachowaniach sprawców takich zbrodni, czasami mówią, a czasami nie mówią nic - podkreśla mecenas.
O pewnym prawdopodobieństwie, że odkopano ciało innej ofiary, a nie Krzysztofa Olewnika, mówi nam poseł Andrzej Dera (PiS), wiceprzewodniczący sejmowej komisji śledczej, który przypomina, że Kościuk zeznał, iż owinął ciało plastikową siatką, a okazało się, że było ono owinięte metalową. - Czy to jest przypadek? - pyta poseł. Z jego wątpliwości można wywnioskować, że odkopano nie tego człowieka, o którym mówił Kościuk, a Krzysztof Olewnik został rzeczywiście owinięty zgodnie z wersją Kościuka w siatkę plastikową, tylko został gdzie indziej zakopany. - Mamy tego typu wątpliwości i one są uzasadnione - zaznacza poseł. - Powstałoby pytanie, co zrobiono z ciałem, otwierałyby się nowe obszary badań dla prokuratury - zauważa Dera.
Jak przypomina mec. Wilk, o tym, gdzie ciało zostało zakopane, wiedzieli Robert Pazik i Sławomir Kościuk (zabójcy ofiary), którzy nie żyją, a mógł wiedzieć także Wojciech Franiewski (miał kierować zbrodnią), który też nie żyje. - Czy inne osoby wiedziały, nie wiem, podejrzewam, że nie - dodaje. Ważnym świadkiem może być Ireneusz Piotrowski, pseudonim "Bokserek" (skazany na 15 lat więzienia), który miał pilnować więzionego Krzysztofa.
Nowe okoliczności zrodziłyby dalsze komplikacje, rodzina chciałaby mieć pewność, co się zdarzyło i jak wyglądało życie Krzysztofa przez te dwa lata. - Trzeba zwrócić uwagę, że oskarżeni i już skazani w sprawie na sali rozpraw mówili to, co chcieli powiedzieć i nic więcej. Nie opowiadali wszystkiego, co tam się rzeczywiście mogło dziać, i my jesteśmy tego świadomi, świadomi są także prokuratorzy czy policjanci - mówi mecenas.
Zdaniem posła Dery, należy się spodziewać poważnych konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych za błędy popełnione w trakcie analizy DNA. Poseł zaznacza, że jeśli okaże się, iż nie jest to ciało Krzysztofa Olewnika, to prawdopodobnie pojawią się nowe oskarżenia pod adresem biegłego sądowego, lekarzy prowadzących sekcję, prokuratorów nadzorujących te procesy, a dodatkowo okaże się także, że dokumenty związane z czynnościami sekcji zwłok i ich identyfikacji zawierają poświadczenie nieprawdy.
Paweł Tunia
Nasz Dziennik 2010-01-22 nr 18

Autor: jc