Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bóg nie chce karać, ale pragnie zbawiać

Treść

Istnieje ogromna pokusa, aby pod mianem słowa Bożego głosić własne wyobrażenia, własne idee. Największe zagrożenie dla wiary polega dziś na sprowadzeniu jej do ideologii. Wiarę przeżywa się jako opowiedzenie się za pewną doktryną, przy czym ta doktryna często przez wielu jest coraz mniej poważnie traktowana.

III Niedziela Adwentu
Iz 61,1–2a.10–11; 1 Tes 5,16–24; J 1,6–8.19–28

Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak rzekł prorok Izajasz (J 1,23)

Święty Jan Chrzciciel był głosem, który zapowiadał i przygotowywał człowieka na przyjście samego Boga! Jest to zdumiewająca tajemnica: człowiek przekazuje słowo od Boga skierowane do serca człowieka! Człowiek może być głosem Boga! Jak to jest możliwe?

Po pierwsze mówiący musi być do tego powołany, posłany przez Boga. To jest warunek podstawowy. Co jednak znaczy być posłanym? Kto jest posłany? Wydaje się, że św. Jan Chrzciciel jest znakomitym przykładem, w którym łączą się Boski posłaniec i ten, który głosi Słowo Boże. Dzisiejsza scena z Ewangelii mówi o oficjalnej delegacji wysłanej z Jerozolimy do Jana Chrzciciela z pytaniem, czy nie jest mesjaszem. Widać jego postać była wówczas znacząca i nasuwała takie skojarzenia. Istnieje ogromna pokusa uwierzenia w to, że się jest kimś nadzwyczajnym. Wielu ludzi chce to osiągnąć na rozmaity sposób, jednak tutaj mamy do czynienia z niezwykłą okazją uznania za kogoś nadzwyczajnego przez proste potwierdzenie, a przynajmniej przez brak zaprzeczenia. Takiej pokusie nie ulega jedynie człowiek autentycznie pokorny. I to w pokorze św. Jana Chrzciciela zawiera się jego wielkość. Pan Jezus powiedział nawet o nim, że między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela (Mt 11,11). Pokora Jana polegała na bojaźni Bożej, czyli na ogromnym szacunku do samego Boga i Jego słowa. Jan sam uważał się za: głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz (J 1,23). Sam nie uznawał się nawet za proroka, którym w rzeczywistości był. Wie, że Panu, który idzie za nim, nie jest nawet godny odwiązać rzemyka u Jego sandała (J 1,27). Cała misja św. Jana Chrzciciela była skierowana na przygotowanie drogi dla Pana Jezusa. On sam się nie liczył. Nie była ważna jego osoba, ale Boża misja.

My jako uczniowie Chrystusa z natury naszego powołania powinniśmy głosić Ewangelię. Powinniśmy głosić ją przede wszystkim świadectwem życia. Pan Jezus mówi o tym bardzo wyraźnie:

Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 5,14–16).

Jeżeli zatem ktoś prawdziwie przyjmuje Ewangelię Chrystusa i staje się Jego uczniem, jest tym samym powołany do głoszenia Jego słowa. Powinno to być tak jednoznaczne, jak w postawie Jana Chrzciciela. Co nie znaczy, że wszyscy powinniśmy pójść na pustynię i żyć w samotności. Wszyscy powinniśmy jednak uznać Ewangelię za naszą Dobrą Nowinę, za coś dla nas najważniejszego. Ale tutaj pojawia się pierwszy problem: czy prawdziwie przyjmujemy Chrystusa i Jego słowo? Czy przyjmujemy słowo Boże nie jako jakieś, nawet najbardziej szlachetne, słowo, ale jak słowo, które pochodzi od Boga? Czy je poważnie traktujemy? Czy staje się ono dla nas czymś rozstrzygającym i zasadniczym, najważniejszym w życiu, czy też jednak nie istnieje dla nas inna, ważniejsza prawda?

Jan Chrzciciel był niezmiernie uczciwy w swojej postawie. Słuchał Boga i przyjmował Jego słowo z całą powagą. Ono dotykało jego serca. W Biblii nie oznaczało ono centrum uczuć, ale centrum myśli i woli. I chociaż orędzie, jakie głosił, zupełnie go przerastało i po ludzku mogło się wydawać, że istnieje sprzeczność między orędziem Jana a tym, co reprezentował zapowiadany Mesjasz. On w pokorze potrafił przyjąć wszystko i wytrwać w zawierzeniu Bogu. Jak dzisiaj wiemy, w istocie nie było sprzeczności pomiędzy tymi dwoma orędziami. Jan jednak nie mógł jeszcze o tym wiedzieć. Pan Jezus rzeczywiście przyszedł dokonać sądu, ale Jego sąd polega na zupełnie czymś innym, niż to się wydawało Janowi i jego współczesnym. Musimy pamiętać, że podobnie będzie i w odniesieniu do nas, którzy także stale oczekujemy od Boga „czegoś innego”, niż On chce nam dać.

Zasadniczy zamiar Boży polega na zbawieniu człowieka! Bóg nie chce karać, ale pragnie zbawiać. Na czym jednak polega sąd? Sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki (J 3,19). Sąd zatem jest ukazaniem światła prawdy. Każdy, kto idzie drogą prawdy, idzie do światła i nie będzie sądzony. Kto idzie drogą kłamstwa, podlega sądowi. Prawdziwy sąd nad światem polega na osądzeniu szatana (zob. J 12,31; 16,11), ojca kłamstwa, na ukazaniu w pełni jego knowań. W ten sposób staje się jednocześnie zbawieniem. Taki jest zasadniczy cel misji Pana Jezusa. Wyobraźnia Jana Chrzciciela nie dorastała do tego Bożego zamysłu miłości. Ale Jan swoją wielkość zawdzięcza otwartości na słowo Boże. Potrafił je w pełni przyjąć i uznać, mimo że nie zgadzało się z jego wyobrażeniami. Świadczy o tym jego cała postawa, która ukazuje, że głosił słowo od Boga, nie własne.

Istnieje ogromna pokusa, aby pod mianem słowa Bożego głosić własne wyobrażenia, własne idee. Największe zagrożenie dla wiary polega dziś na sprowadzeniu jej do ideologii. Wiarę przeżywa się jako opowiedzenie się za pewną doktryną, przy czym ta doktryna często przez wielu jest coraz mniej poważnie traktowana. Stąd jej obrońcy starają się tym bardziej o nią walczyć. A nie taki przecież jest sens Ewangelii. W Ewangelii chodzi o życie, jak to pięknie zapowiada prorok Izajasz:

Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę; aby obwieszczać rok łaski Pańskiej i dzień pomsty naszego Boga (Iz 61,1n).

Nauka Pana Jezusa nie ma charakteru doktrynalnego, ale odnosi się do życia. Ona jest mądrością. Dopiero wtedy, gdy przyjmujemy ją jako słowo życia, staje się dla nas żywa. Ideologiczne przeżywanie wiary prowadzi z reguły do sporów doktrynalnych, co było przyczyną rozłamów i wzajemnych niechęci, aż po nienawiść w gronie uczniów Chrystusa. Nienawiść jest wyraźnym świadectwem braku prawdziwego przyjęcia wiary w Ewangelię, dobrej nowiny o życiu i miłości. Autentyczną wiarę można poznać po tym, o co modli się św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu:

Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie. Unikajcie wszelkiego rodzaju zła (1 Tes 5,16–22).

Fragment książki Rozważania liturgiczne na każdy dzień. T. 1: Adwent i okres Bożego Narodzenia

Włodzimierz Zatorski OSB – urodził się w Czechowicach-Dziedzicach. Do klasztoru wstąpił w roku 1980 po ukończeniu fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pierwsze śluby złożył w 1981 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1987 r. Założyciel i do roku 2007 dyrektor wydawnictwa Tyniec. W latach 2005–2009 przeor klasztoru, od roku 2002 prefekt oblatów świeckich przy opactwie. Autor książek o tematyce duchowej, między innymi: “Przebaczenie”, “Otworzyć serce”, “Dar sumienia”, “Milczeć, aby usłyszeć”, “Droga człowieka”, “Osiem duchów zła”, “Po owocach poznacie”. Od kwietnia 2009 do kwietnia 2010 przebywał w pustelni na Mazurach oraz w klasztorze benedyktyńskim Dormitio w Jerozolimie. Od 2010 do 2013 był mistrzem nowicjatu w Tyńcu. W latach 2013-2015 podprzeor. Obecnie pełni funkcję asystenta Fundacji Opcja Benedykta.

Żródło: cspb.pl, 12

Autor: mj